Upiory spacerują nad Wartą. Ryszard Ćwirlej
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Upiory spacerują nad Wartą - Ryszard Ćwirlej страница 10
Ci dwaj nie mieli zamiaru robić nikomu kłopotu. Siedzieli spokojnie i czekali na to, co przyniesie los, umilając sobie czas niezwykle interesującą konwersacją.
– Wszystko, co złe na tym świecie, to przez baby. Mówię ci, baby to…
– Baby to baby.
– No właśnie.
W drewnianych, solidnych drzwiach, okutych stalowymi sztabami, najpierw poruszyła się klapka judasza, a potem zazgrzytał zamek. Obie głowy natychmiast odwróciły się w tamtym kierunku.
– Palimy czy nie palimy? – zapytał strażnik, zaglądając do środka celi. W ręce trzymał pudełko zapałek. Aresztantom nie wolno było mieć przy sobie niczego, czym mogliby rozniecić ogień, dlatego co godzinę odwiedzał ich klawisz, proponując odpalenie papierosów.
– Panie dowódco – zagadnął go jeden z mężczyzn, wstając z pryczy na znak szacunku. – Zajarałoby się ćmika, ale nie ma co. Może pan dowódca znajdzie jaki tytoń? Może być używany.
Klawisz spojrzał na obu aresztantów zdziwiony tą jawną bezczelnością. Po sekundzie jednak uśmiechnął się. Skoro pytają o pety, znaczy się, są obyci, domyślił się. Frajer, który pod celą znalazł się po raz pierwszy, nigdy by tak do władzy się nie odezwał. A ci, skoro pytali, musieli wiedzieć, w czym rzecz. Z takimi lepiej dobrze żyć. W końcu to oni stanowią trzon więziennej braci, na której opiera się cały system.
– Zobaczy się – odpowiedział mundurowy i zatrzasnął drzwi.
Po korytarzu poniósł się odgłos oddalających się kroków.
– Wszystko przez tego gościa z orkiestry – ciągnął przerwany przez wejście strażnika wątek krótko ostrzyżony facet z pokiereszowaną gębą. – To jasne jak słońce, że gdyby nie on, kutas jeden w mordę szarpany, piłbym se teraz zimne piwo na Półwiejskiej. A ten gnój, wyobraź se, nie chciał grać. No i co z tego, że w W-Z-ecie dancingi kończą się nad ranem? Ja mu gadam: „Zagraj jeszcze jeden kawałek o tej Ewce, żeby nie płakała”, bo ja akurat przygruchałem taką babkę, co się nazywała Ewka, no i chciałem, żeby dancing zakończyć z fasonem, zanim ją wezmę na chatę, bo ona już była zbajerowana na cacy. A ten łachudra mi powiada, że skończyli już granie i że mam się odpierdolić, bo jest zmęczony i idzie do domu. To ja jemu gadam: „Graj, ty szarpidrucie, mówię po dobremu, bo zaraz mi tu inaczej zagrasz z kołnierzem hiszpańskim z własnej gitary”. A on, ten jebaniec, w śmiech i gada, że on gra na elektrycznym instrumencie, a z takiego się nie da zrobić kołnierza. No to co nam zostało? Trzeba było mu pokazać, że jak się chce, to wszystko można. No i ja onemu tę jego elektryczną z miejsca z łapy wyrwałem i przydzwoniłem w makówę, że niby co się będzie wymądrzał. Ale skubany miał rację. Nie dało się mu wcisnąć tej gitary na łeb. Za twarda była. Zresztą nawet nie dało się sprawdzić, bo ten gnój, jak stał, tak zjechał po ścianie. I dobrze mu, nie? Bo chamstwa to ja przede wszystkim nie znoszę.
– I za takie gówno dałeś się zapuszkować? – zainteresował się siedzący naprzeciw chudzielec w białym podkoszulku.
