Odwet. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Odwet - Vincent V. Severski страница 20
– O! – niemal jednocześnie powiedzieli Monika i Dima. – Kto to?
– Dyrektor Edyta Polanowska, szefowa Biura Operacji Specjalnych. Dostała to stanowisko po Pańskim. – Roman zamyślił się i wszyscy czekali, co powie dalej.
– Rano po wyjściu od Rubeckiego wyraźnie się sprawdzała – przerwał ciszę Dima. – Ukrywa romans… mężatka?
– Tak. Jej mąż to ten nowy wiceminister obrony…
– Ten? – niemal krzyknęła Monika i podsunęła Romanowi iPada pod nos. – Wiedziałam, że skądś znam te wąsy!
W pokoju zaległa cisza. Wszyscy spoglądali na siebie zdziwieni tym odkryciem, tylko Lutek patrzył w okno. Największe zdumienie było jednak na twarzy Romana. Potrzebował chwili, żeby zrozumieć, co się właściwie stało. Czy to tylko sprawa obyczajowa, biurowy romans, czy też kryje się za tym coś więcej? W końcu wiceminister Marian Kwas od trzech miesięcy odpowiedzialny był w MON za zakupy sprzętu wojskowego. Roman doskonale pamiętał, że Edyta Polanowska wyszła za Kwasa pół roku temu i wszyscy w Agencji żartowali, zastanawiając się, czy weźmie jego nazwisko. Nie wzięła.
Ten romans nie był zwykłą sprawą obyczajową i coś jednak musiało za nim stać. Rubecki był kawalerem i jeśli się kochali, mogli spokojnie się pobrać. Polanowska poślubiła jednak Kwasa, który jako mężczyzna nie dorastał Rubeckiemu do pięt. Był za to dobrze podwiązany pod premiera Boleckiego i uchodził za jego wiernego zausznika. W Agencji plotkowało się, że nie ma robić zakupów dla armii, tylko przygotować wysadzenie ministra Masłowicza po wyborach prezydenckich.
– No to mamy trójkąt polityczny – podsumował Dima. – I to nie jest trójkąt równoramienny.
– Ale numer! – dodała Monika, wyraźnie poruszona. – I co teraz? Natychmiast poinformować premiera, że mu w służbach miłość kwitnie? Ciekawe, co z tym zrobisz, Roman. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Czy ten romans to sprawa osobista Olgierda, czy wydarzenie polityczne? Kurwa, czym my się zajmujemy! – Spojrzała pytająco w stronę szefa.
Ale Roman nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Nie tego oczekiwał. Sytuacja bardzo się skomplikowała i nagle dotarło do niego, że polecenie Boleckiego w sprawie ustalenia, czy Rubecki postępuje zgodnie z prawem, może mieć zupełnie inne motywy. Ale też zachowanie Rubeckiego jest co najmniej podejrzane. I jaką rolę odgrywa podpułkownik Edyta Polanowska? Co łączy Rubeckiego z Kwasem? I to wszystko podlane emocjami, może miłością, może zdradą. Roman nie radził sobie zbyt dobrze w świecie uczuć, bo sam kochał tylko raz. Od tamtej pory nic się nie zmieniło i niczego się nie nauczył, bo nie chciał. Mimo to miał przeczucie, że Polanowska skrywa jakąś tajemnicę, ale odkryć ją powinien Dima. Monika nie będzie obiektywna, bo zbyt wiele w niej sympatii dla Rubeckiego.
– No tak, mamy problem, i to całkiem poważny – podsumował Roman. – Czuję wyraźny smrodek, który wydobywa się ze szpar tej sprawy.
– Co ty, Roman?! – obruszyła się Monika. – Przecież to romans, jakich wokół pełno. Ja bym się tym tak nie przejmowała. Wiecie, w jakich karkołomnych związkach tkwią ludzie i co się dzieje za zamkniętymi drzwiami? – Zorientowała się, że mogła dotknąć Romana, który był jedynym tutaj samotnym mężczyzną, więc spuściła z tonu. – To są skomplikowane sytuacje, trudne albo nawet niemożliwe do rozwikłania. Prawda, Dima?
