Stracony. Jane Harper
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 6
– Tu są jego kluczyki.
Xander zaglądał przez otwarte drzwi samochodu i Nathan się do niego przyłączył. Zdążył mimochodem zauważyć, że kiedy stali obok siebie, ich ramiona znajdowały się już na tej samej wysokości.
Czerwony pył dostał się do środka i pokrył cienką warstwą każdą powierzchnię. Kluczyki przypięte do czarnej smyczy leżały na siedzeniu.
To trochę dziwne, szepnął cichy głos w głowie Nathana. I nie chodziło wcale o to, że Cameron zostawił je w aucie. Nathan nie znał nikogo, kto by tego nie robił. Jego własne kluczyki leżały teraz na podłodze jego samochodu zaparkowanego obok grobu, a Bub powiesił swoje na dźwigni kierunkowskazu, kiedy wysiadali. Nathan nie mógł przypomnieć sobie ani jednej sytuacji, w której Cameron wyniósłby kluczyki z samochodu. Nie pamiętał jednak również, żeby kiedykolwiek tak starannie owinął je smyczą i ułożył na siedzeniu.
– Może się zepsuł? – podsunął Bub, ale bez przekonania.
Nathan nawet nie odpowiedział. Patrzył na kluczyki i w następnej chwili po prostu po nie sięgnął.
– Nie, tato, nie powinniśmy niczego…
Zignorował słowa syna. Nie miał wątpliwości, co się za chwilę okaże.
Usiadł na fotelu kierowcy, włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił. Ruch był płynny, metal nie stawiał oporu. Poczuł wibracje i silnik zapalił. W ciszy rozbrzmiewał naprawdę głośno.
Nathan spojrzał na Xandra, ale syn nie zwracał już na niego uwagi. Odsunął się od samochodu i patrzył w dal, osłaniając oczy dłonią przed słońcem. Widać było zbliżający się tuman kurzu. Ktoś nadjeżdżał.
Po raz drugi tego dnia Nathan stał przy grobie pastucha i przyglądał się nadjeżdżającemu pojazdowi. Auto zwolniło, zbliżając się.
Miało napęd na cztery koła, opony pneumatyczne, osłonę na zderzaku jak wszystkie wozy w okolicy, ale w tym z tyłu znajdowały się nosze. Odblaskowe oznaczenia ambulansu połyskiwały w słońcu.
Nathan, Bub i Xander stali przy land cruiserze Camerona i patrzyli na przemieszczający się na południe tuman kurzu, aż w końcu dostrzegli wzbijający go pojazd. Bez słowa wrócili do samochodu i z powrotem udali się do grobu pastucha, aby tam poczekać na służby.
Po raz pierwszy tego poranka Nathan poczuł coś na kształt ulgi, kiedy ambulans zatrzymał się i sanitariusz pozdrowił ich gestem ręki. W końcu jakaś pomoc.
Steve Fitzgerald był żylastym facetem tuż po pięćdziesiątce, który od czasu do czasu opowiadał o swoich przygodach w oddziałach Czerwonego Krzyża. Połowę roku spędzał w Afganistanie, Syrii, Rwandzie lub innym podobnym miejscu, a drugą w Balmarze jako jednoosobowy personel kliniki. Kiedyś powiedział, że lubi wyzwania, ale zdaniem Nathana sam siebie nie doceniał. Steve wysiadł z samochodu razem z policjantem, którego Nathan widział pierwszy raz w życiu.
– Gdzie jest Glenn? – zapytał, na co policjant zmarszczył brwi.
Steve nie odpowiedział od razu. Spojrzał na grób i na tarp i pokręcił głową.
– Jezu. Biedny Cameron. – Przykucnął, ale niczego nie dotykał. – Glenn od wczoraj siedzi w Haddon Corner. Samochód, którym jechała rodzina z małymi dziećmi, zagrzebał się w piachu, ale nie było wiadomo, gdzie dokładnie. Na szczęście już ich znalazł, ale będzie z powrotem dopiero jutro.
– Jutro?
– Stary, no przecież się nie rozdwoi.
– Cholera. – To prawda, sierżant Glenn McKenna samodzielnie sprawował pieczę nad obszarem wielkości stanu Wiktoria. Czasami był gdzieś w pobliżu, czasami zaś bardzo daleko, ale z pewnością świetnie znał swój teren. Nathan spojrzał badawczo na nowego policjanta. Słońce zdążyło już boleśnie poparzyć mu skórę. Na pierwszy rzut oka wyglądał na niewiele starszego od Xandra.
– Skąd cię ściągnęli?
– Z St Helens. Dziś rano. Jestem sierżant Ludlow.
– Szkolisz się tutaj?
– Nie. – Ludlow zawahał się. – W Brisbane.
– Jezu. W mieście? – Nathan zdawał sobie sprawę z tego, że jest niegrzeczny, ale nic go to nie obchodziło. – Od kiedy jesteś w St Helens?
– Od miesiąca.
– Świetnie. – Tym razem Nathan usłyszał, że nawet Bub westchnął. Spojrzał na Steve’a, który rozpakowywał swój ekwipunek medyczny. – Może powinniśmy poczekać na powrót Glenna?
– Wy możecie sobie tutaj czekać, ile dusza zapragnie – powiedział Steve całkiem uprzejmie. – Ale sierżant Ludlow i ja zajmiemy się tym od razu.
Nathan spojrzał na Buba. Żadnej reakcji.
– No dobra – odparł. – Przepraszam, stary, to nic osobistego, ale…
– Rozumiem – powiedział sierżant. – Ale obawiam się, że albo ja, albo nikt.
Nastała chwila niezręcznej ciszy, podczas której Nathan ważył swój wybór.
– Oczywiście zrobię, co w mojej mocy, dla twojego brata – dodał Ludlow.
Nagle Nathan poczuł się jak ostatni dupek.
– Jasne, oczywiście. Dzięki, że w ogóle chciało ci się tutaj przyjechać. – Nathan dostrzegł cień ulgi na twarzy młodego policjanta i poczuł się jeszcze gorzej. Przedstawił wszystkich sobie jak należy, a następnie sierżant wyciągnął aparat fotograficzny ze swojej torby.
– Teraz… – Ludlow wskazał na obiektyw i na grób, więc odsunęli się, a on zaczął robić zdjęcia tarpu i otoczenia z każdej strony i pod różnymi kątami. W końcu, kiedy jego spodnie i koszula całe pokryły się rdzawym kurzem, wstał z kolan. – Jest twój – powiedział do Steve’a.
Sanitariusz przykucnął i odchylił tarp, w taki sposób, że Nathan nie mógł dostrzec nic pod spodem. Poczuł przypływ wdzięczności. Bub odszedł na bok i schronił się w cieniu swojego samochodu, a sierżant, mrużąc oczy, przeglądał zdjęcia na ekranie aparatu.
Nathan i Xander stali obok siebie i przyglądali się pracy sanitariusza. Camowi by się to nie spodobało, pomyślał jego starszy brat, nigdy nie był ze Steve’em w dobrych stosunkach. Jakby wyczuwając, że Nathan o nim myśli, Steve go zagadnął:
– Co u ciebie w ogóle słychać, stary?
– Okej.
– Tak? Wszystko dobrze? Pomijając tę sytuację, oczywiście. – Ton głosu Steve’a był przyjazny, ale pobrzmiewała w nim też zawodowa