Miłość z widokiem na Śnieżkę. Agnieszka Olejnik
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miłość z widokiem na Śnieżkę - Agnieszka Olejnik страница 9
Do radia dodzwonił się ostatecznie dopiero po pracy. W rozgłośni w ogóle nie chcieli z nim rozmawiać.
– Ochrona danych osobowych – oznajmił sucho redaktor. – Przecież na pewno pan rozumie, że nie mogę panu podać numeru telefonu ani nawet nazwiska tej pani…
– Ale to ja jestem tym Szymonem ze wspomnienia! – zawołał, choć doskonale wiedział, że to nie ma najmniejszego znaczenia. – Muszę jej wszystko wyjaśnić!
– Przykro mi, nie mogę panu pomóc.
Rozłączył się i rozejrzał bezradnie po wnętrzu samochodu. Wciąż stał na parkingu przed szkołą. W głowie miał zupełny mętlik. Odnosił wrażenie, że myśli obijają mu się wewnątrz czaszki niczym piłeczki podczas losowania lotto.
To niemożliwe – powtarzał sobie.
Takie rzeczy się nie zdarzają, w każdym razie nigdy nie słyszał o kimkolwiek, komu przytrafiłaby się taka historia! A jednak się dzieje, przytrafia się właśnie mnie, właśnie nam dwojgu. Tyle że Weronika o tym nie wie. Nie wie, że on słuchał jej opowieści i że ma swoją wersję wydarzeń, nieco inną. Trzeba je złożyć w całość, ona po prostu musi go wysłuchać!
Usiłował sobie przypomnieć, co jeszcze napisała. Jakiekolwiek wskazówki: czy wyszła za mąż, czy ma dzieci, gdzie może teraz mieszkać. Nie słuchał uważnie, był zbyt podekscytowany, może nawet odrobinę przestraszony – w końcu nie co dzień człowiek słucha w radiu o samym sobie… Właściwie jedynym, co zapamiętał, były zdania o tym, że chciała, aby ją zaprosił na studniówkę, poprosił do tańca, żeby objął, pocałował.
I jeszcze jedno – „smutna jak życie”. Tak to brzmiało. Że ta historia jest smutna jak życie. O czym to mogło świadczyć, jeśli nie o tym, że jej się nie układa? Może także jest samotna? Może nie jest szczęśliwa w związku?
Ale czy w takim razie wzięłaby udział w konkursie? Jeśli ktoś chce wygrać dwuosobowe zaproszenie na bal, to najwyraźniej ma z kim na ten bal pójść… Szymon spierał się w myślach sam ze sobą.
Gdyby kogoś miała – odpowiedział sobie natychmiast – nie pisałaby o dawnej miłości. Każdy mąż by się wściekł, słysząc takie wspomnienia na antenie lokalnego radia.
Zanim wreszcie dojechał do domu, był rozemocjonowany aż do bólu głowy. Z tego wszystkiego zapomniał, że nic nie jadł. Miał tylko dwie godziny do zajęć w szkole językowej, ale postanowił poświęcić je na poszukiwania. Żołądek skurczył mu się boleśnie, ale on zaparzył sobie tylko trzecią kawę i usiadł do laptopa. Jak mógł wcześniej nie wpaść na ten pomysł! Ona może mieć konto na Facebooku! Prawie wszyscy mają w dzisiejszych czasach.
Szymon także miał, choć po prawdzie niewiele na nim zamieszczał. Jakieś dwa zdjęcia wyjątkowo dużej ryby złowionej kiedyś z synem podczas pobytu u dziadków, kilka udostępnionych artykułów na temat strajku nauczycieli – nic osobistego.
Jak ją znaleźć? Zaczął od nazwiska panieńskiego, ale szczerze mówiąc, nie wierzył, aby to mogło się udać „Weronika Lasota” – wpisał. Wyświetliło mu się kilkanaście profili. Przejrzał je wszystkie, ale żaden z nich z całą pewnością nie należał do jego Weroniki. No tak, taka dziewczyna jak ona musiała wyjść za mąż. Tylko skąd on miałby wiedzieć, jak się teraz nazywa?
