Stracony. Jane Harper

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 16

Stracony - Jane Harper

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Nie wracacie do domu na święta?

      – Nie planujemy… – zaczął, ale Katy się wtrąciła:

      – Nie stać nas na to.

      Para wymieniła ze sobą spojrzenia, których Nathan nie potrafił odczytać.

      – A Cam was zatrudnił? – zapytał i oboje spojrzeli na niego. – To było wcześniej ustalone czy…?

      – Nie. Po prostu nam się poszczęściło. – Simon przełknął i odłożył widelec. – Spotkaliśmy go w pubie w miasteczku. U siebie chwytałem się różnych zajęć, wiem, jak się naprawia płoty, rury i tym podobne.

      Twarz Harry’ego drgnęła nieznacznie i Nathan zwątpił, czy Simon rzeczywiście tak wiele pomagał w gospodarstwie.

      Simon skinął na Katy.

      – A ona jest nauczycielką, wiec dobrze się złożyło, że są dziewczynki. Pomaga im z nauką w szkole korespondencyjnej.

      Katy uśmiechnęła się lekko. Odłożyła sztućce i skubała paznokieć.

      – Podoba wam się tutaj? – kontynuował Xander.

      – Bardzo – powiedział Simon. Katy milczała.

      – To musi być dla was duża odmiana – zauważył Nathan.

      – O to właśnie chodzi – odparł Simon, a Nathan poczuł się cokolwiek pouczany. – U nas nie ma niczego podobnego. Kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy, jak wielkie są tutaj gospodarstwa, po prostu rozsadziło nam mózgi. Jedno, przez które przejeżdżaliśmy w zachodniej Australii, było wielkości połowy Walii.

      – Och. – Nathan nie miał pojęcia o wielkości Walii, ale nie zdziwiło go to. – Pracowaliście też na innych gospodarstwach?

      – Tak, na kilku.

      – Gdzie?

      – W większości na zachodzie.

      – No tak, ale sam mówiłeś. Zachód to spore miejsce.

      – Nie sądzę, żebyś o którymś z nich słyszał.

      – Sprawdź mnie.

      – Armistead.

      Nathan musiał niechętnie przyznać, że faktycznie nie słyszał o takim gospodarstwie.

      – Gdzie to dokładnie jest?

      – Gdzieś na wschód od Perth.

      – Wszystko, do cholery, jest na wschód…

      Liz rzuciła widelcem o talerz.

      – Jezu, Nathan.

      – Stary, pozwól im zjeść w spokoju – powiedział Harry.

      – Nie, to moja wina – wtrącił Simon. – Dobrze wiem, że nie umiem tego wytłumaczyć. Ale tutaj to naprawdę jest trudne. Nie ma punktów odniesienia.

      Nathan pomyślał, że jest tak tylko dla kogoś zupełnie niewrażliwego na subtelności krajobrazu.

      Xander się nie zrażał.

      – Co sprowadziło was do Queenslandu?

      Simon upił łyk wody i nie spieszył się z przełknięciem go.

      – Pogoda.

      – Naprawdę?

      – W zachodniej Australii jest gorąco nie do wytrzymania.

      – Ale wiesz, że oficjalnie to jest najgorętsze miejsce w Australii?

      – Och, naprawdę? Nie wiedziałem. Ale wszystko jest lepsze niż zamarzająca mgła u nas w domu, prawda?

      Simon spojrzał na Katy, która zamrugała rozkojarzona.

      – Przepraszam, co mówiłeś? – Wpatrywała się w coś za oknem, za którym zapadał zmierzch.

      – Mówiłem…

      Przerwał mu głośny dzwonek telefonu stacjonarnego dobiegający z przedpokoju. Wieść zaczęła się roznosić, pomyślał Nathan.

      – Ja odbiorę – powiedział Harry, podnosząc się z miejsca, ale Liz zdążyła go uprzedzić, zostawiając niemal nietknięte jedzenie. Harry patrzył za nią przez chwilę, ale w końcu pokręcił tylko głową.

      – Bardzo nam przykro z powodu Camerona – powiedział Simon, nie zwracając się do nikogo w szczególności. – Był świetnym gościem. Kiedy szukaliśmy pracy w miasteczku, słyszeliśmy o nim dużo dobrego, i była to prawda. Wszyscy mówili, że to szczęście dla niego pracować.

      Pewnie tak było, pomyślał Nathan, Cameron uchodził za dobrego szefa.

      – Nie zdawałem sobie sprawy, że mieszkasz tak niedaleko miasteczka, Nathan – powiedział Simon.

      – Nie tak znowu niedaleko: prawie trzy godziny jazdy.

      – No tak, to dosyć względne. Po prostu miałem wrażenie, że wyniosłeś się gdzieś dalej.

      – Nie.

      Teraz i Simon, i Katy przyglądali się mu uważnie. Nathan zastanawiał się, co jeszcze naopowiadali im ludzie w miasteczku, kiedy wychwalali jego brata. Chociaż prawdę powiedziawszy, nie było trudno się domyślić. Atmosfera zrobiła się niezręczna, ale Nathan nie robił nic, żeby ją rozładować. Po prostu patrzył przed siebie na Simona, dopóki ten nie spuścił wzroku. Anglik zwrócił się do Xandra:

      – Mieszkasz z tatą?

      – Nie – odpowiedział chłopak. – Chodzę do szkoły w Brisbane.

      Niestrudzony dyplomata, pomyślał jego ojciec, czując jednoczesne ukłucie i przypływ czułości. Sześć słów, za którymi kryła się ciągnąca się od ponad dekady wojna między Nathanem, jego byłą żoną Jacqui i teraz również jej nowym mężem. Telefony z roszczeniami, listy od prawników, nakazy sądowe, terminy wizyt i zawsze, ale to zawsze, opłaty sądowe. Xander posłał ojcu półuśmiech, jakby wiedział, o czym myśli.

      – Też chcesz mieć swoje gospodarstwo? – zapytał Simon.

      – Och. Nie. Nie wydaje mi się. – Xander zauważył, że ojciec, Bub i Harry przyglądają mu się uważnie. – Chcę iść na uniwersytet. Nie wiem jeszcze, co potem.

      Wyglądał na trochę zawstydzonego, ale uratowało go pojawienie się nowej osoby. Do kuchni weszła żona Camerona, a raczej wdowa po nim. Ilse trzymała jedną rękę na klamce i wyglądała dość niepewnie. Jej jasnobrązowe włosy były nieuczesane i pośpiesznie związane gumką. Twarz miała zgrzaną i błyszczącą – nie było wątpliwości, że płakała.

      Nathan nie wyprostował się na krześle. Nie przeczesał włosów dłonią

Скачать книгу