Stracony. Jane Harper

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 13

Stracony - Jane Harper

Скачать книгу

mrużąc zapuchnięte oczy. Nathan zauważył, że ponownie nabiegły łzami, kiedy ich dostrzegła. Wiedział, że w tej chwili bardziej niż jego i Buba chciałaby zobaczyć ich brata. Nathan natychmiast powstydził się tej myśli. Liz starała się nie faworyzować żadnego z nich, chociaż liczne zalety Camerona wcale jej tego nie ułatwiały. Nieogolony i brudny Bub tarł oko zakurzonym palcem. Nathan zdawał sobie sprawę, że nie wyglądał o wiele lepiej.

      Liz rozpogodziła się nieznacznie na widok Xandra i przyciągnęła go do siebie, ściskając mocno. Kiedy go w końcu puściła, objęła Nathana. Syn odwzajemnił jej uścisk. Ponieważ nieczęsto mieli do tego okazję, wyszło odrobinę niezręcznie.

      Liz nabrała powietrza w płuca.

      – Powiedz.

      – Może powinniśmy wejść do środka? – zapytał Harry, ale Liz natychmiast ucięła.

      – Nie. W środku są dziewczynki. Powiedz mi to tutaj.

      Nathan po raz kolejny żałował, że nie ma z nim Camerona. On by sobie z tym poradził. Bub, który kucając, szeptał do swojego psa, był w tej sytuacji zupełnie bezużyteczny.

      – To było dość dziwne – zaczął Nathan, ale zaraz urwał. Spróbował jeszcze raz, starając się wyjaśnić wszystko jak najlepiej, podczas gdy matka chodziła w tę i z powrotem po werandzie. Oddalała się od niego zaledwie na kilka kroków, rozdarta między chęcią usłyszenia o swoim synu i niemożnością zniesienia tego. – Nie jesteśmy pewni – powtarzał Nathan. – Nie wiem.

      – Jego samochód działa – wciął się w pewnym momencie Bub. – Sprawdziliśmy to.

      – Nie zakopał się? – zapytał Harry, spoglądając to na jednego brata, to na drugiego. – Przebił oponę?

      Potrząsnęli głowami.

      – Wiecie może, co on robił w tamtej okolicy? – zapytał Nathan.

      – Nie wspominał, żeby miał tam coś do zrobienia – odparł Harry. – W zeszycie napisał, że jedzie do Lehmann’s Hill.

      – Bub wspominał, że Cam ostatnio wyglądał na zdenerwowanego.

      Nathan zauważył, że Harry zerknął na Liz. Ciekawe, może nie chciał przy niej czegoś powiedzieć. Pokiwał głową.

      – Tak, myślę, że można tak powiedzieć.

      – Jak bardzo?

      – Trudno stwierdzić. – Wyraz twarzy Harry’ego nieznacznie się zmienił, ale nadal był nie do odczytania. – Jak się teraz nad tym zastanawiam, był jakiś nieswój już od kilku tygodni, może nawet od miesiąca. Co sądzisz? – Spojrzał na Liz, która sztywno skinęła głową, wpatrując się w jałowy krajobraz rozciągający się za jej bujnym ogrodem. – Ale nie wyglądało to na nic poważnego – ciągnął Harry. – Oczywiście. Inaczej przecież coś byśmy z tym zrobili.

      – Co masz na myśli, mówiąc, że był nieswój?

      – Nie trzymał ręki na pulsie tak jak zazwyczaj. Ale radziliśmy sobie bez problemu. Kilka razy powiedział, że jest zmęczony. Przeszło mi przez myśl, że może kiepsko sypia.

      – To prawda – zgodziła się cicho Liz. – Kilka razy słyszałam go w nocy.

      – I zrobił się drażliwy – kontynuował Harry. – Jak by to powiedzieć: wyglądał na lekko sponiewieranego.

      To zdecydowanie nie przypomina Camerona, pomyślał Nathan.

      – Czy coś się stało? – zapytał. – Macie jakieś problemy?

      Harry potrząsnął głową.

      – Z gospodarstwem wszystko w porządku. Mamy całkiem niezły rok.

      – Świetnie. Dobrze wiedzieć – powiedział Nathan, którego gospodarstwo po raz kolejny znalazło się pod kreską. Dziecięce dekoracje zaszeleściły na wietrze i Nathan przypomniał sobie o bratanicach. – Czy Sophie i Lo już wiedzą?

      – Ilse właśnie z nimi rozmawia – powiedział Harry, a Nathan odruchowo spojrzał w kierunku drzwi. Nikt w nich nie stał. Nathan nie usłyszał ostatnich słów Harry’ego.

      – Co mówiłeś?

      – Dzwonił Glenn.

      – Och. – Ich sierżant. – Jest już w miasteczku?

      – Jeszcze nie, ale chce, żeby ktoś się z nim spotkał jutro przy samochodzie Cama.

      Nathan poczuł w kieszeni kluczyki do samochodu brata.

      – Ja pojadę.

      – Już mu powiedziałem, że tam będę.

      – Pojadę z tobą.

      – Ja też – odezwali się niemal równocześnie Xander i Bub.

      Liz, która do tej pory tylko patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, zmarszczyła brwi.

      – Bub, pokaż Xandrowi, gdzie będzie spał.

      – Przecież wie. Tam, gdzie zwykle – odparł jej najmłodszy syn.

      Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.

      – Pokaż mu mimo wszystko. – Kiedy siatkowe drzwi zatrzasnęły się za nimi, zwróciła się do Nathana: – Jak Xander sobie radzi?

      – Nieźle, biorąc pod uwagę sytuację.

      – Na ile przyjechał?

      – Ma samolot dwudziestego siódmego.

      – Och. – Była rozczarowana. – A nie mógłby polecieć w następnym tygodniu? Myślałam, że tym razem twoja kolej, żeby spędzić z nim Nowy Rok.

      – To prawda, ale nic z tego. – Xander miał wyjechać tydzień przed wyznaczoną przez sąd datą. Nathan mógł nalegać. Miał do tego prawo, za które zresztą sowicie zapłacił, ale nie zrobił tego. – Chce iść ze swoimi kolegami na imprezę w Brisbane.

      – A kiedy przyjedzie następnym razem?

      – Nie wiem. – Nathan starał się mówić lekko, ale Liz przyglądała się mu uważnie. – W tym roku zaczną mu się egzaminy.

      Prawnicy jego byłej żony pouczyli go, że przed nimi dwa lata powtórek, testów i ocen, które zaważą na wstępie na uniwersytet. Xander będzie potrzebował skupienia i uporządkowanego trybu życia. Będzie musiał uczyć się w domu. Czy Nathan może potwierdzić, że przyjął to do wiadomości?

      W rzeczy samej, był w stanie to zrozumieć. Podobnie jak to, że za dwa lata jego syn skończy osiemnaście lat, a wtedy wizyty nakazane przez sąd odejdą do przeszłości, jak wiele innych pozostałości po jego dzieciństwie.

      Nathan zdał sobie sprawę, że już nie słychać świątecznej piosenki. Zamiast tego w ciszy rozległ się płacz dziecka. Z dwojga złego wolałby

Скачать книгу