Przyjaźniła się z Izą Kłosek, przypomniał sobie. Może tą drogą uda się do niej dotrzeć? Znów wpisał i znów fiasko. Zapewne Iza także zmieniła nazwisko. Pozostaje szukać chłopaków z czasów szkolnych. Może któryś z nich ma wśród znajomych Izę lub inną dziewczynę, która utrzymuje kontakt z Weroniką.
* * *
Telefon rozdzwonił się już trzeci raz, ale Weronika tylko zerknęła na wyświetlacz. Znowu Iza. Nie mogła odebrać, miała na dłoniach gumowe rękawiczki i nakładała pędzlem rozjaśniacz na włosy klientki, która właśnie opowiadała o chorobie ukochanego psa.
Po tym rozjaśnianiu było kolejne, a potem strzyżenie bardzo gęstych włosów, tak więc oddzwonić do przyjaciółki mogła dopiero w porze obiadowej, jedząc zupkę chińską, którą zdążyła sobie zrobić między jedną a drugą klientką.
– No, do ciebie się dodzwonić… – zaczęła Iza głosem pełnym pretensji. – Myślałby kto, że nie możesz używać w pracy telefonu!
– Coś się stało? Dlaczego dzwoniłaś? – Weronika była zbyt znużona, aby tłumaczyć, dlaczego nie mogła odebrać.
– A stało się, stało! Możesz teraz rozmawiać? Bo historia jest długa.
– Mogę. – Chlipnęła zupki, bo zaczynała stygnąć, a na zimno zupełnie nie nadawała się do jedzenia. – Następną klientkę mam na czwartą.
– No dobrze, to ty odpoczywaj, a ja będę opowiadać. Otóż historia wygląda tak. Wczoraj w radiu czytali to twoje opowiadanie, prawda?
– Tak – odparła ostrożnie Weronika.
Poprzedniego dnia odebrała najpierw telefon z rozgłośni, a następnie dostała pełnego gratulacji, „achów” i „ochów” esemesa od Izy. Nie powiedziała przyjaciółce, że zamierza podarować jej zaproszenie na bal. Uznała, że najpierw musi je odebrać z radia i wszystko sprawdzić. Może tam na przykład będzie dopisane drobnym druczkiem, że trzeba zapłacić za partnera albo coś w tym stylu? Wolała się upewnić.
– No więc słuchaj, co dalej. Wieczorem wracam z biura, a tu na Facebooku wiadomość od Krzyśka. Pamiętasz Krzyśka z naszej klasy? Krzysiek Mróz.
– Pamiętam, oczywiście. – Twarz Weroniki przyoblekła się w rumieniec, bo dopiero teraz do niej dotarło, że kilku dawnych znajomych mogło rozpoznać ją we wspomnieniu odczytanym na antenie. Gdyby wiedziała, że jej praca zostanie upubliczniona, nigdy nie wzięłaby udziału w konkursie! Widocznie nie dość dokładnie wczytała się w regulamin.
– No i tak – trajkotała Iza, wyraźnie podekscytowana. – Krzysiek napisał, że odezwał się do niego Marek Bożek, bo pisała do niego Ela, ona teraz mieszka w Szamotułach, ale nieważne, no więc Ela miała wiadomość od Pawła, że pisał do niego Szymon, bo chciałby się z tobą skontaktować, a nie może cię znaleźć po panieńskim nazwisku.
Wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu. Weronika słuchała, oszołomiona.
– Sądził, że masz konto na Facebooku – dodała przyjaciółka. – A widzisz? Tyle razy cię namawiałam, żebyś założyła!
Do zakładu weszła klientka, tupiąc nogami, aby otrzepać resztki śniegu z butów.
– Dzień dobry! – zawołała. – Pani Weroniko, to nic nie szkodzi, że jestem trochę wcześniej? Bo akurat mąż tędy przejeżdżał i mnie podwiózł, żebym nie musiała pieszo iść w takie zimno.
– Nic nie szkodzi, oczywiście! – Weronika z żalem odstawiła niezjedzoną zupkę. – Słuchaj, zadzwonię do ciebie później,