Miasto luster. Justin Cronin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miasto luster - Justin Cronin страница 22

Miasto luster - Justin Cronin

Скачать книгу

zasalutowania i uścisnął jego rękę.

      – Gratuluję awansu, panie generale. – Dla nikogo, kto służył pod tym człowiekiem, promocja na stopień generała nie była niespodzianką.

      – Codziennie tego żałuję. Powiedz mi, jak twój chłopak?

      – Doskonale. Dziękuję za zainteresowanie, panie generale.

      – Gdybym chciał, żebyś nazywał mnie generałem, nie przyjąłbym twojej rezygnacji. Co, nawiasem mówiąc, jest moim drugim największym zmartwieniem. Nie powinienem poddawać się bez walki.

      Peter lubił Gunnara; jego obecność go uspokoiła.

      – Nie na wiele by się to zdało – powiedział.

      Sanchez zaprosiła ich do kącika z kanapą i dwoma skórzanymi fotelami przy niskim stole z kamiennym blatem, na którym leżał długi rulon. Peter po raz pierwszy miał okazję się rozejrzeć: ściana książek, okno bez zasłon, porysowane biurko pokryte papierami. Za biurkiem stało drzewce z teksańską flagą, jedyny przedmiot wskazujący na to, że to gabinet pani prezydent. Peter usiadł w fotelu naprzeciwko Sanchez. Generał Apgar i Chase zajęli miejsca na kanapie.

      – Panie Jaxon – odezwała się Sanchez – z pewnością zastanawia się pan nad powodem tego zaproszenia. Chciałabym prosić o przysługę. Pozwoli pan, że coś panu pokażę. Ford?

      Chase rozwinął rulon i obciążył rogi. Była to mapa geodezyjna. Kerrville leżało pośrodku, z wyraźnie zaznaczonymi murami i granicami. Na zachodzie, wzdłuż rzeki Guadalupe, ciągnęły się duże zakreskowane obszary, każdy z adnotacją: TO1, TO2, TO3.

      – Ryzykując, że zabrzmi to górnolotnie, powiem, że patrzy pan na przyszłość Republiki Teksasu – oznajmiła Sanchez.

      – TO oznacza teren osadniczy – wyjaśnił Chase.

      – Wytyczyliśmy najbardziej logiczne obszary do zasiedlenia, przynajmniej na początek. Są tam woda, żyzna gleba w dolinach, są dobre pastwiska. Będziemy je zasiedlać etapami, a o kolejności zadecyduje losowanie, w którym wezmą udział ludzie chętni wyprowadzić się z miasta.

      – A będzie ich wielu – wtrącił Chase.

      Peter uniósł wzrok. Wszyscy czekali na jego reakcję.

      – Nie wydaje się pan zadowolony – zauważyła Sanchez.

      Przez chwilę szukał odpowiednich słów.

      – Chyba… chyba nigdy nie myślałem, że ten dzień naprawdę nadejdzie.

      – Wojna się skończyła – powiedział Apgar. – Od trzech lat nikt nie widział ani jednego wirola. O to walczyliśmy przez wszystkie te lata.

      Sanchez się pochyliła. Miała w sobie coś ogromnie przyciągającego, niezaprzeczalną siłę. Peter wiele o niej słyszał – podobno za młodu była wielką pięknością, z listą konkurentów długą na kilometr – ale osobiste spotkanie z nią to zupełnie inna sprawa.

      – Historia będzie o panu pamiętać, Peter, za wszystkie pańskie dokonania.

      – Nie byłem sam.

