Wieczny odpoczynek. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wieczny odpoczynek - Aleksandra Marinina страница 8
– Bez powodu. – Nastia wzruszyła ramionami. – Latem ubiegłego roku Wasilij Pietrowicz Niemczinow opuścił kolonię karną, a ponieważ mieszka teraz w Moskwie, chcę wiedzieć, czego się po nim spodziewać. Wzięłam akta z archiwum, zaczęłam je przeglądać i natknęłam się na pańskie zeznania. Postanowiłam to i owo uściślić. Trudno zignorować fakt, że człowiek latami nie przyjeżdża na swoje letnisko, podczas gdy jego syn, synowa i wnuczka bywają tam regularnie, a potem ni z tego, ni z owego zjawia się, pije wódkę razem z synem i jego żoną, chwyta za broń i zabija kompanów od kieliszka. Nawiasem mówiąc, czy Giennadij i Swietłana lubili imprezować?
– Na ten temat nie potrafię niczego konkretnego powiedzieć, ale rzeczywiście często kogoś gościli. Nie stronili od alkoholu. Tak więc nie ma w tym nic dziwnego, że Giennadij pił wódkę razem z żoną i z ojcem. Jeśli jednak nie daje pani spokoju fakt, że ojciec nagle zjawił się na letnisku, to może był ku temu powód. Na przykład jakieś rodzinne święto.
– Rodzinne święta bywają co roku, mimo to ani razu nie widział pan Niemczinowa seniora – zaoponowała Nastia z uporem. – Dlaczego akurat wtedy zjechali się na letnisko? Jaki szczególny powód mógł ich do tego skłonić?
– Niech pani zapyta ojca, sama pani przed chwilą powiedziała, że jest teraz w Moskwie. Dlaczego tylko mnie pani wypytuje?
– To nieprawda, panie pułkowniku. – Nastia się uśmiechnęła. – Nie wypytuję. Chciałam wyjść, bo to, czego pragnęłam się dowiedzieć, już mi pan powiedział. Ale pan mnie nie puścił. Więc teraz kolej na pana, żeby powiedzieć czemu. Dlaczego mnie pan zatrzymał?
– Czekam – odparł Biełkin krótko.
Lekko podniósł się z niskiego fotela, przespacerował po pokoju, postał chwilę przy oknie, po czym odwrócił się do Nastii, opierając łokcie o parapet.
– Chcę sprawdzić, czy umie pani słuchać, i czekam, aż zada mi pewne pytanie. Ale wnioskując z pani zachowania, chyba się nie doczekam.
Nagle Nastię ogarnęła złość. Na co on sobie pozwala, ten pułkownik? Owszem, to prawda, że walczył, że jest lotnikiem, który brał udział w działaniach bojowych, i że dostał mnóstwo nagród, ale czy to mu daje prawo, by podważać profesjonalizm osób wykonujących mniej heroiczną pracę? Czy to, że potrafisz szybko biegać, daje ci prawo, by sądzić, że ten, kto nie biega, lecz skacze, jest zupełnym zerem, mimo że skacze lepiej, niż ty biegasz? Nastia wstała z fotela, wprawdzie nie tak elegancko jak Biełkin, ale płynnym ruchem, by nie sprawiać wrażenia osoby niezdarnej.
– Nie doczeka się pan – powiedziała spokojnie. – Ale nie dlatego, że nie chcę zadać panu tego pytania. Dał mi pan przecież jasno do zrozumienia, że cudze tajemnice rodzinne pana nie obchodzą. Stąd wniosek, że raczej nie zechce pan odpowiedzieć na moje pytanie.
– Niech mi je pani zada, to odpowiem. Chyba rzeczywiście pora kończyć rozmowę, w przeciwnym razie pojawi się ryzyko, że zostanę bez obiadu.
