Stracony. Jane Harper
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 11
– Nie używacie przenośnych radioodbiorników?
– Nie. Wszystkie są zainstalowane w samochodach.
– Więc jeśli wysiądziesz z samochodu, nie możesz się z nikim skontaktować?
– Zgadza się.
– Jaki jest zasięg?
– To zależy. Dwadzieścia kilometrów w linii prostej, dzięki masztowi wzmacniającemu sygnał jeszcze dalej, ale zdarzają się martwe punkty – powiedział Nathan. – W zasadzie jest to zasięg wzroku.
Sierżant kontynuował przeszukanie samochodu, dotykając wszystkiego w rękawiczkach. Sprawdził za klapkami przeciwsłonecznymi, w schowku, pod siedzeniami. Raz i raz jeszcze.
– Wygląda na to, że nie ma jego portfela – powiedział, podnosząc głowę. – W kieszeni też go nie miał.
– Nie. Portfel z pewnością jest w domu.
– Nie wziął go ze sobą?
Nathan, którego własny portfel leżał na stole w kuchni w jego niezamkniętym domu kilkaset kilometrów dalej, wskazał dłonią na otaczający ich krajobraz. Po co?
Na twarzy sierżanta pojawił się wyraz zakłopotania. Otworzył podręcznik naprawy samochodu i zaczął go przeglądać.
– Czego szukasz? – zapytał zniecierpliwiony Nathan.
– Czegokolwiek.
On nie ma pojęcia, pomyślał Nathan. Nie ma pojęcia, co z tym zrobić. Zauważył, że jego syn zmarszczył brwi, prawdopodobnie tknięty dokładnie tą samą myślą.
– Zamierzasz pobrać odciski palców? – zapytał Xander.
– Do tego musiałby tu przylecieć ktoś z wydziału kryminalnego.
– A przyleci?
– Tylko jeśli znajdę ślady świadczące o przemocy.
Wszyscy spojrzeli na samochód. Okna były w całości, siedzeniom nie przytrafiło się nic gorszego niż brud i kurz, lusterka znajdowały się pod prawidłowym kątem.
Ludlow spojrzał na Xandra.
– Przykro mi.
Kontynuował swoją pracę skrupulatnie, zatrzymał się tylko na chwilę, kiedy otworzył bagażnik. Stał tak jak oni wcześniej, patrząc na starannie ułożone zapasy jedzenia i picia.
– Zostawił to wszystko?
Nathan nie wiedział, co powiedzieć. To ty masz się tego dowiedzieć, pomyślał.
– Masz na to jakieś wytłumaczenie?
– Słyszałem o ludziach, którzy… którzy z jakiegoś powodu opuścili auto, w pogoni za zbłąkaną jałówką, i niebacznie odeszli za daleko. – Nawet w jego uszach brzmiało to bardzo nieprzekonująco. – Biegną i nie zdają sobie sprawy, jak daleko, a potem tracą orientację w terenie.
Ludlow ściągnął rękawiczki.
– Sądzisz, że coś takiego mogło przydarzyć się twojemu bratu?
– Nie. Sam nie wiem, tylko powtarzam, co słyszałem. Ale nie sądzę, żeby Cam mógł się zgubić w tej okolicy.
– Jasne. Na moje oko z samochodem wszystko w porządku, ale powiedzmy, że coś mogło być nie tak. W takich wypadkach zaleca się zostać w środku, prawda? Słyszałem, że w tej okolicy jest to złota zasada.
– Tak.
Sierżant wyłapał dziwną nutę w głosie Nathana i popatrzył na niego. Zdecydowanie był lepiej poinformowany, niż się wydawało na początku.
– Tak, ale? – dociekał Ludlow.
– Nic. Po prostu chodzi o to, że w równej mierze kierujesz się własnym zdrowym rozsądkiem. I Cam dobrze o tym wiedział. Przecież tuż obok jest ta cholerna droga. Miał ze sobą mnóstwo wody. Gdyby z samochodem coś się stało i gdyby Cam musiał gdzieś iść, to poszedłby do drogi, nie ma żadnych wątpliwości. No i wziąłby ze sobą wodę.
– A zatem, dlaczego…?
– Nie mam pojęcia. – Nathan słyszał, że zaczyna podnosić głos. – Ja tylko mówię. To właśnie powinien był zrobić. Tutaj, jeśli zepsuje ci się samochód, naprawdę nigdzie nie idziesz. Siedzisz w aucie z włączoną klimatyzacją i wzywasz pomoc przez radio. Ale gdyby zdarzyło się coś, nie wiem co takiego, co zmusiłoby Camerona do opuszczenia auta, poszedłby w kierunku drogi, a nie pustkowia.
– Tak zrobiłby Cameron.
– Tak.
– Gdyby chciał zostać znaleziony.
Słowa sierżanta zawisły w powietrzu.
– Tak, oczywiście, stary. – Nathan cały się najeżył. – Zrozum, wiem, do czego zmierzasz, równie dobrze możesz powiedzieć to na głos.
Sierżant nie spłoszył się, co dobrze o nim świadczyło, i skinął ze zrozumieniem głową.
– Myślę po prostu o tym, co powiedział twój drugi brat. Że Cameron zachowywał się niespokojnie.
– Miał dostęp do broni.
– Tak?
– No tak. Tutaj w każdym domu jest gablota ze strzelbami.
– W samochodzie nie ma broni.
– Nie nosił jej przecież cały czas ze sobą. Ale w domu nie miałby żadnych problemów, wiesz? Gdyby chciał jej użyć.
– Czyli myślisz, że…
– Ja nic nie myślę. Ja tylko mówię. Jeśli ty tak myślisz, dlaczego on… – Nathan urwał. Nie mógł tego powiedzieć.
– Masz rację – odrzekł Ludlow. – Widziałeś kiedyś, jakie zniszczenia wyrządza pocisk?
– Tak, oczywiście, na zwierzętach.
– Twój brat pewnie też?
– I co z tego?
Na twarzy sierżanta pojawił się grymas, który niespodziewanie dodał mu lat.
– Może nic. Ale czasem ludzie popełniają błąd, myśląc, że broń palna oferuje łatwe wyjście z sytuacji, a tak nie jest. Psychicznie to wielka przeszkoda. Dla wielu nie do przejścia. Czasami… – Ludlow urwał i zmarszczył brew. Powoli rozejrzał się dookoła. W każdym kierunku krajobraz był nieskończony. – Czy to jedno z najwyżej położonych miejsc w okolicy?
– Te