Stracony. Jane Harper
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 13
Liz rozpogodziła się nieznacznie na widok Xandra i przyciągnęła go do siebie, ściskając mocno. Kiedy go w końcu puściła, objęła Nathana. Syn odwzajemnił jej uścisk. Ponieważ nieczęsto mieli do tego okazję, wyszło odrobinę niezręcznie.
Liz nabrała powietrza w płuca.
– Powiedz.
– Może powinniśmy wejść do środka? – zapytał Harry, ale Liz natychmiast ucięła.
– Nie. W środku są dziewczynki. Powiedz mi to tutaj.
Nathan po raz kolejny żałował, że nie ma z nim Camerona. On by sobie z tym poradził. Bub, który kucając, szeptał do swojego psa, był w tej sytuacji zupełnie bezużyteczny.
– To było dość dziwne – zaczął Nathan, ale zaraz urwał. Spróbował jeszcze raz, starając się wyjaśnić wszystko jak najlepiej, podczas gdy matka chodziła w tę i z powrotem po werandzie. Oddalała się od niego zaledwie na kilka kroków, rozdarta między chęcią usłyszenia o swoim synu i niemożnością zniesienia tego. – Nie jesteśmy pewni – powtarzał Nathan. – Nie wiem.
– Jego samochód działa – wciął się w pewnym momencie Bub. – Sprawdziliśmy to.
– Nie zakopał się? – zapytał Harry, spoglądając to na jednego brata, to na drugiego. – Przebił oponę?
Potrząsnęli głowami.
– Wiecie może, co on robił w tamtej okolicy? – zapytał Nathan.
– Nie wspominał, żeby miał tam coś do zrobienia – odparł Harry. – W zeszycie napisał, że jedzie do Lehmann’s Hill.
– Bub wspominał, że Cam ostatnio wyglądał na zdenerwowanego.
Nathan zauważył, że Harry zerknął na Liz. Ciekawe, może nie chciał przy niej czegoś powiedzieć. Pokiwał głową.
– Tak, myślę, że można tak powiedzieć.
– Jak bardzo?
– Trudno stwierdzić. – Wyraz twarzy Harry’ego nieznacznie się zmienił, ale nadal był nie do odczytania. – Jak się teraz nad tym zastanawiam, był jakiś nieswój już od kilku tygodni, może nawet od miesiąca. Co sądzisz? – Spojrzał na Liz, która sztywno skinęła głową, wpatrując się w jałowy krajobraz rozciągający się za jej bujnym ogrodem. – Ale nie wyglądało to na nic poważnego – ciągnął Harry. – Oczywiście. Inaczej przecież coś byśmy z tym zrobili.
– Co masz na myśli, mówiąc, że był nieswój?
– Nie trzymał ręki na pulsie tak jak zazwyczaj. Ale radziliśmy sobie bez problemu. Kilka razy powiedział, że jest zmęczony. Przeszło mi przez myśl, że może kiepsko sypia.
– To prawda – zgodziła się cicho Liz. – Kilka razy słyszałam go w nocy.
– I zrobił się drażliwy – kontynuował Harry. – Jak by to powiedzieć: wyglądał na lekko sponiewieranego.
To zdecydowanie nie przypomina Camerona, pomyślał Nathan.
– Czy coś się stało? – zapytał. – Macie jakieś problemy?
Harry potrząsnął głową.
– Z gospodarstwem wszystko w porządku. Mamy całkiem niezły rok.
– Świetnie. Dobrze wiedzieć – powiedział Nathan, którego gospodarstwo po raz kolejny znalazło się pod kreską. Dziecięce dekoracje zaszeleściły na wietrze i Nathan przypomniał sobie o bratanicach. – Czy Sophie i Lo już wiedzą?
– Ilse właśnie z nimi rozmawia – powiedział Harry, a Nathan odruchowo spojrzał w kierunku drzwi. Nikt w nich nie stał. Nathan nie usłyszał ostatnich słów Harry’ego.
– Co mówiłeś?
– Dzwonił Glenn.
– Och. – Ich sierżant. – Jest już w miasteczku?
– Jeszcze nie, ale chce, żeby ktoś się z nim spotkał jutro przy samochodzie Cama.
Nathan poczuł w kieszeni kluczyki do samochodu brata.
– Ja pojadę.
– Już mu powiedziałem, że tam będę.
– Pojadę z tobą.
– Ja też – odezwali się niemal równocześnie Xander i Bub.
Liz, która do tej pory tylko patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, zmarszczyła brwi.
– Bub, pokaż Xandrowi, gdzie będzie spał.
– Przecież wie. Tam, gdzie zwykle – odparł jej najmłodszy syn.
Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.
– Pokaż mu mimo wszystko. – Kiedy siatkowe drzwi zatrzasnęły się za nimi, zwróciła się do Nathana: – Jak Xander sobie radzi?
– Nieźle, biorąc pod uwagę sytuację.
– Na ile przyjechał?
– Ma samolot dwudziestego siódmego.
– Och. – Była rozczarowana. – A nie mógłby polecieć w następnym tygodniu? Myślałam, że tym razem twoja kolej, żeby spędzić z nim Nowy Rok.
– To prawda, ale nic z tego. – Xander miał wyjechać tydzień przed wyznaczoną przez sąd datą. Nathan mógł nalegać. Miał do tego prawo, za które zresztą sowicie zapłacił, ale nie zrobił tego. – Chce iść ze swoimi kolegami na imprezę w Brisbane.
– A kiedy przyjedzie następnym razem?
– Nie wiem. – Nathan starał się mówić lekko, ale Liz przyglądała się mu uważnie. – W tym roku zaczną mu się egzaminy.
Prawnicy jego byłej żony pouczyli go, że przed nimi dwa lata powtórek, testów i ocen, które zaważą na wstępie na uniwersytet. Xander będzie potrzebował skupienia i uporządkowanego trybu życia. Będzie musiał uczyć się w domu. Czy Nathan może potwierdzić, że przyjął to do wiadomości?
W rzeczy samej, był w stanie to zrozumieć. Podobnie jak to, że za dwa lata jego syn skończy osiemnaście lat, a wtedy wizyty nakazane przez sąd odejdą do przeszłości, jak wiele innych pozostałości po jego dzieciństwie.
Nathan zdał sobie sprawę, że już nie słychać świątecznej piosenki. Zamiast tego w ciszy rozległ się płacz dziecka. Z dwojga złego wolałby