Stracony. Jane Harper

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 20

Stracony - Jane Harper

Скачать книгу

pranie na sznurze, żeby na niego spojrzeć.

      – Nathan, nie zdenerwowała mnie żadna historyjka.

      – No tak, faktycznie.

      Stanęła na palcach i ściągnęła poszewkę na poduszkę. Sądząc po wzorze, należała do którejś z dziewczynek.

      – Zostaw to – powiedział. – Nie musisz się tym teraz zajmować.

      – Wręcz przeciwnie. To jest pościel Lo. Wisi tutaj od wczoraj.

      – W takim razie jest już za późno. – Poszwy wyschły w pięć minut po rozwieszeniu. Teraz bawełniany materiał pokrywała dwudniowa warstwa kurzu. – I tak trzeba będzie znów to wyprać. Zostaw.

      – Nie.

      – To przynajmniej pozwól, żebym ci pomógł.

      Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale w końcu tylko wzruszyła ramionami.

      – Dzięki. – Obróciła w palcach spinacz. – Jak myślisz, co się stało Cameronowi?

      Ściągnął prześcieradło ze sznura i nie od razu udzielił odpowiedzi.

      – Niechcący odszedł za daleko od samochodu? – Wpatrywała się w spinacz w swojej dłoni. – Czy wyglądało na to, że zrobił to celowo?

      – Nie wiem.

      – Ale byłeś tam. Co widziałeś?

      – Myślę, że ten gliniarz z St Helens będzie mógł ci wszystko opowiedzieć…

      – Wiem o tym – przerwała mu. – Ale pytam ciebie. Proszę.

      Westchnął. Stojąc wśród powiewających prześcieradeł, powiedział jej wszystko, co mógł, patrząc, jak zmarszczka między jej brwiami się pogłębia. Słuchała prawie bez słowa, ze łzami w oczach i zaciśniętymi ustami. Przerwała mu tylko dwa razy: kiedy wspomniał o niewielkim zagłębieniu przy nagrobku i kiedy mówił o zapasie wody, jaki zastali w jego aucie. Poprosiła, żeby powtórzył, ale nawet za drugim razem nie miało to sensu.

      Mówił i jednocześnie się jej przyglądał. Od ich spotkania tamtej nocy w barze minęło dziesięć lat, ale chwilami, w odpowiednim świetle, wyglądała niemal tak samo jak wtedy. On zresztą też zmienił się od tamtego czasu, kiedy bywał w jedynym pubie w miasteczku. Prawdę powiedziawszy, jeździł tam trochę za często, ale rany po rozwodzie były jeszcze świeże.

      Jego żona – a właściwie była żona, w końcu przyszły dokumenty potwierdzające tę zmianę – rok wcześniej wyjechała do Brisbane, zabierając ze sobą ich pięcioletniego syna i nie oglądając się za siebie. I jak się okazało, nie mając zamiaru respektować jego praw rodzicielskich. Nathan obiecał Xandrowi, że będzie do niego dzwonił codziennie, ale tak często nikt nie odbierał słuchawki, że z pewnością nie był to przypadek. Kiedy już udawało mu się dodzwonić, Xander był odwoływany, zanim zdążyli naprawdę porozmawiać, a Nathan jeszcze długo wsłuchiwał się w sygnał telefonu. Nie było możliwości, żeby wymóc na Jacqui ustalenie terminu obiecanych wizyt. Nathan cierpliwie czekał, aż zadomowi się w nowym życiu, ale kiedy tamtego wieczoru wkraczał do pubu w Balamarze, miał już opłaconego prawnika specjalizującego się w sprawach rodzinnych.

      Rozłąka z synem napawała go smutkiem, honorarium prawnika wyczyściło jego konto i nic nie mogło zmienić wiążącego się z tym uczucia przygnębienia. A przynajmniej Nathan nie oczekiwał tego po posiedzeniu nad butelką piwa w niemal pustym pubie.

      Ale była tam Ilse.

