Białe róże z Petersburga. Joanna Jax

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Białe róże z Petersburga - Joanna Jax страница 11

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Białe róże z Petersburga - Joanna Jax

Скачать книгу

i robił to w sposób brutalny i szalony, doprowadzając je do obłędu z rozkoszy. A na dodatek posiadał w swym przyrodzeniu taką moc, że potraktowana w podobny sposób panna zaczynała głosić poglądy bez mała bolszewickie.

      Aleksandra nie zajmowały te idiotyczne plotki i niewiele obchodziła go „magiczna różdżka” Kamieńskiego, ale wiadomość, iż pod postacią słynnego bolszewickiego brutala ukrywał się Iwan Dragonow, zmroziła go. I nie dlatego, że Kamieński okazał się rosłym mężczyzną z krwi i kości, ale z uwagi na fakt, iż wciąż wymykał się władzy z rąk, co nie rokowało najlepiej.

      – Jadę z wami. Zaraz każę osiodłać konia – oznajmił.

      – Nie musi pan przerywać obiadu, wysyłamy tam cały oddział kozacki. Tym razem go złapiemy, Aleksandrze Fiodorowiczu – ponownie zapewnił Kareński.

      – To morderca mojego ojca, muszę to bydlę złapać osobiście – odparł z zaciśniętymi ustami Aleksander.

      Miał nadzieję, że przy wsparciu gwardii zrobią to w sposób skuteczny i dyskretny, chociaż trudno było mówić o dyskrecji, gdy ulicę zaleje konnica.

      W czasie, gdy siodłano Aleksandrowi konia, funkcjonariusze tłumaczyli mu, w jaki sposób przebiegnie akcja, by tym razem zakończyła się sukcesem. W istocie zachowywali się tak, jakby Iwan Dragonow posiadał jakieś nadprzyrodzone zdolności i potrafił znikać niczym duch. Aleksander nie bał się Dragonowa ani też nie przypisywał mu nadludzkich cech. Uważał, że ten był po prostu sprytny i miał zaufanych towarzyszy, którzy służyli mu pomocą. Jeśli rzesza jego zwolenników rosła z każdym dniem, nie dziwił fakt, że Dragonow pozostawał nieuchwytny.

      Kwadrans później Aleksander w towarzystwie funkcjonariuszy Oddziału Ochrony Bezpieczeństwa Publicznego i Porządku jechał w kierunku Ogrodu Tawryczeskiego, skąd miała być poprowadzona akcja schwytania nie tylko wroga cara, ale także mordercy hrabiego Fiodora Oboleńskiego.

      4

      Tego dnia do kwiaciarni przy Twerskiej nie zaglądało zbyt wiele osób. Być może sprawiła to pogoda, a może po prostu nikt nie potrzebował kwiatów, ale dzięki temu Lena miała więcej czasu na naukę. Niestety, jak na złość nic jej tego popołudnia nie wychodziło i widząc swoje wątpliwej urody dzieła, czuła się coraz bardziej sfrustrowana.

      Drzwi kwiaciarni otworzyły się i wszedł młody chłopak. Otaksowała go wzrokiem i stwierdziła, że mężczyzna nie wygląda na zamożnego i zapewne ograniczy się do zakupu wiązanki z co najwyżej trzech kwiatów. Ten jednak nie zamierzał niczego kupować, tylko położył na ladzie małą ulotkę, po czym zniknął bez słowa. Lena zaczęła ją czytać. Była to kolejna próba zachęcenia ludzi do rewolucji i obalenia cara. Dziewczyna miała już wyrzucić ten kawałek papieru do śmieci, gdy jej wzrok padł na ostatnie zdanie. Było tam napisane, że wiec odbędzie się za godzinę przy Orłowskiej, która znajdowała się niedaleko Twerskiej. Tylko dlatego Lena postanowiła, że gdy tylko skończy pracę, pójdzie i posłucha o tych pięknych czasach, które nastaną, kiedy władzę przejmie lud. Najbardziej frapowała ją kwestia szkolnictwa, bo obawiała się, że przy takich dochodach nie zdoła wysłać Miszy do gimnazjum, a ci ludzie obiecywali równość pod każdym względem.

      – Coś masz dzisiaj paluszki niezbyt zwinne. – Dwerkin rozliczał dzienny utarg i zerkał z pobłażaniem na podejmowane przez Lenę próby ułożenia wiązanki na wzór zdjęcia z jakiegoś magazynu.

