Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik страница 8
![Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik](/cover_pre470932.jpg)
Na studniówkę rzeczywiście nie poszłam – jako jedyna z naszej klasy. Wiedziałam, że kilka osób nie miało partnerów, więc właściwie mogłam iść sama, ale po tym, co powiedziałam Szymonowi, musiałam konsekwentnie trzymać się swojej wersji. Nikt mnie zresztą nie namawiał. Przepłakałam wtedy cały wieczór i porwałam na strzępki nasze wspólne zdjęcie – jedyne, jakie miałam, z wycieczki w Karkonosze. Na tym zdjęciu Szymon niósł mnie na barana, a ja obejmowałam go za szyję. To był jedyny raz, kiedy miałam go tak blisko. Mogłam nawet na chwilę wtulić twarz w jego włosy.
Oto opowieść o moim pierwszym balu. Smutna jak życie i jak ono prawdziwa. Opowieść z morałem. Brzmi on: nigdy nie czekaj, że coś stanie się samo w twoim życiu. Nigdy nie czekaj, aż ktoś inny zrobi coś, czego pragniesz. Rób to sam. Chwytaj te wątłe pasemka szans na szczęście, dopóki są w zasięgu twoich rąk. Kiedy ulecą, może już nie być okazji.
* * *
W połowie grudnia wreszcie spadł śnieg. Miasto wyglądało bajkowo przez kilkanaście minut, zanim samochody i ludzie nie zamienili białego kobierca w rozdeptaną szarą breję.
Nie znoszę zimy – myślał Szymon, patrząc przez okno i dopijając kawę. Te szarości wpływają na mnie jeszcze bardziej depresyjnie, jeśli to w ogóle możliwe.
A gdyby tak po rozwodzie rzucić wszystko i wyjechać? Zamieszkać gdzieś, gdzie nawet o tej porze roku jest zielono? Albo gdzie wcale nie ma zim. Hiszpania, południowe Włochy… Jako nauczyciel angielskiego mógłby znaleźć pracę wszędzie. Może nawet inny kontynent, Azja na przykład. Może Japonia?
Tylko czy dzięki temu poczułby się szczęśliwszy? Czy to nie jest tak, że kiedy się ucieka przed smutkiem, ten drań jest zawsze o krok przed nami?
A zresztą Szymon wiedział, że nigdy nie odważy się wyjechać. Straciłby ostatnie dwa źródła radości, jakie mu jeszcze zostały: syna oraz rodziców. Właściwie od tych ośmiu miesięcy żył jedynie od weekendu do weekendu, bo wtedy spędzał trochę czasu z Sebastianem albo odwiedzał staruszków w leśniczówce. To ubarwiało nieco jego monotonną rzeczywistość i nadawało jej sens. Ktoś na niego czekał, ktoś czegoś od niego chciał, ktoś witał go z radością.
Zerknął na zegarek – dochodziła ósma. W poniedziałki miał na dziesiątą. To były jego ulubione poranki: mógł spokojnie wysączyć kawę, powoli przestawiając się z weekendowego lenistwa na tryb zadaniowy, pełen stresu i wyzwań. Spakował do teczki sprawdzone już testy drugoklasistów oraz materiały na lekcję o świątecznych zwyczajach Anglosasów. Przeciągnął się i napiął mięśnie ramion, aby wygonić z nich resztki senności.
Jeszcze jedna kawa, pomyślał. W taki ciemny poranek człowiek zasługuje na dodatkowy zastrzyk energii. Wstał i nalał wody do czajnika. Przy okazji włączył małe kuchenne radio.
– Po południu spodziewane są dalsze opady śniegu. Jeśli ta tendencja się utrzyma, mamy szansę na białe święta! – zakończyła entuzjastycznie spikerka.
Prowadzący podziękował jej za prognozę pogody, po czym rozległy się takty Last Christmas, które zwyczajowo o tej porze roku królowało na antenach chyba wszystkich rozgłośni radiowych świata. Szymon westchnął. W jego wynajętym mieszkanku nie było żadnych drobiazgów, które pomogłyby mu zbudować świąteczną atmosferę. Zresztą nawet gdyby nawieszał sobie reniferów, mikołajów i diabli wiedzą czego jeszcze, nic by to nie zmieniło.