– Ady nie za grajka. Szatniarz musiał zadzwonić po szkiełów, jak ja spokojnie powróciłem do stolika dopić zapłaconą gorzałę. A ta pinda, znaczy się ta Ewka, co ja dla niej tę piosenkę chciałem zapłacić, ta, co to ze mną siedziała, musiała coś się wystraszyć, bo jak ja gadałem se z orkiestrą, to się stleniła, więc miałem już rypanie z głowy i tylko kulturalnie zakończyć konsumpcję chciałem, ale wtedy wpadło dwóch szkiełów, że niby to jakaś awantura się dzieje. A cynk mieli na bank, bo z miejsca do mojego stolika idą. No to co było robić? Przecież żywcem się wziąć nie dam. To jak tylko podeszli, to jednemu od razu bez pytania w tytę przylałem, ale źle fangę puściłem, sam na ryj poleciałem, bo mnie tak jakoś zachwiało, no i ten drugi mnie przydusił. Sprali mnie koncertowo leżącego i teraz mam dostać sankcję za napaść na funkcjonariusza na służbie.
– No to niezły wywijas jesteś. W warunkach recydywy prokurator ci tego szkieła nie popuści – zawyrokował chudy. – Szykuj graty, bo jeszcze dziś cię widzę na Młyńskiej.
Proroctwo nie zrobiło najwyraźniej na obitym większego wrażenia. Widać było, że już dawno pogodził się z takim obrotem sprawy. Jako człowiek obyty musiał wiedzieć, że z milicjantami lepiej nie zaczynać, bo ci zawzięci są i na pewno nie popuszczą.
– A ciebie za co zapuszkowali? – zapytał kolegę.
– Niby za nic wielkiego. Za kulturę i sztukę – odpowiedział chudy. Wstał, wsunął na nogi czeskie półbuty bez sznurówek i poszedł się wysikać do kibla w narożniku celi.
– Za kulturę i sztukę? Że niby jak?
– Normalnie, o dziary tu idzie sprawa. – Otarł obsikane palce o boki spodni, a potem podciągnął podkoszulek na brzuchu. Oczom współtowarzysza niewoli ukazał się piękny obraz przedstawiający twarz kobiety z otwartymi ustami. Tatuaż był bardzo realistyczny dzięki temu, że środek ust stanowił wklęsły pępek. – Patrz, gościu! – chudzielec napiął brzuch, a potem szybko go wciągnął. Usta kobiety poruszyły się, rozwarły szeroko, by zaraz się przymknąć.
– O Boże, jakby laskę robiła – stwierdził z zachwytem w głosie ten z obitym pyskiem.
– I to jest prawdziwa sztuka. – Właściciel tatuażu spuścił koszulę i wrócił na swoją pryczę.
Bezpośrednim powodem zatrzymania Zbysława Klimczaka był jego talent plastyczny. Znany był bowiem w swoim środowisku jako artysta od dziergania, czyli facet, który robi piękne tatuaże. Fachu nauczył się jakieś dwadzieścia lat wcześniej we Wronkach, gdzie odsiadywał pierwszy w swym życiu wyrok za rozbój. Później drobnych wyroków było jeszcze kilka, a nabyta w młodości umiejętność dziergania przydawała się podczas odsiadek. Zdobył szacunek i uznanie, a każde jego pojawienie się pod celą współwięźniowie witali z prawdziwą radością. Zapewniał bowiem grypsującym kolegom obfitość wszelkich deficytowych dóbr, które były zapłatą za jego umiejętności. Oni dawali mu ochronę i spokój twórczy, on zaś mógł pracować dla dobra socjalistycznej wspólnoty polskiego więziennictwa.
Dziś, parę minut po ósmej rano, dzielnicowy z Łazarza odwiedził go w jego mieszkaniu przy ulicy Strusia i poinformował, że jest do niego parę pytań i musi na chwilę zostać doprowadzony na komisariat.