Stracony. Jane Harper
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Stracony - Jane Harper страница 8
– W jakim stanie psychicznym był twój brat w ciągu ostatnich kilku tygodni?
Pytanie zostało zadane z wyczuciem i musiała minąć chwila, zanim do Nathana dotarło, że było adresowane do niego.
– Nie mam pojęcia. Nie widziałem go od kilku miesięcy.
– Ilu dokładnie?
– Chyba od czterech? Kiedy naprawialiśmy tamtą drogę, Bub? – Wtedy to właśnie Nathan po raz ostatni widział obu braci. Spojrzenie Buba nie wyrażało nic.
– Cztery miesiące temu – przyszedł z pomocą Ludlow – czyli jakoś w sierpniu? We wrześniu?
– Chyba trochę wcześniej. – Nathan starał się sobie przypomnieć. – Zaraz, zaraz. To było jakoś w tym czasie, co pierwszy mecz ligi State of Origin, bo rozmawialiśmy o nim.
– W czerwcu – powiedzieli jednocześnie Ludlow i Bub.
– Tak, chyba tak.
– Czyli pół roku temu.
– Na to wygląda. Czasami rozmawialiśmy przez radio.
– Często?
– Wystarczająco.
– Czy był jakiś powód, dla którego się nie widywaliście?
– Nie. Żadnego. Mieszkamy o trzy godziny drogi od siebie. Mamy swoją robotę. – Poszukał wsparcia u Buba, ale brat nie przyszedł mu z pomocą. – Ty go widywałeś codziennie w domu, co myślisz?
Nathan spodziewał się, że Bub zbędzie pytanie zwyczajowym wzruszeniem ramion, ale brat się zamyślił. W końcu wziął głęboki oddech.
– Cam był ostatnio jakiś nerwowy.
Nathan spojrzał na niego z niedowierzaniem. Sprawy musiały mieć się naprawdę źle, jeśli nawet Bub coś zauważył.
– Nerwowy? W jakim sensie? – zapytał sierżant.
Tym razem Bub wzruszył ramionami. Sam wyglądał na lekko wzburzonego.
– Nie wiem. Zwyczajnie.
Wszyscy czekali, aż powie coś więcej, ale najwyraźniej nie miał takiego zamiaru.
Ludlow po raz kolejny zajrzał do swoich notatek.
– Kto jeszcze mieszka w gospodarstwie Camerona?
– Ja – Bub zaczął wyliczać na palcach – mama, Ilse, żona Cama, i ich dwie córki, wujek Harry…
– Harry Bledsoe – wtrącił się Nathan. – Nie jest tak naprawdę naszym wujkiem, ale przyjacielem rodziny. Pracował dla naszej rodziny, zanim jeszcze się urodziliśmy.
– Czyli z technicznego punktu widzenia jest pracownikiem? – zapytał sierżant.
– Właściwie tak, ale nikt go tak nie traktuje – powiedział Nathan.
Bub pokiwał głową.
– W tej chwili jest też para przyjezdnych.
– Co tam robią?
– To, co zwykle. Pomagają przy domu i w polu. Co akurat się nadarzy. Cam zatrudnił ich kilka miesięcy temu.
– Często brał kogoś do pomocy?
– Kiedy była taka potrzeba – odparł Nathan. – W ciągu roku przewija się przez gospodarstwo cała gama pracowników kontraktowych i dorywczych. Glenn, to znaczy sierżant McKenna, wie to wszystko.
Ludlow zapisał coś w notatniku.
Steve wstał i otrzepał kolana.
– No dobrze. Chciałbym go teraz wnieść do ambulansu. Sierżant i ja poradzimy sobie z noszami, chyba że któremuś z was bardzo zależy na tym, żeby to zrobić osobiście.
Nathan i Bub pokręcili głowami. Nathanowi ulżyło: obawiał się, że ciężar ciała jego brata przytłoczy go na resztę życia.
Steve ponownie przykucnął.
– Teraz odkryję tarp całkowicie, więc jeśli nie macie ochoty patrzeć, odwróćcie głowy.
Nathan chciał coś powiedzieć synowi, ale chłopak już zdążył się odwrócić plecami.
Miejski mięczak, pomyślał, ale w gruncie rzeczy był zadowolony. Bub wpatrywał się w horyzont.
Nathan za długo się wahał i decyzja została podjęta za niego. Tarp zsunął się, kiedy bezwładne ciało Camerona spoczęło na noszach. Bub miał rację. Ich brat nie wyglądał na rannego, przynajmniej nie w tradycyjnym sensie tego słowa. Ale upał i pragnienie robią straszne rzeczy z człowiekiem. Kiedy Cameron stracił zdolność logicznego myślenia, zaczął się rozbierać, więc skóra na jego ciele była spękana. Jeśli coś faktycznie niepokoiło go za życia, śmierć nie przyniosła mu ukojenia.
Nathan długo patrzył w ślad za noszami, nawet po tym, jak zniknęły z tyłu ambulansu. Sierżant Ludlow odwrócił się od grobu i odruchowo wytarł ręce o spodnie. Nagle zatrzymał się w pół ruchu i zrobił krok do przodu, przyglądając się miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżało ciało Camerona. Ziemia była piaszczysta i poprzerastana nędznymi kępami wyschniętej trawy. Sierżant się pochylił.
– Co to takiego?
Nathan poczuł, że z jednej strony zbliżył się do niego brat, z drugiej syn. Wszyscy patrzyli na to, na co wskazywał Ludlow.
Tuż obok nagrobka, w miejscu, w którym plecy Camerona stykały się z ziemią, znajdowało się niewielkie zagłębienie.
Dziura, wielkości mniej więcej trzech pięści, była pusta. Ludlow zrobił całą serię zdjęć, a następnie wetknął do środka palec w jednorazowej rękawiczce. Boki natychmiast osunęły się do środka i piasek zaczął zasypywać otwór. Ziemia zachowywała się niczym żywe stworzenie i Nathan wiedział, że za dzień, za dwa nie będzie śladu po tym, co przydarzyło się jego bratu. Ludlow zaczął kopać głębiej i Nathan zadał sobie pytanie, jak głęboko pochowano legendarnego pastucha.
– Niczego tutaj nie widzę. – Ludlow wytarł ręce o spodnie i popatrzył na Steve’a. – Sprawdziłeś jego dłonie?
Steve zniknął z tyłu ambulansu, aby pojawić się minutę później.
– Ma połamane paznokcie, a pod nimi ziemię i brud. Możliwe, że wykopał tę dziurę rękami, jeśli o to pytasz.
– Po co miałby marnować energię na coś takiego?
– Bo mózg mu się usmażył, co nie?
Wszyscy obrócili się na dźwięk głosu Buba. Przyglądał się im zgarbiony