Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik страница 10
Szukał mnie – myślała. – Musiał słyszeć, jak ta aktorka czytała moją opowieść. Albo może jakiś wspólny znajomy go zawiadomił. Świat jest jednak mały… Swoją drogą, jakie to dziwne, że ktoś akurat słuchał radia w tym samym czasie! Jaki to przypadek. Ileż to razy o naszym losie decydują takie właśnie małe zbiegi okoliczności!
Powinnam była zmienić imiona. Ale właściwie czy to coś złego, że Szymon się wreszcie dowiedział? Przecież przez tyle lat żałowałam, że nie odważyłam się pokazać mu, ile dla mnie znaczył… Więc może nic w tym złego. Zresztą to już przeszłość. On na pewno ma żonę i dzieci, ja w międzyczasie wyszłam za mąż, były nowe miłości… Nic w tym złego, że powspominamy dawne czasy.
* * *
Ręce trzęsły mu się tak, że niemal nie był w stanie trzymać słuchawki. Oddech skrócił się jak po biegu, serce waliło nie tylko w klatce piersiowej, wydawało się być wszędzie, nawet w brzuchu i w skroniach.
Dlaczego tak się denerwuję? – pomyślał. – To tylko koleżanka z klasy. Porozmawiamy, może umówimy się na kawę, powspominamy dawne czasy, pośmiejemy się z samych siebie. Ona opowie mi o swoim mężu, pokaże zdjęcia dzieci, ja pochwalę się Sebkiem.
– Słucham? – usłyszał jej leciutko drżący głos i uświadomił sobie, że czekała na ten telefon i denerwowała się tak samo jak on.
– To ty? – zapytał głupio.
– Ja – potwierdziła. – A to ty. Wiem, poznaję. Głos ci się wcale nie zmienił.
Przez chwilę nie mógł znaleźć słów. Czekała cierpliwie.
– Nie odbierałaś wcześniej.
– Byłam w pracy. Pracuję do osiemnastej.
– Słyszałem to twoje wspomnienie… Niecałe, bo akurat włączyłem radio… I trochę też mi zeszło, zanim dotarło do mnie, że to o nas, że to ty… Ale większość słyszałem.
– Gdybym wiedziała, że ktoś przeczyta ten tekst na antenie, w życiu bym go nie wysłała – roześmiała się jakby z wysiłkiem. – Pewnie poczułeś się zakłopotany.
– Zakłopotany? Nie, skąd! Weronika, po prostu ja… Pamiętam to wszystko trochę inaczej. Chciałbym o tym pogadać.
Milczała. Pewnie nie miała ochoty na spotkanie. Albo na przykład jej mąż był bardzo zazdrosny… Szymon przestraszył się, że Weronika się rozłączy.
– Jakaś kawa? – zaryzykował. – Może jutro?
– Pracuję do osiemnastej – powtórzyła jakby w napięciu. – Tylko w soboty krócej.
– Więc w sobotę? Znajdziesz chwilkę?
– Nawet kilka chwilek. Sobotnie popołudnia mam wolne.
Umówili się w kawiarni w galerii handlowej, ustalili godzinę, po czym ona się rozłączyła, a on siedział jeszcze długo z telefonem w dłoni, bezmyślnie patrząc na ciemny wyświetlacz.
Jej głos brzmiał inaczej, znacznie poważniej niż za dawnych czasów. Nie była już dziewczyną, w której był tak bardzo zakochany. Czy na pewno chciał ją teraz zobaczyć?
Tamta drobna czarnulka już nie istnieje – mówił sobie. – A w kogo się zamieniła, tego nie wiem. Może jest gruba i zaniedbana? A może właśnie stała się elegancką, pewną siebie, wyniosłą bizneswoman w kostiumie i w szpilkach do nieba?
– Nie, wyniosłą nie! – powiedział i zaśmiał się w głos. – Mogła się zmienić fizycznie, ba, zmieniła się na pewno, ale ta kobieta, z którą przed chwilą rozmawiałem, to wciąż tamta Weronika. Empatyczna, taktowna, dobra i mądra. O dwadzieścia lat starsza, to prawda, więc nie będzie już dziewczęca i tak subtelna. Ale to nadal Weronika, najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miałem.