      – Andrieju Dwerkinie, mnie dzisiaj wszystko z rąk leci. Zabiorę Miszę na spacer, może trochę dojdę do siebie – powiedziała dziewczyna.

      – Na deszcz się zbiera. – Dwerkin zerknął przez okno. – Znowu dzisiaj w gazecie pisali o tym Kamieńskim. Jakaś młoda kobieta podobno widziała na jego głowie diabelskie rogi… Ech, czegoż to nie wymyślą głupiutkie panny.

      – A mnie się zdaje, że te plotki rozsiewa sama władza, aby usprawiedliwić fakt, iż ów człowiek zamiast siedzieć w Twierdzy Pietropawłowskiej, wciąż chodzi na wolności. – Roześmiała się.

      – A wiesz, Lenko, to całkiem możliwe. Car dysponuje milionową armią, a nie może złapać jednego człowieka. Gorsza porażka niż ta w Japonii. – Dwerkin skubnął wąsa i dodał: – No, idź już, bo zaraz zacznie zmierzchać. Ja też już kończę i wracam do siebie, bo Ritva pewnie już samowar nastawiła.

      Odkąd Lena wraz bratem pojawiła się w kwiaciarni Dwerkina, ten starał się udowodnić, że wywiązał się z danego Tatianie słowa. I w istocie okazywał im zrozumienie, był życzliwy i gdyby nie fakt, że Siergiej Woronin był potworem, więc nie miała dobrych skojarzeń z postacią ojca, mogłaby rzec, iż Andriej był dla niej właśnie jak ojciec. Dziewczyna niekiedy zastanawiała się, dlaczego matka nie skorzystała z jego propozycji i nie uciekła z nimi do tego zacnego człowieka, ale dowiedziała się od Dwerkina, że oferta z jego strony padła, gdy matka była już chora. Najpewniej nie chciała być ciężarem dla tego poczciwego człowieka, ale Lena mimo wszystko skrycie żywiła do matki żal, że w tej kwestii mogła pomyśleć także o swoich dzieciach. Przecież gdyby nie desperacka próba Leny, by uwolnić siebie i brata od gwałtownego i wiecznie pijanego ojca, przeżywaliby teraz piekło i kto wie, czy pewnego dnia Lena nie zabiłaby Siergieja Woronina, tym samym pieczętując swój los.

      – Dokąd idziemy? – zapytał Misza, gdy Lena zamiast do Ogrodu Tawryczeskiego skierowała swoje kroki w przeciwną stronę.

      – Pójdziemy teraz posłuchać jednego człowieka, który będzie mówił o tym, jak będzie dobrze, gdy car przestanie rządzić – powiedziała Lena.

      – Car jest dobry i mądry – z przekonaniem stwierdził Misza.

      – Jeden człowiek nie może być tak mądry, jak tysiąc osób. Uczyłeś się arytmetyki, tysiąc czy milion to więcej niż jeden – roześmiała się Lena.

      – To chodźmy, bo i tak zaraz zacznie padać – odparł Misza i ruszyli z Leną w kierunku ulicy Orłowskiej.

      Lena nie miała pojęcia, czy trafi do starego magazynu, gdzie odbywał się wiec, bowiem na ulotce nie podano dokładnego adresu, zapewne z obawy przed policją czy Ochraną. Rozglądała się więc, licząc się, że drogę wskażą jej ludzie zmierzający na to spotkanie. Nigdzie jednak nie widziała żadnego tłumu i zaczęła żałować, że zapuściła się w te rewiry. Dostrzegła tylko jakiegoś młodego chłopaka, który stał oparty o ścianę, palił papierosa i czujnie przyglądał się przechodniom.

      – A nie chce panienka posłuchać Kamieńskiego? – zapytał konspiracyjnym szeptem.

      Potaknęła głową i kilka minut później znalazła się w dusznym pomieszczeniu o dużych, brudnych oknach i z drewnianym podestem, na którym stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o jasnych, nieco przydługich włosach i ogromnych błękitnych oczach. Lena domyśliła się, że ów człowiek to niesławny Kamieński, bo biła od niego charyzma i jakaś pierwotna siła, nakazująca iść drogą, którą on wskaże. Nie dziwiła się, iż kobiety, które miały okazję już go widzieć, szalały za nim, przekazując sobie wieści o jego męskości. Na niej jednak nie zrobił dobrego wrażenia. Nie znała go, a jednak budził się w niej jakiś podskórny strach i przeświadczenie, iż jest to człowiek okrutny i bezwzględny. Jednakże to, co mówił, miało

Скачать книгу