Upiory spacerują nad Wartą. Ryszard Ćwirlej
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Upiory spacerują nad Wartą - Ryszard Ćwirlej страница 8
– Z mostu to spadają ci, no, samobójcy, co to chcą się zabić, albo studenci.
– Studenci? – zdziwił się chłopak, który wychowany był na Winogradach, a więc daleko od rzeki, i nie znał tutejszych zwyczajów.
– No jak, nie wiesz? Chodzą po moście Rocha. Znaczy się po tych, no, takich okrągłych ze stali co… o, tam widzisz, nie? – Szyper wskazał na nieodległą przeprawę.
– To są filary – stwierdził pomocnik, zadowolony, że udało mu się wykazać fachową wiedzą.
– Sam żeś jest filar. To są przęsła.
– Takie bardziej łuki.
– Przęsła łukowe – przypomniał sobie w końcu Dolata. – A w ogóle to zamiast mi tu gitarę zawracać, skocz ino na dół i przynieś mi flaszkę piwa.
– Piwa?
– No tam jest kista z piwem. Ino weź w zielonej flaszce.
– W zielonej? – zdziwił się chłopak. – Mój tata w życiu by nie wypił zielonego, bo się szybciej psuje.
– I ma rację. Jak stoi w sklepie, to kiśnie. Ale jak świeże, to się jeszcze nie zepsuje. A to jest świeże.
Odprawił chłopaka machnięciem dłoni i znów spojrzał na przeciwległy brzeg, tam, gdzie chodzili milicjanci, a potem, tak na wszelki wypadek, spojrzał w dół na taflę brudnej wody. Tuż obok burty jego barki, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno sikał do wody, dostrzegł naraz coś, co przypominało pływające czarne włosy.
– Peruka jakaś czy co? – powiedział do siebie. – Zaraz zobaczymy, co to za cholera.
– Co? – Stachu dosłyszał go z dołu, ale niewyraźnie.
– Nic. Masz piwo?
– Mam.
– To chodź tutej.
Sam poszedł do sterówki po wielki podbierak do wyciągania ryb. Zanurzył siatkę i umiejętnie podsunął ją pod pływające włosy. Gdy był już pewien, że siatka osiągnęła cel, delikatnie pociągnął ją do góry. Znowu się zdziwił, gdy poczuł ciężar. Szarpnął mocniej i coś, co wyłowił z wody, z głośnym plaśnięciem wylądowało na pokładzie.
– Łe kurwa! – zaklął Dolata i poczuł, że nogi mu wiotczeją. Na stalowej płycie pokładu płaskodennej barki leżała czarnowłosa głowa kobiety, której martwe, szeroko otwarte oczy zdawały się przeszywać go spojrzeniem. Ale szyper szybko wrócił do rzeczywistości. Sprowadził go do niej brzęk tłuczonego szkła. Spojrzał za siebie. Blady jak prześcieradło Stachu stał metr za nim wpatrzony w kobiecą głowę. Przy jego nodze leżała rozbita zielona butelka. Świeże piwo powoli spływało po pochyłości pokładu w kierunku burty.
– A żeby cię jasna cholera wzięła – jęknął Dolata, który stłuczenie flaszki odczuł jak cios poniżej pasa, zadany mu podstępnie przez zły los. A wszystkiemu winna była ta niepotrzebna nikomu łepetyna.
Godzina 9.00
W gabinecie szefa wydziału dochodzeniowo-śledczego nie było zbyt wiele miejsca. Pod oknem stało biurko, a do niego przystawiono stół konferencyjny, pokryty zielonym suknem, i sześć krzeseł. Na dwóch z nich, po lewej i prawej ręce szczupłego, zupełnie łysego mężczyzny po pięćdziesiątce, którego nos zdobiły okulary w rogowych oprawkach, zajęli miejsca Marcinkowski i Brodziak. Podpułkownik Żyto spojrzał na tego pierwszego.
– No, to referuj, proszę ja ciebie, co tam za problem mamy nad rzeką.
