Miasto luster. Justin Cronin
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miasto luster - Justin Cronin страница 20
Zbudził się i zobaczył buzię Kate tuż nad swoją twarzą.
– Wujku Michaelu, pobudka.
Podciągnął się na łokciach. Hollis stał przy drzwiach.
– Wybacz. Mówiłem, żeby dała ci spokój.
Michael po dłuższej chwili zebrał się w sobie. Nie przywykł do spania do późna.
– Jest Sara?
– Wyszła dawno temu. – Hollis skinął ręką na córkę. – Chodź, bo się spóźnimy.
Kate przewróciła oczami.
– Tatuś boi się sióstr.
– Twój tatuś jest mądrym człowiekiem. Na samą myśl o tych paniach skręcają mi się kiszki.
– Nie pomagasz mi – zwrócił mu uwagę Hollis.
– Fakt. – Michael popatrzył na dziewczynkę. – Rób, co każe tata, skarbie.
Siostrzenica zaskoczyła go silnym uściskiem.
– Będziesz tu, jak wrócę?
– Pewnie, że tak.
Słuchał ich kroków cichnących na schodach. Trzeba było przyznać tej małej, że wiedziała, co robi. Zastosowała czysty emocjonalny szantaż, ale co mógł na to poradzić? Ubrał się i umył twarz nad zlewem. Sara zostawiła bułki na śniadanie. Uznał, że w zasadzie nie jest głodny. Znajdzie sobie coś później, jeśli będzie trzeba – i jeśli będzie miał apetyt.
Zabrał plecak i wyszedł.
Sara kończyła poranny obchód, gdy zatrzymała ją jedna z pielęgniarek. Skierowała ją do recepcji, gdzie przy biurku stała siostra Peg.
– Dzień dobry, siostro.
Siostra Peg była jedną z tych osób, które po wejściu odmieniają każde pomieszczenie, przykręcając śrubę wszystkim obecnym. Nikt nie znał jej wieku – miała co najmniej sześćdziesiąt lat, chociaż podobno od dwudziestu ani trochę się nie zmieniła. Powszechnie uważano ją za zrzędę, Sara jednak wiedziała lepiej. Za surową powierzchownością i takim sposobem bycia skrywała się osoba całym sercem oddana dzieciom, które miała pod opieką.
– Możemy zamienić słówko, Saro?
Chwilę później wyruszyły do sierocińca. Gdy zbliżyły się do budynku, Sara usłyszała krzyki i piski bawiących się dzieci; akurat trwała poranna przerwa. Skorzystały z ogrodowej furtki.
– Doktor Sara, doktor Sara!
Sara nie zdążyła zrobić pięciu kroków na placu zabaw, gdy opadła ją chmara dzieci. Dobrze ją znały, ale wiedziała, że równie radosne podniecenie wzbudziłby każdy inny gość. Wykręciła się obietnicami, że następnym razem zostanie dłużej, i weszła z siostrą Peg do budynku.
Dziewczynka siedziała na stole w pokoiku, który służył do badania dzieci. Zatrzepotała powiekami, gdy Sara stanęła na progu. Mogła mieć dwanaście, trzynaście lat. Trudno było osądzić, bo pokrywała ją gruba warstwa brudu. Miała na sobie brudny fartuch z grubego płótna, zawiązany na jednym ramieniu, i była boso; powalane ziemią stopy były pokryte strupami.
– Ludzie ze służby wewnętrznej przyprowadzili ją późno w nocy – wyjaśniła siostra Peg. – Nie odezwała się słowem.
Dziewczynka została przyłapana na próbie włamania do magazynu z płodami rolnymi. Sara potrafiła zrozumieć jej postępowanie, bo dziecko wyglądało na zagłodzone.
– Cześć, jestem doktor Sara. Powiesz mi, jak masz na imię?
Mała, w skupieniu patrząca na nią spod kaptura skołtunionych włosów, nie odpowiedziała. Poruszyła oczami – tylko oczami – czujnie przenosząc spojrzenie na siostrę Peg, i z powrotem utkwiła wzrok w Sarze.
– Próbowaliśmy się dowiedzieć, kim są jej rodzice – oznajmiła zakonnica. – Ale nikt nie zgłosił zaginięcia.
Sara przypuszczała, że nikt jej nie szuka. Wyjęła z torby stetoskop i pokazała dziewczynce.
– Posłucham twojego serca. Mogę?
Odpowiedź nie padła, jednak dziewczynka wzrokiem wyraziła zgodę. Sara zsunęła węzeł z jej ramienia. Mała była chuda jak trzcina, ale pączkowały jej piersi. Lekko się wzdrygnęła, gdy poczuła chłód słuchawki na skórze. Była to jej jedyna reakcja.
– Saro, popatrz na to.
Siostra Peg zerknęła na plecy dziewczynki. Widniały na nich ślady oparzeń i krwawe pręgi od uderzania biczem. Niektóre rany były stare, inne wciąż się jątrzyły. Sara widywała podobne obrażenia, choć nie na taką skalę.
Spojrzała na dziewczynkę.
– Skarbie, powiesz mi, kto to zrobił?
– Sądzę, że ona nie może mówić – wtrąciła się siostra Peg.
Sara zaczynała rozumieć sytuację. Dziewczynka pozwoliła się złapać za podbródek. Sara uniosła drugą rękę i przysunęła do jej prawego ucha. Trzy razy pstryknęła palcami. Dziewczynka nie zareagowała. Sara pstryknęła przy jej lewym uchu i znowu nie było żadnej reakcji. Patrząc jej w oczy, wskazała swoje ucho i powoli pokręciła głową. Mała przytaknęła w milczeniu.
– Jest głucha.
Chwilę później zdarzyło się coś niespodziewanego. Dziewczynka sięgnęła po jej rękę. Palcem wskazującym zaczęła rysować kreski we wnętrzu jej dłoni. Sara zrozumiała, że to wcale nie są kreski. To były litery. P. I. M.
– Pim – powiedziała. Zerknęła na siostrę Peg i przeniosła spojrzenie na dziewczynkę. – Pim, tak masz na imię?
Dziewczynka skinęła głową. Sara ujęła jej dłoń. SARA, napisała i wskazała siebie.
– Sara. – Uniosła wzrok. – Siostro, może siostra przynieść coś do pisania?
Zakonnica wyszła z pokoju i po chwili wróciła z tabliczką oraz kredą używaną przez dzieci na lekcjach.
GDZIE SĄ TWOI RODZICE? – napisała Sara.
Pim wzięła tabliczkę. Dłonią starła słowa i niezdarnie chwyciła kredę.
NIE ŻYJĄ
OD KIEDY?
TATA OD DAWNA. MAMA NIE
KTO CIĘ SKRZYWDZIŁ?
MESZCZYZNA
JAKI MĘŻCZYZNA?
NIE WIEM UCIEKŁAM
Następne