Nastia nabrała powietrza do płuc, jak przed skokiem do wody. Nie znosiła, gdy ktoś ją egzaminował, ale niestety nie zawsze mogła uniknąć tego typu sytuacji. Teraz też wpakowała się przez nieuwagę, pozwoliła pułkownikowi, by przejął inicjatywę w rozmowie, wskutek czego będzie musiała udowadniać swoje kompetencje zawodowe. Nie wątpiła, że Biełkin myśli o tym samym. Powiedział, a nawet podkreślił, że ma świetną pamięć wzrokową. A więc pamięta wiele osób, które odwiedzały letnisko Niemczinowów, mimo że minął szmat czasu. Może ktoś zna odpowiedź na pytanie? Wasilij Pietrowicz też jej oczywiście nie zna, ale gdyby niczego nie ukrywał, informacja pojawiłaby się w materiałach sprawy karnej. W protokołach przesłuchań przynajmniej raz przewinęłoby się zdanie: „Tamtego dnia przyjechałem z synem na letnisko, mimo że przedtem tam nie bywałem, bo…”. Ale się nie przewinęło. Owszem, Niemczinow senior przyjechał, nikogo jednak nie interesowało, czy bywał tam wcześniej, bo nie ma to bezpośredniego związku z zabójstwem. Po co więc go o to pytać? Skoro nie powiedział wtedy, teraz też nie powie. Małżonkowie Niemczinowowie nie żyją. Lera Niemczinowa była wtedy ośmioletnim dzieckiem, a zatem jej też nie ma sensu pytać. Co innego, jeśli chodzi o przyjaciół rodziny. W dodatku takich, którzy przyjeżdżali na letnisko i mogą wiedzieć, czy ojciec tam bywał, a jeśli nie, to dlaczego.
– Może mi pan podać nazwiska? – zapytała Nastia obcesowo, pomijając wszystkie pośrednie ogniwa.
– Znam tylko jedno. Poznałem je całkiem niedawno. Widziałem tego mężczyznę wiele razy u Niemczinowów, dlatego dobrze go zapamiętałem. Gdy się pojawił na ekranie telewizora, nie miałem najmniejszej wątpliwości, że to on.
– Nazwisko – powtórzyła Nastia z naciskiem. – Obiecał pan je podać.
– Nie zapamiętałem. Występował w programie o Igorze Wildanowie. Jest taki znany piosenkarz, może pani słyszała?
– Słyszałam. Co ten człowiek robił w audycji?
– Opowiadał o Wildanowie. O tym, jak ciężko pracuje, jak wyglądają jego próby, jak krytycznie ocenia swoją twórczość i tak dalej. Odniosłem wrażenie, że to ktoś w rodzaju osobistego menadżera. Zdaje się, że w świecie artystów taka osoba nosi miano impresaria. To wszystko, Anastazjo Pawłowna, czas minął. Za dziesięć minut zamkną mi stołówkę.
Razem opuścili pokój, Biełkin ruszył schodami na drugie piętro, gdzie znajdowała się stołówka, a Nastia zeszła na dół i powlokła się na pociąg. Nadzieja, że dotrze na dworzec autobusem, się nie sprawdziła. Jeśli wierzyć rozkładowi jazdy, autobus odjechał parę minut temu, a następny będzie dopiero za półtorej godziny. Czekanie mija się z celem, zresztą jest zimno.
W ciągu czterdziestu minut Nastia pokonała trzy kilometry dzielące dom wczasowy od dworca, i nie mogła się sobie nadziwić. Przecież chodzenie pieszo jest zdrowe, bo czyste, zimne powietrze sprawia, że płuca się oczyszczają, a myśli porządkują. Więc dlaczego ona nie lubi spacerować? Dawniej, gdy pracowała jeszcze na Pietrowce, Zatoczny regularnie wyciągał ją na poranne spacery w parku Izmajłowskim. Za każdym razem potwornie nie chciało jej się iść, ale potem zawsze była zadowolona, że się wybrała. W ciągu trzech ostatnich miesięcy ani razu nie spacerowała z Zatocznym, lecz to zrozumiałe. Gdy byli w różnych resortach, sprawa wyglądała inaczej. Teraz łączą ich relacje szefa i podwładnej. Etyka służbowa nie pozwala. Poza tym nie ma takiej potrzeby, bo codziennie się widują i mogą omówić wszystko na miejscu.
Ci Niemczinowowie to jednak ciekawa rodzinka. Znany kompozytor zajmował przestronny, ciepły dom letniskowy wybudowany przez ojca, przyjmował tam gości, urządzał huczne biesiady. A niepozornego tatusia trzymał z boku. Czyżby się go wstydził? Chyba tak. W wielu rodzinach zdarza się, że dzieci wyrywają się w świat, nawiązują liczne znajomości, po czym udają, że w ogóle nie mają rodziców, bo nie chcą ich przedstawiać eleganckiemu otoczeniu. Przodkowie się nie udali. Mają nieodpowiednie wykształcenie, proste maniery, wygląd też pozostawia sporo do życzenia.
Jednakże ta prosta historyjka nieszczególnie pasuje do obrazu Wasilija Pietrowicza Niemczinowa. Jak to się ma do nienagannej wypowiedzi pisemnej bez żadnego błędu ortograficznego czy składniowego? Do normalnego języka,