Stracony. Jane Harper

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 19

Stracony - Jane Harper

Скачать книгу

ni z owego.

      – No cóż. Nie głów się nad tym zbytnio, bo to wszystko zmyślone… – Nathan urwał, bo Ilse gwałtownie wstała z krzesła. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, zmieniła jednak zdanie i tylko odwróciła się i wyszła.

      Znów zapanowała cisza.

      Bub oparł się o krzesło, potrząsając głową.

      – To ci się udało, Nathan.

      Kolacja definitywnie się skończyła. Simon wstał, żeby pomóc Katy. Rozmawiali ze sobą szeptem, podczas gdy członkowie rodziny powoli się rozchodzili. Nathan przyłapał parę na przyglądaniu mu się.

      – Twoja mama umieściła Xandra w twoim starym pokoju, więc po prostu śpij, gdzie chcesz – powiedział do Nathana Harry, wstając od stołu. – Pomieszczenia dla pracowników są puste, ale klimatyzacja tam nie działa.

      Czyli jest tam jak w rozgrzanej blaszanej puszce.

      – Prześpię się na kanapie. – Nathan zajrzał do lodówki w poszukiwaniu piwa.

      – Jeśli tam nic nie ma, to w chłodni jest kilka butelek.

      – Cholera. – Nathan wyprostował się i zamknął lodówkę.

      – Co?

      – Nic. Po prostu sobie o czymś przypomniałem.

      Od jakiegoś czasu chłodnia w domu Nathana szwankowała, a akurat teraz, po kilku tygodniach oczekiwania, fachowiec był w okolicy. Umówiliśmy się na dziś, przypomniał sobie Nathan, otwierając ciężkie drzwi przylegającej do kuchni chłodni. Fachowiec poradzi sobie z pewnością bez niego, ale Nathan chciał przy tym być. Spróbuje do niego zadzwonić.

      Nie ulegało wątpliwości, że chłodnia w jego rodzinnym domu funkcjonowała bez zarzutu: na rękach miał gęsią skórkę. Przez chwilę stał wśród przemysłowych ilości mrożonego jedzenia, ciesząc się chłodem, zanim sięgnął po piwo.

      Wróciwszy do kuchni, zajrzał jeszcze do spiżarni i z ulgą stwierdził, że była dobrze zaopatrzona. Nie żeby spodziewał się czegoś innego, ale jeśli coś spędzało sen z powiek Cameronowi, chciał mieć pewność, że nie przełożyło się to na stan zapasów. Spiżarnie w domu obu braci sprawiały podobne wrażenie: jakby się weszło do sklepu. Pułki uginały się pod imponującymi ilościami ryżu, makaronu i puszek. Na ścianach wisiały listy, dzięki którym na bieżąco monitorowano ilość jedzenia. Wszystkiego było po kilkadziesiąt sztuk.

      Nathan rozglądał się wokół, popijając piwo. Jeśli Harry miał rację co do nadciągającej powodzi, trzeba się będzie upewnić, że w domu ma wszystko, czego potrzebuje. Ale raczej nie musiał się obawiać. Podobnie jak inni okoliczni mieszkańcy regularnie zaopatrywał się w najbliższym mieście, a co sześć tygodni wielka ciężarówka wyposażona w chłodnię przemierzała tysiąc kilometrów z Adelajdy, wioząc zamówienie dla całego miasteczka. Przezorny zawsze ubezpieczony. Nathan wiedział, co będzie jadł na każdy swój posiłek w ciągu najbliższego pół roku. W każdej chwili mógł stawić czoło powodzi, chociaż jeśli faktycznie miałby zostać odcięty od świata, wolał upewnić się raz jeszcze.

      Wyszedł ze spiżarni i udał się do przedpokoju, żeby zadzwonić do fachowca od chłodni. Obok telefonu leżał portfel Camerona. Podniósł go i zaczął przeglądać, równocześnie nagrywając wiadomość na poczcie głosowej. Kilka kart kredytowych, trochę gotówki. Parę wyblakłych paragonów ze stacji benzynowej w miasteczku. Nathan wyjął prawo jazdy brata i spojrzał na jego zdjęcie. Cameron się nie uśmiechał, co było dość niezwykłe, zamiast tego posłusznie przyjął neutralny wyraz twarzy. Niemniej jednak jego oczy się śmiały. Nathan wyobraził sobie, że pewnie dopiero co skończył żartować z fotografem. Odłożył portfel na miejsce.