To tylko dekoracje – myślał. Prawdziwy klimat świąt to bliscy ludzie, nastrój oczekiwania, zapachy potraw. Nie da się tego osiągnąć w samotności.
Po raz pierwszy od wielu lat miał jechać na wigilię do rodziców. Anka zawsze nalegała, aby ten wieczór spędzali w trójkę. Na pierwszy dzień świąt jeździli do leśniczówki, a na drugi – do Oławy, do teściów. Ale wigilia należała tylko do nich, do ich małej rodziny.
– …rozstrzygnięcie naszego konkursu! – mówił tymczasem prowadzący audycję, wyrywając Szymona z zadumy. – Nadesłaliście fantastyczne wspomnienia, opowieści o balach, tańcach i sukniach! Za wszystkie prace dziękujemy, czytaliśmy je z prawdziwą przyjemnością. Jury składające się z trzech naszych redakcyjnych koleżanek oraz pani profesor Joanny Winkiewicz, która zgodziła się przewodniczyć obradom, miało nie lada problem z wyborem zwycięskiej opowieści. Ostatecznie jednak zwyciężyła praca pod tytułem Bal jak nie bal, której autorką jest pani Weronika z Wrocławia! Gratulujemy serdecznie i przypominamy, że nagrodą jest dwuosobowe zaproszenie do Karpacza na Bal Ducha Gór! A teraz wysłuchajmy zwycięskiej opowieści. Czyta aktorka wrocławskiego teatru, pani Klara…
Szymon przestał słuchać. Weronika z Wrocławia, co za zbieg okoliczności. Ostatnio wciąż myślał o swojej Weronice. Wspomnienia wracały nieproszone, wybijając go z nudnego, ale bezpiecznego rytmu.
– Nie mam czasu na głupoty – mruknął do siebie, bo naprawdę powinien już dopić kawę i zbierać się do pracy. Lubił być w szkole nieco wcześniej, parę minut przed przerwą; wtedy można było bez problemów dostać się do kserokopiarki.
Zamierzał właśnie wyłączyć radio, gdy jego uwagę zwróciła treść zwycięskiej pracy konkursowej.
– Było oczywiste, że Szymon pojedzie na bal – czytała aktorka niskim, wibrującym głosem, przesadnie akcentując niektóre słowa. – Na myśl o tym, że będzie tańczył z innymi dziewczynami, moje serce ściskało się z żalu. Wiedziałam, że jeszcze nie ma partnerki na studniówkę i po cichutku liczyłam na to, że zaprosi właśnie mnie, ale jak dotąd nie poruszył tego tematu.
Przez chwilę nie mógł się poruszyć. Czy to możliwe, że… Nie, to jakaś bzdura, zwyczajny zbieg okoliczności! Szymonów są tysiące, tysiące Weronik, tysiące balów i studniówek…
– To ze mną się śmiał na głupawych komediach i bał na horrorach w naszym ulubionym kinie Muza – przeczytała aktorka.
Nie, to już nie wyglądało na przypadek! Mieli z Weroniką takie kino, maleńkie, kameralne. Zawsze siadali w ostatnim rzędzie, bo Szymon był za wysoki i zasłaniałby głową ekran osobom siedzącym z tyłu.
A więc to Weronika?! Naprawdę ta Weronika napisała do radia o tamtym balu?! Jego Weronika?!
– Tyle że nasza opowieść to nie był film o miłości. To była tylko sentymentalna, lecz w gruncie rzeczy nudna historia pewnej przyjaźni z głupimi mrzonkami naiwnej dziewczyny w tle… – ciągnęła Klara Jakaś-tam.
– Jak to nie o miłości! – zawołał Szymon. – Przecież kochałem się w tobie nieprzytomnie!
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że krzyczy. Ręce mu dygotały, gdy słuchał dalszego ciągu opowieści. To się wydawało niemożliwe! Przecież chciał, bardzo chciał zaprosić ją na studniówkę, ale zgasiła go, powiedziała, że nie idzie, wspomniała o chorobie taty, a on poczuł się jak smarkacz; było mu głupio, że w ogóle ją zapytał.
Wysłuchał do końca wspomnienia Weroniki, po czym wciąż tak samo roztrzęsionymi rękami otworzył laptopa. Spiker mówił coś jeszcze o odbiorze nagrody, głosem