Odwet. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 18
Zeko
Roman skończył czytać i nie wiedział, czy bardziej mu żal Warega, czy Zeko, ale żadnego nie obdarzył sympatią. Od razu wyczuł, że prawda nie leży pośrodku, tylko gdzieś na skraju. Wareg rzeczywiście musiał mieć kłopoty z wiernością żony, ale Zeko wykorzystał to, by pozbyć się go z placówki. Najważniejsze było jednak pytanie, co spowodowało zaostrzenie konfliktu, i to na tak trudnym terenie jak Rosja. Obaj przecież musieli rozumieć, że sprowadzają na siebie niebezpieczeństwo. Skoro już od kilku miesięcy wszyscy na placówce wiedzieli, że żona Warega ma niemal publiczny romans, to dlaczego dopiero teraz Zeko zareagował? Powinien od razu, a nie ma żadnej notatki, by wcześniej informował o tym Centralę. Najdziwniejszy był jednak brak donosów z MSZ. Zarzut, że nakrył ich w sytuacji intymnej, jest mocny, ale nie przekonujący, bo nie sposób go udowodnić. W gruncie rzeczy Zeko robi z Warega psychopatę i dorzuca zagrożenie ze strony Gribojedowa z FSB i dla jakiejś operacji „Newa”. Dobrze skomponowany raport, który nie zostawia Centrali żadnego pola manewru, jak tylko odwołać Warega, i to natychmiast.
– W czym Zenonik przeszkadzał Zeko i czy o tym wiedział? – powiedział Roman na głos i podniósł okulary na czoło. – Ciekawe. Zaraz… zaraz… – Przewinął dokument w dół. – Raport napisany w połowie kwietnia, a już w grudniu Barski zostaje zwolniony ze służby? Aaa… – otworzył na ekranie plik Zenonika – a Wareg odwołany z placówki dopiero rok później? Co jest grane? – Znów przeskoczył na zakładkę Barskiego, szybko odnalazł dokument Raport o zwolnienie ze służby datowany na pierwszy grudnia i podpisany przez szefa tego samego dnia. – Nie podał w raporcie żadnego uzasadnienia? Dlaczego? – Przeleciał wszystkie dokumenty i nic nie znalazł. – Dziwne, bardzo dziwne.
Spojrzał na zegar ścienny. Dochodziła szesnasta. Telefon milczał, nad szpitalem nie było ptaków. Cisza i spokój. Przez chwilę pomyślał, że nie powinien zagłębiać się w tę sprawę, bo od razu widać, że jest w niej jakieś drugie dno, a nie chciał wsiąknąć w to przed wyjazdem. Zresztą kto teraz dojdzie, o co poszło. To było prawie piętnaście lat temu.
Wyciągnął z szuflady swój czarny notatnik spraw zbędnych i zapisał w nim: Porozmawiać ze Stokrotką o Petersburgu.
Ładnie brzmi – pomyślał, uśmiechnął się i dopisał Sankt. Tak będzie jeszcze ładniej.
To był miły, pogodny dzień. Wyłączył komputer. Posiedział jeszcze chwilę, szperając wzrokiem po pokoju, jakby czegoś szukał, spojrzał na Ambasadorów, po czym podniósł się i zaczął zbierać do wyjścia.
O siedemnastej mieli zebranie w dziupli na Litewskiej. Roman trochę się niepokoił, jak Monika i Dima przyjmą Lutka, tym bardziej że nie będzie Eli i Witka, którzy w tym czasie przejęli obserwację Rubeckiego.
Ale to nawet lepiej – skonstatował Roman – bo będą równe siły. Młodzi przyjaźnią się z Lutkiem, a Monika jest zazdrosna o Sekcję i uważa ją za swoją własność. Więc neutralny Dima, który ma w przyszłości przejąć dowództwo, będzie równoważył szale.