Nigdy jeszcze lekcje nie trwały tak długo, nigdy tak się nie ciągnęły popołudniowe zajęcia w szkole językowej. Szymon starał się powstrzymywać zniecierpliwienie, ale przychodziło mu to z trudem. W klasie czuł się jak w klatce – miał ochotę wyjść z budynku i włóczyć się po mieście, aby zimowy wiatr wywiał mu z głowy ten dziwny niepokój.
Bo czy dobrze zrobił, dzwoniąc do Weroniki? Po co właściwie ma jej opowiadać o młodzieńczym uczuciu – o czymś, co miało znaczenie wtedy, ale przecież teraz nie ma najmniejszego sensu, bo oboje przez te dwadzieścia lat przeszli długą drogę. Deklamował kiedyś na konkursie recytatorskim taki wiersz, chyba Szymborskiej: Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Próba powrotu do młodości, gdy się ma na karku czterdziestkę, nie może się skończyć niczym więcej niż śmiesznością.
A gdybym tak poszedł do tej kawiarni, ale najpierw zerknął z ukrycia – przeszło mu przez głowę, a potem natychmiast zawstydził się tego pomysłu. Dlaczego wciąż myśli o tym spotkaniu w kategoriach randki? Przecież to nie ma znaczenia, czy Weronika się zmieniła; nie ma również znaczenia to, czy on się zmienił, czy ma znacznie mniej włosów, parę zmarszczek i odrobinę siwizny na skroniach.
A jednak w sobotę ogolił się staranniej niż zwykle, użył więcej wody kolońskiej i założył najlepszą koszulę do dżinsów, w których wprawdzie nie czuł się swobodnie, bo nieco go uciskały, ale Anka zawsze twierdziła, że wygląda w nich szczupło.
– Jeszcze mogę się wycofać – szepnął do siebie, zawiązując buty.
Ale tak naprawdę wiedział, że już na to za późno.
* * *
Jeszcze nigdy czas tak nie pędził. Weronika chciała w spokoju przemyśleć całą tę sytuację – od momentu odebrania telefonu od Szymona żyła w dziwnym oszołomieniu, nie do końca wierząc w to, co się wydarzyło. Odczytanie na antenie radiowej jej zwierzeń, potem esemes od Izy, odebranie zaproszenia, serdeczne gratulacje sympatycznego radiowca i wreszcie telefon od Szymona, jego znajomy głos, wydobyty z dwudziestoletniego niebytu… Wszystko to było tak różne od dobrze znanej, oswojonej codzienności, że Weronika nie potrafiła się w tym odnaleźć.
Miała zamiar kupić sobie jakiś nowy ciuch, zrobić paznokcie, może nałożyć maseczkę na włosy, żeby stały się bardziej lśniące – ale nie zdążyła. Czas oszalał i przyspieszył zupełnie nie wtedy, kiedy powinien. Ani się obejrzała, a już była sobota. Paznokcie krótko przycięła, bo w tym tygodniu wyjątkowo dużo farbowała i rozjaśniała; na zakupy ubraniowe nie wystarczyło jej siły. W sobotę po pracy wzięła kąpiel i nałożyła sobie na twarz kojącą maseczkę nagietkową, a potem zrobiła leciutki makijaż.
Jakie to ma znaczenie, jak będę wyglądała? – pomyślała. To nie jest randka. To tylko spotkanie starych przyjaciół. Ostatecznie założyła popielate cygaretki i czarny golf.
Jeszcze kiedy szła pasażem galerii handlowej, myślała o tym, że mogłaby się wycofać. Zadzwoniłaby i powiedziała, że coś jej wypadło. I że cokolwiek chciał jej wiedzieć, może to przecież zrobić przez telefon. Mijała kolejne sklepy, optyka, pizzerię i Cinema City, coraz bardziej pewna,