– Dwaj wędkarze wyciągnęli z wody zwłoki kobiece. Na pierwszy rzut oka zamordowana została młoda kobieta w wieku dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat. Przyczyny śmierci jeszcze nie ustalono. Na to zapewne jeszcze trochę poczekamy, to znaczy do wyników sekcji zwłok. Na tę chwilę nie można jednoznacznie stwierdzić, czy fakt odcięcia głowy był przyczyną zgonu, czy też może głowę odcięto po śmierci dziewczyny. Na ciele nie znaleźliśmy żadnych obrażeń. Ciało nie leżało w Warcie zbyt długo, o czym świadczy brak zmian skórnych spowodowanych długim kontaktem z wodą.
– Jakieś ślady na miejscu?
– Żadnych nie ustalono. Ktoś ją najwyraźniej wrzucił do rzeki, znaczy zepchnął z betonowego nabrzeża w tym właśnie miejscu, gdzie ją znaleziono. Jeśli zrobił to w nocy, nie zobaczył, jaki był efekt jego działań. Usłyszał plusk i zadowolony odszedł. Tymczasem ciało stoczyło się do rzeki, zanurzając się tylko nieznacznie. Nogi i pośladki zostały na kamieniach.
– Kamieniach?
– Poziom wody jest niski – pośpieszył z wyjaśnieniem Brodziak. – Jest sucho, więc Warta opada i woda odsłania kamienie.
– Teraz, obywatelu pułkowniku, trwają zarządzone przeze mnie poszukiwania nad rzeką. W tej chwili nabrzeża w najbliższej okolicy przeszukują zomowcy z Taborowej. Mamy nadzieję, że w krótkim czasie uda nam się odnaleźć tę głowę. Bez niej będziemy mieli trudności z identyfikacją denatki. Powiem szczerze, że wygląda to paskudnie, zresztą niech pan sam zobaczy.
Przesunął w stronę siedzącego pod ścianą podpułkownika szarą kopertę z dopiero co wywołanymi zdjęciami.
Żyto przejrzał szybko plik fotografii i zaraz oddał je swojemu podwładnemu.
– Jakby ktoś maszyną jakąś odciął – stwierdził.
– Równe cięcie – potwierdził Fred.
– Trzeba by, proszę ja ciebie, sprawdzić, czy w nocy ktoś czegoś nie widział. Jakieś pijaki zawsze się kręcą po okolicy.
– Obywatelu pułkowniku, nasi ludzie już rozmawiają z mieszkańcami osiedla, może ktoś coś zauważył – dodał Mirek, który siedział naprzeciwko Freda. Marcinkowski spojrzał na ścianę nad swoim kolegą. Tam, dokładnie nad jego głową, wisiał oprawiony w złotą ramę obraz, z którego spoglądało posępne oblicze twórcy Czeka, towarzysza Feliksa Dzierżyńskiego – patrona Milicji Obywatelskiej.
– Tak, proszę ja ciebie – zaczął Żyto, a obaj oficerowie już wiedzieli, czego się spodziewać. Takie przemowy to był standard w wykonaniu ich szefa. Lubił zawsze na początku śledztwa zwrócić uwagę na priorytety. Na szczęście robił to tylko na początku, a później starał się jak najmniej ingerować w przebieg dochodzenia. – Czasy są niezwykle trudne, proszę ja ciebie, a na nas, funkcjonariuszach, ciąży niezwykła odpowiedzialność. Społeczeństwo musi czuć się bezpiecznie, a my to bezpieczeństwo musimy jemu zapewnić, proszę ja ciebie. Dlatego naszym priorytetem musi być szybki wynik. I to wynik pozytywny, proszę ja ciebie. A taki wynik uzyskujemy dzięki wzmożonej aktywności naszych organów i błyskawicznym działaniom operacyjnym. Zalecam zatrzymać do wyjaśnienia i przesłuchać elementy najbardziej podejrzane i wszystkie inne, co się nawiną pod rękę, tak żeby nie było, że nam tu ktoś głowy odcina, a my, znaczy się Milicja Obywatelska, nic w tej sprawie nie robimy. I dlatego musimy pokazać, że właśnie robimy i to od razu i zdecydowanie robimy wszystko, co da się zrobić, ma się rozumieć.