Roman był ciekaw, jak zachowa się Dima, czy pokaże instynkt przywódcy. Do tej pory odpowiadał tylko za siebie, zawsze coś ukrywał i chodził swoimi ścieżkami. Teraz będzie musiał się otworzyć na drugiego mocnego mężczyznę w Sekcji, z doświadczeniem i charakterem. Wprawdzie Lutek sprawiał wrażenie małomównego i skrytego, ale według Konrada nie było drugiego tak lojalnego i odpowiedzialnego oficera. Trzeba się tylko do niego przyzwyczaić.
Zamknął okno i zaciągnął wertikale. Spakował teczkę. Stanął w drzwiach, rozejrzał się po pokoju, czy wszystko jest na swoim miejscu, włączył alarm i przekręcił klucz.
Zjechał windą na parter i w drzwiach minął się z Wiktorem Braunem, wicedyrektorem Biura Operacji Specjalnych. Uścisnęli sobie dłonie i wymienili niesłużbowe uśmiechy. Roman prawie nikomu nie podawał ręki. Brauna traktował wyjątkowo. Lubił go od czasu pakistańskiej sprawy Olewskiego.
Przeszedł wąskim korytarzem i po chwili znalazł się w holu Agencji, tuż przed bramkami bezpieczeństwa. Miał już odbić kartę magnetyczną, gdy zauważył, że Staszek z dyżurki ochrony daje mu znaki, by się zatrzymał. Roman cofnął się w głąb holu i stanął za szerokim filarem, gdzie zawsze się spotykali, bo było to martwe pole. Staszek wyłączył to miejsce z zasięgu kamer, więc mogli bezpiecznie odbywać tam szybkie spotkania.
– Dzisiaj na drugim będzie impreza – rzucił szeptem Staszek. – Jakieś odznaczenia czy nagrody, nie wiem, więc chyba skończą do jedenastej, a jak nie, to wejdziesz od drugiej strony. I tak im zamknę śluzę. Dzieciaki imprezują, więc może być ostro.
– Jasne – odparł Roman. – Damy radę.
– Damy, damy… tak tylko mówię dla porządku.
– Znałeś Lucjana Barskiego? U nas nazywał się Zimny.
– No pewnie! Znam każdego, a Lucka też znałem. Porządny gość był… odludek trochę, zamknięty. Zawsze siedział po godzinach, pracuś taki, ale nie kozak. A co?
– Nie, nic, tak tylko pytam – ciągnął Roman, chociaż wcale nie planował rozmawiać o tym ze Staszkiem. – Dlaczego odszedł z Firmy?
– Tego nie wiem, ale to była jakaś podejrzana sprawa. Już nie pamiętam, afera z nierozliczoną kasą czy coś…
– Masz z nim kontakt?
– On nie żyje. I to od dawna.
– Jak to? Co się stało?
– Podobno zapił się na śmierć zaraz po tym, jak wrócił z Rosji. Kupił domek w Ustce i się wyprowadził. Podobno to gdzieś tam się stało. Ale szczegółów nie znam. A o co biega? – zainteresował się Staszek.
– A jest ktoś, z kim się przyjaźnił?
– Popytaj w jego dawnym wydziale, ale wątpię, byś coś ustalił. Zamknięty był w sobie i po odejściu zerwał wszelkie kontakty z Firmą. Obraził się chyba na wszystkich. Nawet o jego śmierci dowiedzieliśmy się dopiero po kilku miesiącach. Był samotny i nie miał…
– Tak, wiem – przerwał mu Roman. – Dzięki. Jakby ci się przypomniało coś ciekawego, to daj znać. Widzimy się wieczorem.
– Mamy dzisiaj wódeczkę w Kogutku, mogę popytać kolegów.
– Nic pilnego ani ważnego… ale jeśli już, to bardzo delikatnie – rzucił Roman i ruszył do wyjścia.
| 16 |
Monika i Dima przyszli na Litewską razem piętnaście minut przed czasem. Byli zmęczeni po całym dniu prowadzenia obserwacji w miejskim skwarze, więc Dima podkręcił klimatyzację i zaległ na kanapie. Po chwili dołączyła do niego Monika z butelką zimnego napoju aloesowego. Już dość się dziś nagadali, więc czekali w ciszy, aż wybije siedemnasta.
W końcu jednak