Stracony. Jane Harper
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 4
– Tak, w końcu.
– Ktoś, kogo znasz?
– Nie, to jakiś pracownik kontraktowy stacjonujący w Adelajdzie. Pracuje w tym sezonie w Atherton. Ktoś z policji złapał go na częstotliwości lotniczej i poprosił o przysługę.
– Glenn?
– Nie, ktoś inny. Z centrali czy skądś.
– Jasne. – To szczęście, że pilot w ogóle dostrzegł Camerona. Grób pastucha leżał dwieście kilometrów od Lehmann’s Hill i głównej strefy poszukiwań. – Kiedy znalazł Cama?
– Późnym popołudniem. Większość nie dotarła do tego czasu nawet do Lehmann’s Hill. W tej okolicy nadal byliśmy tylko ja i Harry – ja o godzinę jazdy bliżej, więc wziąłem to na siebie.
– Cam na pewno już wtedy nie żył?
– Tak twierdzi pilot. Wszystko wskazuje na to, że kiedy go znalazł, Cam nie żył już od kilku godzin. Ale gliniarz i tak poinstruował go przez radio, żeby sprawdził to na wszystkie sposoby. – Bub skrzywił się. – Przyjechałem o zachodzie słońca. Gość przykrył ciało Camerona, tak jak mu powiedziano, ale i tak nie mógł się doczekać, żeby się stąd wydostać. Nie chciał ryzykować, że nie zdąży przed zmierzchem i będzie musiał zostać tu na noc.
To zrozumiałe, pomyślał Nathan. Też nie miałby na to ochoty. Źle się czuł z tym, że takie zadanie przypadło jego najmłodszemu bratu.
– Skoro Cam miał się z tobą spotkać w Lehmann’s Hill, to jak się znalazł tutaj?
– Nie mam pojęcia. Harry powiedział, że zapisał w dzienniku, że jedzie do Lehmann’s Hill.
– Tylko tyle?
– Harry nic więcej mi nie powiedział.
Myśli Nathana skierowały się ku dziennikowi. Wiedział, gdzie było jego miejsce: obok telefonu, przy tylnych drzwiach domu, który kiedyś należał do ich ojca, a teraz do Camerona. Nathan sam jako nastolatek wiele razy pisał w dzienniku. Częściej jednak w nim nie pisał: bo zapomniał, bo mu się nie chciało, bo nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, gdzie się wybierał, albo nie mógł znaleźć długopisu.
Czuł skwar na karku. Spojrzał na zegarek. Cyfrowy wyświetlacz pokryty był drobnym rdzawym pyłem, przetarł go więc kciukiem.
– Kiedy mają przyjechać? – Chodziło mu oczywiście o policję i służby medyczne. A właściwie jednego policjanta i jednego ratownika – nie było mowy o żadnej ekipie.
– Nie wiem, są już w drodze.
Nie znaczyło to jednak, że zjawią się wkrótce. Nathan ponownie spojrzał na tarp, na ślady na ziemi.
– Ma jakieś rany?
– Nie wydaje mi się. W każdym razie ja nic takiego nie zauważyłem. Wygląda, jakby umarł z gorąca i pragnienia. – Bub spuścił głowę, dotykając czubkiem buta śladów na ziemi. Żaden z braci nie wspomniał o nich na głos. Widzieli już nieraz podobne, zostawione przez umierające zwierzęta. Nagle jakaś myśl przyszła Nathanowi do głowy i zaczął rozglądać się dookoła.
– Gdzie są jego rzeczy?
– Kapelusz jest pod tarpem. Nic więcej nie miał.
– Jak to? Nic więcej?
– Pilot powiedział, że nie. Policjant kazał mu sprawdzić i porobić zdjęcia. Niczego innego nie znalazł.
– Ale… – Nathan ponownie rozejrzał się dookoła. – Zupełnie nic? Nawet pustej butelki po wodzie?
– Nie sądzę.
– Rozejrzałeś się porządnie?
– Sam sobie popatrz, stary. Masz oczy.
– Ale…
– Nie wiem, okej? Nie mam dla ciebie żadnych odpowiedzi. Przestań mnie wypytywać.
– Dobra. – Nathan wziął głęboki oddech. – Ale wydawało mi się, że pilot zobaczył auto?
– Zgadza się.
– To gdzie ono jest? – Tym razem nie próbował ukryć zniecierpliwienia. „Prędzej dowiesz się czegoś od krowy niż od Buba”, mawiał ich ojciec.
– Niedaleko drogi.
Nathan spojrzał na niego zdumiony.
– Jakiej drogi?
– A ile tu jest dróg? Tylko nasza. Samochód stoi na północ od twojego ogrodzenia dla bydła. Jezu, stary, to wszystko było mówione przez radio.
– To niemożliwe. Przecież to z dziesięć kilometrów stąd!
– Wydaje mi się, że osiem, ale zgadza się.
Zapadło długie milczenie. Słońce wisiało wysoko na niebie i cień rzucany przez nagrobek skurczył się niemal do zera.
– Czyli Cam zostawił samochód? – Poczuł, że traci grunt pod nogami. Dostrzegł wyraz twarzy swojego najmłodszego brata i pokręcił głową. – Przepraszam, wiem, że też tego nie rozumiesz, ale to po prostu jest…
Przeniósł spojrzenie z brata na bezkresny horyzont. Jedynym źródłem ruchu w zasięgu jego wzroku była unosząca się i opadająca w rytm oddechu klatka piersiowa Buba.
– Pojechałeś sprawdzić samochód? – zapytał w końcu.
– Nie.
Tym razem Nathan nie miał wątpliwości, że brat mówi prawdę. Obejrzał się przez ramię. Xander siedział skulony na swoim miejscu.
– To jedziemy.
Koniec końców okazało się, że było to dziewięć kilometrów.
Samochód Nathana znajdował się po złej stronie ogrodzenia, więc mężczyzna z powrotem przez nie przeszedł i otworzył drzwi od strony pasażera. Xander spojrzał na niego, pytania cisnęły mu się na usta. Nathan powstrzymał go ruchem ręki.
– Później ci opowiem. Chodź. Jedziemy znaleźć samochód wujka Cama.
– Znaleźć? A gdzie on jest? – Xander zmarszczył brwi. Przez ostatnie kilka tygodni jego grzecznie przycięte włosy ucznia prywatnej szkoły wymknęły się spod kontroli, a zarost na podbródku sprawiał, że wyglądał dojrzalej.
– Gdzieś koło drogi. Bub nas zawiezie.
– Gdzieś koło twojej drogi?
– Wszystko na to wskazuje.
– Ale…?