      Stała samotnie za barem, a on był jej jedynym klientem, więc obsłużyła go z uśmiechem, a on się przedstawił. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęli rozmawiać. Pracowała w pubie od trzech tygodni i jednego dnia, a w miasteczku mieszkała od trzech tygodni i dwóch dni. Była Holenderką, ale studiowała naukę o środowisku w Kanadzie. Opierając się o bar, uczyła go poprawnej, śpiewnej wymowy swojego imienia.

      – Eel-sa – powiedział, a ona się uśmiechnęła.

      – Prawie.

      Próbował, aż w końcu mu się udało.

      Jej rodzice byli rozwiedzeni, a mama zmarła przed rokiem na raka piersi. Po tym wyznaniu umilkła i przez długi czas wpatrywała się w bar. W końcu Nathan wyciągnął rękę i niepewnie położył na jej ramieniu. Przyjęła ten gest z uśmiechem i wtedy coś się w nim uwolniło. W każdym razie – podjęła urwany wątek – to w końcu zmotywowało ją do podróży. Chciała przeżyć przygodę i zwiedzić kawałek świata.

      – Co sądzisz o naszym pustkowiu? – zapytał, a ona się roześmiała.

      – Jest super, zupełny koniec świata.

      Kupił im obojgu po drinku i siedzieli razem w pustym pubie, a on zaznajamiał ją z miejscowymi plotkami. Miał w samochodzie gitarę, więc przyniósł ją, żeby dla niej zagrać (później aż się wzdrygał na to wspomnienie). Ale dobrze się bawili, kiedy śpiewał jej australijskie piosenki, których nigdy nie słyszała, a ona prosiła go o holenderskie utwory, o których nie miał pojęcia.

      – Co jeszcze ludzie robią tutaj, żeby się rozerwać? – zapytała w końcu w sposób, w jaki niegdyś mówiła do niego Jacqui, kiedy wszystko się między nimi układało.

      – Poza przychodzeniem tutaj? – zapytał Nathan. – Niech pomyślę. Czasem ludzie lubią się bić.

      Przewróciła oczami.

      – To prawda, nie kłamię. W zeszłym roku dwóch kuzynów z Atherton naparzało się na ulicy przez cztery godziny. Ludzie przynieśli sobie krzesła, żeby ich oglądać.

      – Cztery godziny? – Roześmiała się. – Jeśli to prawda, a ja w to nie wierzę, to albo naprawdę potrafią się bić, albo to ostatnie łamagi.

      Odwzajemnił jej uśmiech. Były też inne rzeczy, które robiło się tutaj dla rozrywki. Na przykład można było pojechać na wydmy, żeby przy butelce wina oglądać zachód słońca. Z odpowiednią osobą to była świetna zabawa.

      Kiedy na nią patrzył, wnioskował z tego, jak przechylała głowę i śmiała się do niego, że gdyby zaprosił ją na taki wypad, zgodziłaby się. To nie musiało być nic poważnego – Nathan poprzysiągł sobie nigdy więcej się nie ożenić – ale teraz już oficjalnie był wolny i do wzięcia. A poza tym od jednorazowego wypadu na wydmy z turystką do pierścionka zaręczynowego droga była naprawdę długa. Ale – gorycz wdarła się w jego duszę, zanim zdążył się zorientować – od pierścionka do czterocyfrowego honorarium dla prawników był tylko jeden krok. Więc zamknął usta i pozwolił chwili minąć.

      Zamiast tego wypili jeszcze po drinku, pośmiali się, a gdy pod koniec wieczoru zamykała pub, stanęli naprzeciwko siebie, sytuacja stała się nagle odrobinę niezręczna i Nathan zapytał, kiedy będzie pracować w kolejnym tygodniu. Jak zwykle przespał się w samochodzie, na dobranoc oglądając gwiazdy przez brudną szybę, a kiedy rano wracał do domu, po raz pierwszy od długiego czasu miał na twarzy uśmiech.

      Wybrał się do pubu w następny weekend i w kolejny, ale już nigdy więcej.

Скачать книгу