Stracony. Jane Harper
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 15
Trzeba przyznać, że Glenn potraktował go poważnie i przyjechał mu pomóc szukać śladów włamania. Nic nie znaleźli. Nathan upierał się przy swoim.
– Wiem, jak zdycha otruty pies. Ktoś ją wykończył.
Glenn, choć pełen dobrej woli, był sceptyczny.
– Nie mam żadnych podobnych zgłoszeń. Ten ktoś musiałby jechać niezły kawał drogi tylko po to, żeby otruć twojego psa.
– Nie sądzisz, że oni byliby do tego skłonni? Żeby utrzeć mi nosa?
Glenn położył mu dłoń na ramieniu.
– Nie mówię, że nie. Po prostu wydaje mi się, że tym razem nie o to chodzi.
Nathan zatrzymał się z ręką na łbie Duffy: zza rogu dobiegł go czyjś szept.
– …ale będą musieli przyjechać…
Mówiła kobieta, której głosu nie rozpoznawał.
– Nie, nie sądzę. Mówię ci, że tutaj tak się nie robi. On pytał przez telefon, czy ktoś przyjedzie…
Tym razem był to mężczyzna, również mówił ściszonym głosem.
– Tutaj? Do domu?
– No tak, ale gliniarz chyba powiedział, że nie…
Głosy urwały się gwałtownie, ponieważ ich właściciele wyszli zza rogu i zauważyli Nathana. Na wpół wypowiedziane słowo zamarło na ustach mężczyzny. Był koło trzydziestki, podobnie jak stojąca koło niego kobieta. Sądząc po ich akcentach, byli Anglikami. Nathan poczuł przypływ irytacji: jakby jeszcze mu brakowało pary Angoli.
– O rany, ale mnie przestraszyłeś. – Mężczyzna otrząsnął się pierwszy. – Ty pewnie jesteś Nathan?
– No. O kim rozmawialiście?
– Kogo masz na myśli?
– Tego mężczyznę, którego słyszałeś, kiedy dzwonił na policję.
– Och. – Mężczyzna patrzył na puste drzwi do kuchni. – To był Harry. Przepraszam. Nie podsłuchiwałem, tylko po prostu… usłyszałem.
– Jasne. – Nathan nie widział za dobrze swoich rozmówców w skąpym świetle. – A kim wy jesteście?
– Simon i Katy. – Wymawiając imiona, mężczyzna wskazał każde z osobna palcem, choć Nathan nie miał problemów z rozróżnianiem płci. – Nikim w zasadzie nie jesteśmy.
– Kimś jednak musicie być, skoro krążycie po przedpokoju domu mojego zmarłego brata, podsłuchując rozmowy telefoniczne. – To nie było konieczne i Nathan dobrze o tym wiedział, ale nie mógł się powstrzymać.
Kobieta odezwała się do niego po raz pierwszy:
– Cameron nas zatrudnił.
– No tak, tyle wiem już od Buba. Ale w jakim celu?
– Po pierwsze, żebyśmy pomogli twojej mamie przy domu – powiedziała, wskazując w stronę kuchni. – Więc jeśli nie masz nic przeciwko…
Obeszła go, zanim zdążył jej odpowiedzieć, i koniec końców podążył za nimi do kuchni. Harry i Bub siedzieli już przy dużym drewnianym stole. Nathan zajął miejsce obok syna i spojrzał przez stół na Anglika – nazywał się Simon, tak?
Miał jasne oczy, niezwykle prosty nos i gęste ciemne włosy o dziwnym, nienaturalnym połysku. Nathan nie oderwałby od nich wzroku, gdyby nie dziewczyna.
Katy była – Nathan nie znajdował żadnego innego słowa – pięknością. W jasno oświetlonej kuchni jej skóra i włosy błyszczały, a podkoszulek opinał ciało tak jak należy. Kiedy się uśmiechnęła, na jej twarzy pojawiły się dołeczki. Przeszła obok Nathana, a on z trudem powstrzymał się, żeby nie złapać jej za rękę. Zmarszczył brwi i położył dłonie na stole. Bub wodził za nią wzrokiem wiernego psa, kiedy kładła na stole talerze z ryżem i wołowiną. Nawet Xander przedstawił się jej z entuzjazmem, jakiego ojciec nigdy u niego nie widział, i patrzył na nią maślanym wzrokiem, który upodabniał go trochę do Buba. Tylko Harry wyglądał na nieporuszonego, zachowując zwykły, kamienny wyraz twarzy. Katy schyliła się po coś do dolnej szuflady i Nathan zaczął się zastanawiać, co myślała o niej żona Camerona.
– Nie czekamy na Ilse? – zapytał Liz, która kręciła się przed otwartymi drzwiami lodówki, jakby sama nie wiedziała, czego tam szuka.
– Ona jest jeszcze z dziewczynkami – odpowiedział za nią Harry. – Powiedziała, żebyśmy zaczęli bez niej.
– Aha.
Katy postawiła ostatni talerz.
– I dla ciebie, Bob.
– Dziękuję, Katy.
– Mówi się Bub – poprawił ją odruchowo Nathan.
– Proszę?
– Po prostu – czuł na sobie wrogie spojrzenie brata – przez twój akcent to brzmi, jakbyś mówiła Bob.
– Bo tak jest.
– Ale to jest Bub. Nasz bubuś, najmłodszy.
– Och… – Katy zmarszczyła brwi. Spojrzała na Buba, który pakował jedzenie do swoich trzydziestoletnich ust. – Przepraszam.
– Mnie to nie przeszkadza – odparł żarliwie sam zainteresowany.
– To żenujące. – Katy roześmiała się niezręcznie. – Przez cały czas zwracałam się do ciebie niewłaściwym imieniem.
– Tak naprawdę ma na imię Lee – powiedziała Liz, wzdychając. W końcu zamknęła lodówkę i usiadła przy stole. – Więc nie ty jedna.
Bub uśmiechnął się do Katy tak, że aż musiała odwrócić wzrok, a następnie zagadnął Harry’ego:
– Co Glenn powiedział o naszym jutrzejszym spotkaniu?
Harry zerknął na Liz.
– Nie teraz.
– Ja tylko pytam.
Nathan dopiero teraz zauważył, że brat zdążył się przebrać. Spojrzał na siebie i Xandra. Czerwona kurzawa z miejsca śmierci Camerona zakradła się w zagięcia na ich koszulach. Ten widok przyprawił go nagle o gęsią skórkę. Potarł inny czerwony ślad na swoich dżinsach, brudząc sobie rękę.
– Później nastawię pralkę – powiedziała cicho Liz i Nathan zorientował się, że zauważyła to samo co on.
– Dzięki.
Przez