      Wziął piwo i poszedł do salonu. Jego dom rodzinny niemal się nie zmieniał mimo upływu lat. Stojącą tam kanapę pamiętał jeszcze z dzieciństwa i spał na niej wiele razy. Nie była zła. Liz zostawiła dla niego czyste ubrania, więc po nie sięgnął. Musiały należeć do Camerona. Choć potrzeba, jak zawsze, wygrywała z uczuciami, dziwnie było trzymać koszulę i dżinsy zmarłego brata.

      W rogu salonu stała sztuczna choinka przyozdobiona światełkami. Pod nią leżało już kilka prezentów. Na ścianie obok, wyeksponowany w ostentacyjnie drogiej ramie, wisiał słynny obraz Camerona przedstawiający grób pastucha.

      Minęło trochę czasu, odkąd Nathan widział go po raz ostatni. Pochylił się więc, aby przyjrzeć mu się bliżej. Obraz przedstawiał nagrobek o świcie – oglądający często mylnie sądzili, że o zachodzie słońca, ale Nathan nie miał wątpliwości. Promienie słońca wyłaniały się zza horyzontu. Cameron dużo uwagi poświęcił właściwemu oddaniu światła: precyzyjne pociągnięcia pędzla i bogata paleta kolorystyczna pomogły mu osiągnąć zamierzony efekt.

      Na tym tle sam nagrobek sprawiał wrażenie namalowanego jedynie przy okazji. Był utrzymany w ciemnej tonacji i usytuowany w dolnej części obrazu, a jego kształt był bardziej zasugerowany niż dookreślony. Nathan, mimo że znał ten obraz tak dobrze i zdążył się też o nim nasłuchać, rozumiał, co sprawiło, że zyskał on taką popularność. Kiedy Cameron zdobył za niego nagrodę, Nathan przeczytał w Internecie kilka dyskusji na jego temat. Ludzie przypisywali mu całe mnóstwo różnych znaczeń: światło zwyciężające ciemność lub na odwrót, samotność, smutek, odrodzenie. Ktoś dopatrywał się sylwetki pastucha w szarościach znajdujących się w miejscu zetknięcia się światła i cienia.

      Osobiście Nathan nigdy nie przepadał za tym obrazem. Wiedział, że jest dobrze namalowany, ale jego zdaniem Cameronowi nie udało się należycie oddać krajobrazu. Zbyt topornie zaznaczył kontrast między światłem i cieniem. W rzeczywistości wszystko było znacznie płynniejsze.

      Nathan opadł na kanapę i spojrzał na ubrania po bracie. Sam miał niemal identyczne – co wynikało z prostego faktu, że wszyscy, których znał, ubierali się w tym samym miejscu – różniły się jedynie tym, że były o rozmiar czy dwa większe. Nathan i Cameron mieli tyle samo wzrostu, odkąd skończyli siedemnaście lat, ale Cam zawsze był szczupły i wysportowany, podczas gdy jego starszy brat charakteryzował się mocniejszą budową i szerszymi ramionami.

      Kiedy Nathan został sam – nie wtedy, kiedy Jacqui odeszła po raz pierwszy, lecz wtedy, kiedy zrobiła to na dobre – spędzał długie godziny ze starym zestawem ciężarów. Po jakimś czasie dotarło do niego, że nikt nie widzi, jak wygląda, a tym bardziej nikomu na tym nie zależy. W ciągu jednej nocy przerzucił się z wyciskania na leżenie na kanapie z piwem. Ale wstawać codziennie rano było wystarczającym wyzwaniem, nawet bez kaca, a praca fizyczna w obejściu wymagała siły i sprawności, więc musiał to dość szybko ukrócić. Odstawił piwo i co pewien czas zabierał się z powrotem do treningów, ale nigdy już nie wrócił do dawnego wyglądu.

      Spojrzał na swoją koszulę, nadal pokrytą czerwonym kurzem, a za oknem przesunął się cień. Ilse. Jej sylwetka odcinała się na tle zapadającego zmierzchu, kiedy sięgała po wiszące na sznurze pranie. Poszwy kłębiły się wokół niej i wymykały palcom. Nathan przyglądał się temu przez chwilę, po czym odłożył ubrania brata i wyszedł porozmawiać z jego żoną.

      Ilse natychmiast skupiła spojrzenie na czerwonym osadzie na jego koszuli. W

Скачать книгу