Gwiazdy Oriona. Aleksander Sowa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa страница 15

Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa

Скачать книгу

spojrzał za okno i się zamyślił. Pająk był zbyt cenny, żeby tak po prostu złapać go zgodnie z życzeniem chorobliwie ambitnego zastępcy. I tak go przyskrzynią, a im bardziej szokujących czynów się w międzyczasie dopuści, tym więcej na tym skorzystają. Istnienie takiego przestępcy pozwala obywatelom zaakceptować istnienie policji, jej obecność, kontrolę i wydatki z budżetu. Tacy jak Pająk najlepiej usprawiedliwiają tę potężną instytucję.

      – Złapiemy go – mruknął wpatrzony w dachy. – Złapiemy, Karol.

      – Mam nadzieję.

      Gdyby nie tacy jak Pająk, mogłoby zaistnieć coś tak niedorzecznego jak społeczeństwo wolne od przestępstw – pomyślał stary gliniarz. A to wykluczyłoby potrzebę istnienia policji kryminalnej.

      – A co tam w sprawie?

      – Ani o cal do przodu. – Grzesik spochmurniał.

      – Mówiłeś coś o adresie.

      – W pobliżu miejsca znalezienia zwłok Bieleckiej – zaakcentował z przekąsem Grzesik, wszyscy przecież wiedzieli, że to rodzina premiera – znaleźliśmy karteczkę z adresem: Bytom-Szombierki, Adolfa Piątka 10.

      – I co?

      – Uznałem, że to może mieć jakiś związek z jej zabójstwem. Pojechałem do dzielnicowego. Powiedział, że mieszka tam stary kawaler. Ma czterdzieści pięć lat, pracuje w straży przemysłowej, lubi popić. Założyłem mu teczkę.

      – Gadałeś z nim?

      – Nie! W żadnym razie. – Grzesik się nastroszył. – To mogłoby go wystraszyć. Lepiej go poobserwować. Może to on? A jak nie on, to może dowiemy się czegoś?

      – Słusznie.

      – Sam go nie mogę pilnować, właśnie piszę zapotrzebowanie na obserwację operacyjną.

      – Pierdol to! Żadnych zapotrzebowań. Mamy specgrupę. Jeden telefon i cała technika operacyjna pracuje z nami. Założą mu podsłuch i będą pilnować przez całą dobę. Niech wreszcie zarobią na uposażenie, bo kawa i pączki już im z dupy wychodzą.

      – To co? Ich też bierzemy?

      – A czemu nie? Aha, zapomniałbym. – Szafranek podrapał się za uchem. – Pamiętasz tę twoją amerykańską sprawę?

      – Co z nią? Coś nie tak?

      – Nie dadzą pieniędzy, ale zgodzili się na bystrzaka.

      – Jakiego bystrzaka?

      Szafranek znów spojrzał za okno. To, że Grzesik napisał kilka raportów, które zwróciły uwagę w Warszawie, nawet mu pasowało. Stary glina podejrzewał, że ktoś Grzesika holuje, a to oznaczało, że przy okazji i on na tym może skorzystać. Generalska szabla czekała.

      – Tego, co go wyłowiłeś na testach w szkołach policyjnych. Przydzielili go nam.

      – Kurwa, nie wierzę – szepnął Grzesik, kręcąc głową. – Naprawdę?

      – Przecież sam o to wnioskowałeś.

      – To miało tylko konkretnie wyglądać w raporcie, że niby jesteśmy innowacyjni i szukamy nowych rozwiązań. Coś trzeba było napisać, żeby wyglądało chwytliwie, a papier przecież cierpliwy jest, wszystko przyjmie.

      – Uhm.

      – Nie sądziłem, że się zgodzą!

      – Politycznym powinieneś zostać.

      – Nie ma już politycznych.

      – To politykiem – odparł Szafranek. – Suweren lubi retorykę.

      – Nasze wydziały medialne także. – Propaganda o milicji za Polski Ludowej nie różniła się zasadniczo od tego, co teraz serwuje się społeczeństwu na temat policji. – Szef coś więcej o nim wie?

      – Młodzieżowiec, doświadczenia zero, ale łeb podobno nie od parady.

      – Plecak?

      – Rodziny w resorcie nie ma. Nikt go nie zna. Musi chodzić o coś innego.

      – Ale o co? Może to kapuś?

      – Może, ale raczej o to, co napisałeś w raporcie.

      – Przecież to było pierdolenie!

      – Widać komuś się spodobało.

      – To się doigrałem.

      – To nie wszystko – dodał Szafranek. – Chłodne fakty są takie, że dostałem polecenie przydzielenia go do ciebie – skłamał. – Smarkacz ma z tobą współpracować. – Wzruszył ramionami z udawanym zatroskaniem na twarzy.

      W głębi duszy ucieszył się, widząc okrągłe jak pięciozłotówki oczy zastępcy. Szafranek wszystko, co osiągnął, zawdzięczał sobie. Nikt mu nie pomógł w karierze, jak temu fałszywemu gnojkowi przed nim.

      19

      Drożdżak wyglądał na inżyniera, który po zmianach ustrojowych pozostał bez pracy. Niedawno awansowano go na zastępcę komendanta głównego. To oznaczało wyższą grupę zaszeregowania i wyższe uposażenie zasadnicze oraz dodatek służbowy, co było istotnym argumentem w sytuacji, kiedy planuje się emeryturę oraz karierę polityczną w cywilu.

      – A więc ty jesteś Stompor? Siadaj. Nie mamy czasu, więc przejdę do rzeczy.

      Emil zwrócił uwagę na za luźny kołnierzyk w koszuli. Pod zaczerwienionymi oczyma dostrzegł też sińce. Odcień skóry również nie wyglądał najzdrowiej.

      – W Legionowie otrzymaliście pewne nietypowe zadanie z kryminalistyki. Pamiętasz coś więcej? – Drożdżak wykonał nieokreślony ruch dłonią.

      – Mieliśmy scharakteryzować profil hipotetycznego zabójcy kobiet, określając jego cechy na podstawie informacji o zabójstwach.

      – To dlatego tu jesteś. – Drożdżak pokiwał głową. – Masz dobrą pamięć.

      – Ciekawe zadania łatwo się zapamiętuje.

      – Wiesz, że wykładowcy cię chwalili?

      – Nie zauważyłem.

      Oficer sięgnął po kartkę, przekrzywił głowę i wydął usta.

      – Zarządzeniem komendanta głównego powołano zespół, któremu zlecono działania zmierzające do ujęcia sprawcy przestępstw objętych sprawą o kryptonimie „Pająk”. – Przerwał, zawieszając wzrok na Emilu. – Ja zostałem szefem – dodał, odkładając rozkaz. – Na odpowiedzialnego za realizację wyznaczyłem podinspektora Szafranka. Znasz?

      –

Скачать книгу