      – Wiem o tym. Wielu ludzi zasługuje na podziękowania. Przykro mi z powodu pańskich przyjaciół. Śmierć kapitan Donadio była bolesnym ciosem. I Amy… cóż… – Urwała. – Będę z panem szczera. Te opowieści o niej… Nigdy nie byłam pewna, w co wierzyć. Teraz też nie jestem przekonana, czy to rozumiem. Wiem jedno: nie prowadzilibyśmy dzisiaj tej rozmowy, gdyby nie Amy, gdyby nie pan. To pan ją do nas sprowadził. Ludzie to wiedzą. Jest pan więc ważną osobą. Można by rzec, że nie ma drugiego takiego. – Wpatrywała się w jego twarz. Umiała sprawić, że człowiek czuł się tak, jakby był z nią sam w pokoju. – Proszę mi powiedzieć, jak się panu podoba praca dla gospodarki mieszkaniowej?

      – Nie narzekam.

      – I daje więcej czasu na wychowywanie chłopca. Na bycie przy nim.

      Peter wyczuwał rozwijającą się strategię. Skinął głową.

      – Nigdy nie miałam dzieci – podjęła Sanchez z lekkim żalem. – To jeden z kosztów sprawowania urzędu. Ale rozumiem pańskie uczucia. Zdaję sobie sprawę, co jest dla pana najważniejsze, i powiem wprost, że moja propozycja nie jest sprzeczna z pańskimi priorytetami. Będzie pan razem z chłopcem jak dotychczas.

      Peter potrafił rozpoznać półprawdę, kiedy ją usłyszał. Z drugiej strony, Sanchez tak starannie opracowała podejście, że na przekór sobie podziwiał tę kobietę.

      – Słucham.

      – Co by pan powiedział na dołączenie do mojego sztabu?

      Propozycja była tak niedorzeczna, że o mało nie parsknął śmiechem.

      – Proszę mi wybaczyć, pani prezydent…

      – Proszę – przerwała mu z uśmiechem. – Vicky.

      Musiał przyznać, że jest prawdziwą mistrzynią.

      – Pomysł ma tyle złych stron, że nie mam pojęcia, od czego zacząć. Po pierwsze, nie jestem politykiem.

      – A ja wcale nie proszę, żeby pan nim został. Ale jest pan urodzonym przywódcą, i wszyscy o tym wiedzą. Jest pan zbyt cennym człowiekiem, żeby trzymać się na uboczu. Otworzenie bramy oznacza nie tylko powiększenie przestrzeni do życia, chociaż zdecydowanie tego potrzebujemy. To pociągnie za sobą fundamentalne zmiany właściwie we wszystkim, co robimy. Trzeba jeszcze dopracować mnóstwo szczegółów, ale w ciągu najbliższych dziewięćdziesięciu dni planuję zawiesić stan wojenny. Wojska ekspedycyjne zostaną odwołane z terytoriów, żeby pomagać w przesiedleniu, i władze przekształcą się w całkowicie cywilne. Czekają nas poważne reformy, z pewnością niełatwe, jednak bezwarunkowo należy je wprowadzić. Sądzę, że właśnie nadeszła odpowiednia chwila.

      – Z całym szacunkiem, ale nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną.

      – Wszystko, prawdę powiedziawszy. A przynajmniej mam taką nadzieję. Zajmuje pan wyjątkową pozycję. Wojsko pana szanuje. Ludzie pana kochają, zwłaszcza ci z Iowa. Ale to tylko dwie części z całości. Trzecią są gangsterzy. Ci dopiero będą mieli używanie w trudnym okresie przejściowym. Może Tifty Lamont nie żyje, ale dawna znajomość z nim zapewnia panu dostęp do najwyższych poziomów ich struktur. Nie ma co liczyć na to, że całkowicie zlikwidujemy gangi. Nie zdołalibyśmy tego dokonać, nawet gdybyśmy chcieli. Zło należy do życia, jest faktem, brzydkim faktem, ale faktem. Zna pan Dunka Withersa, prawda?

      Peter skinął głową.

      – Spotkaliśmy się.

      – To było coś więcej niż spotkanie, jeśli moi informatorzy nie mijają się z prawdą. Słyszałam o klatce. Był to niemały wyczyn.

      Nawiązywała do pierwszego spotkania Petera z Tiftym w jego podziemnym kompleksie na północ od San Antonio.

      Członkowie

Скачать книгу