– Prawda – dorzucił ochoczo Dima, który sam ciągle miał kłopoty z ułożeniem sobie życia uczuciowego. Od razu jednak pomyślał, że kluczem do rozwikłania sprawy jest Polanowska. – Myślę jednak, że musimy ustalić…
– To może zlećmy sprawę jakiemuś detektywowi – wtrąciła ostro Monika. – Są specjaliści od zaglądania ludziom pod kołdrę i robienia intymnych fotek. Po co angażować wywiad? Bolecki będzie w siódmym niebie, może nawet zajara się w nocy. Polanowska to atrakcyjna kobieta.
– Musimy ustalić, co się za tym kryje – ciągnął Dima – i jeżeli nie będzie żadnych podejrzanych sytuacji czy informacji, w raporcie dla premiera pominiemy ten fragment z życia Polanowskiej i Rubeckiego. Gdyby nie było na scenie Kwasa, to od razu bym to olał, ale tak…
– Za pięć szósta! – przerwała mu Monika. – Za chwilę Rubecki będzie u Zaremby. – Włączyła pilotem telewizor, a Roman usiadł obok niej na kanapie.
| 17 |
Robert Kunicki wyszedł z konferencji prasowej prezydenta Bronickiego, kończącego właśnie oficjalną wizytę w Azerbejdżanie. Na sali było ledwie kilkunastu dziennikarzy, w tym wszyscy, którzy przylecieli z nim z Polski, ale telewizja pokazała salę tak, by wyglądało na to, że zainteresowanie było większe niż w rzeczywistości. Prezydent Bronicki był z poprzedniego obozu politycznego, więc jeździł głównie z wizytami do trzeciorzędnych krajów, obsługiwany prawie wyłącznie przez życzliwe mu stacje telewizyjne.
Robert Kunicki za miesiąc kończył czterdzieści sześć lat, miał sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ważył dziewięćdziesiąt jeden kilo i bardzo podobał się kobietom. Od szesnastu lat pracował dla państwowej agencji informacyjnej Infopress, a od trzech mieszkał w Baku jako korespondent regionalny. Była to jego czwarta placówka.
Od początku wiedział, że to dęta wizyta, z której nic nie wynika, ale jako korespondent agencji rządowej musiał zadać prezydentowi jakieś pytanie. Dzięki jego rzecznikowi zrobił to pierwszy. I dobrze, bo tym sposobem miał już konferencję z głowy.
– Czy wizyta pana prezydenta przyczyni się do zacieśnienia przyjaźni z Azerbejdżanem, osobistych relacji z prezydentem Alizadowem i wzrostu znaczenia Polski w basenie Morza Kaspijskiego? – zapytał dobrze wyćwiczonym barytonem.
– Ależ oczywiście, panie redaktorze, bardzo dobre pytanie… – Prezydent uśmiechnął się szeroko, jakby właśnie na nie czekał, i rozwinął odpowiedź wyjątkowo potoczyście.
Kunicki wystarczająco długo pracował jako dziennikarz i doskonale wiedział, że prezydent bardzo lubi to pytanie i chce, żeby padło jako pierwsze. O gaz i ropę go nie zapytał, żeby biedaka nie denerwować.
Każdy polityk, który nie ma nic do powiedzenia, czeka na takie pytania i zawsze zapamięta, kto pierwszy je zadał. Niby prosta sprawa, a ile można pomóc! – pomyślał Kunicki. Nie głosował na Bronickiego i miał go za klauna, ale skoro ten już przyjechał do Azerbejdżanu na herbatę, to należało być patriotą. To nigdy nie zaszkodzi – uważał.
Depeszę napisał już rano. Teraz naniesie tylko kosmetyczne poprawki i wyśle ją do Warszawy.
Była piętnasta trzydzieści. Wyszedł z hotelu na rozżarzoną do czerwoności ulicę, skręcił w prawo, przyspieszył kroku i już po chwili oblał się lepkim potem. Było bardzo gorąco i wilgotno. Wiatr znad Morza Kaspijskiego przyniósł powietrze pełne oparów ropy, które osadzały się na wilgotnym ciele, wciskając do ust i nosa, tak że nawet miejscowi wymiotowali. To nie było normalne lato w Baku. Temperatura od wielu dni przekraczała trzydzieści pięć stopni. Kunicki też czuł, że robi mu się niedobrze, więc żeby zabić mdły smak w ustach, co chwila pociągał