O powstawaniu Polaków. Tomasz Ulanowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу O powstawaniu Polaków - Tomasz Ulanowski страница 8
„Przed tymi, którzy podążą tą drogą, zostaną ujawnione fakty” – miał mawiać arabski uczony.
Symbolem owej naukowej piramidy jest zresztą samo Cambridge. Czterystuletni pub Pod Orłem stoi niedaleko budynków liczącego osiemset lat uniwersytetu. A w gromadzonej od sześciuset lat uniwersyteckiej bibliotece znajdują się takie białe kruki, jak rękopis O powstawaniu gatunków Darwina, dzieła wydanego po raz pierwszy w 1859 roku (ledwie 161 lat temu!), czy list z 18 kwietnia 1905 roku, w którym William Bateson jako pierwszy użył słowa „genetyka”.
„Karol Darwin sformułował swoją ideę [ewolucji i doboru naturalnego] pięćdziesiąt lat przed koncepcją genów, sto lat przed odkryciem struktury podwójnej helisy i sto pięćdziesiąt lat przed odczytaniem genomu ludzkiego – pisze doktor Rutherford. – Jednak wszystkie wspomniane odkrycia mówią nam to samo. Życie to reakcja chemiczna. Życie powstało z tego, co było wcześniej. Życie to proces niedoskonałego kopiowania. Życie polega na gromadzeniu i doskonaleniu informacji tkwiących w DNA. Dobór naturalny wyjaśnia zaś sposób, w jaki życie na Ziemi, gdy już powstało, zaczęło ewoluować”28.
Pomijając gwałty – co dla lepszego samopoczucia zdecydowaliśmy się zrobić kilkadziesiąt akapitów temu – dlaczego właściwie ludzie należący do dwóch różnych gatunków uprawiali ze sobą seks? Co emigrujące z Afryki smukłe kobiety Homo sapiens widziały w grubokościstych neandertalczykach o niskich i masywnych, jakby ciągle ponurych, czołach? Co smukłych mężczyzn Homo sapiens pociągało w barczystych neandertalkach o wydłużonych potylicach?
Tajemnice doboru seksualnego w dużej mierze wyjaśniają dziś biolodzy i psycholodzy ewolucyjni. To dość proste zasady, które jednak dla wielu osób – przyzwyczajonych do postrzegania świata wyłącznie przez ulotny pryzmat kulturowy – mogą być szokujące. Zwłaszcza jeśli nie rozumiemy, że owe zasady dotyczą średniej populacyjnej, a nie konkretnych przypadków, które znamy z własnego życia.
W skrócie można by je ująć tak: kobiety stawiają na jakość, a mężczyźni na ilość.
Dla kobiety liczy się jakość partnera, zarówno tego na zawsze, jak i tego na chwilę. Ten na zawsze ma przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo jej i jej potomstwu. Stąd powinien być jak najlepiej sytuowany – jego pozycja społeczno-ekonomiczna powinna być relatywnie (w porównaniu z pozycją kobiety) jak najwyższa. Ten na chwilę ma być głównie dostarczycielem dobrych genów, pomagających w przetrwaniu potomstwa. Przy czym, jak mawiają biolodzy i psycholodzy ewolucyjni, kobiety są mistrzyniami w wyczuwaniu pisma nosem.
Te zasady obowiązywały także w słabo zhierarchizowanych społecznościach zbieracko-łowieckich, bo i w nich mężczyźni się różnili. Jedni zdobywali więcej mięsa od innych. Inni byli silniejsi. Jeszcze inni szybsi. A jeszcze inni bardziej czuli. Albo bardziej wytrzymali. To, że nie było tak wielkich zasobów do podziału, jak dziś, nie oznacza, że nie było mniej i bardziej atrakcyjnych kandydatów na męża lub kochanka.
Z kolei mężczyźni zazwyczaj mają w nosie pozycję społeczno-ekonomiczną swoich partnerek. Dla nich liczy się to, żeby było ich jak najwięcej i żeby były młode i ładne. Bo starsze i mniej ładne to mniejsza szansa na spłodzenie zdrowego potomstwa29.
Nie są to, rzecz jasna, mechanizmy, które działają głównie na poziomie świadomym – poza tym w społeczeństwach, w których kobiety zdołały się wyemancypować, mocno ingeruje w nie kultura – stąd bywają trudne do przełknięcia. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby kobieta, która usłyszała (ode mnie; czasem lubię ryzykować), że mężczyźni mogą pójść do łóżka „prawie z każdą”, nie była tą wiadomością zszokowana i nie wypierała jej, wyśmiewając jako absurdalną.
Jeśli jednak popatrzymy na różnice biologiczne oraz nierzadko sprzeczne interesy kobiet i mężczyzn, ich odmienne strategie seksualne ukażą się nam jako oczywiste.
Kobiece jajniki przez mniej więcej trzy dekady okresu płodnego, od pokwitania po menopauzę, boleśnie uwalniają zaledwie kilkaset komórek jajowych. Każda ciąża, poród, laktacja i macierzyństwo to dla kobiety ogromny wysiłek energetyczny, a także poważne ryzyko. Przez wiele lat matka potrzebuje pomocy w zdobyciu pożywienia i zapewnieniu bezpieczeństwa sobie oraz dziecku. Musiałaby być głupia, żeby szafować tymi niewielkimi zasobami komórek i oddawać się byle komu. Inwestuje dużo, więc stawia na jakość partnera.
Z kolei w jądrach produkcja komórek rozrodczych idzie pełną parą, w setki miliardów, aż do śmierci mężczyzny, choć z wiekiem jest ich coraz mniej i są coraz gorszej jakości. Plemniki żyją krótko, a jednak wystarczająco długo, żeby zaskoczyć zapłodnieniem – w drogach rodnych kobiety świetnie sobie radzą nawet przez kilka dni. Podczas jednego wytrysku mężczyzna potrafi wprowadzić do kobiecej pochwy od kilkudziesięciu milionów do przeszło miliarda plemników. Poza tym mężczyzna nie zachodzi w ciążę, nie rodzi, nie karmi piersią i zawsze może się wyprzeć ojcostwa (choć to ostatnie wyjście awaryjne przymknęły testy DNA). Musiałby więc być naiwniakiem, żeby nie stawiać na ilość. W końcu koszty inwestycji nie grają roli.
Tak to z grubsza wygląda, nawet dziś. Dziesiątki tysięcy lat temu, kiedy kultura naszych przodków była inna – nie było środków antykoncepcyjnych, a kobiety nie zostawały szefowymi korporacji – sprawy musiały być jeszcze mniej skomplikowane. Szczególnie w tych bliskich, międzygatunkowych spotkaniach trzeciego stopnia.
Wskazują na to badania genetyczne, które długo wprawiały w zakłopotanie samych naukowców.
Analizy DNA jądrowego i mitochondrialnego wskazują na znaczne rozbieżności w okresie rozejścia się linii ewolucyjnych Homo sapiens i Homo neanderthalensis. Analiza DNA jądrowego dowodzi, że oba gatunki rozstały się 770–550 tysięcy lat temu. Z kolei badania mtDNA datują to au revoir na 470–360 tysięcy lat wstecz30.
Wygląda więc na to, że nasze wspólne mitochondrialne pramatki żyły sporo później niż nasi wszyscy wspólni przodkowie. No dobrze, ale dlaczego?
Tę zagadkę uczeni rozwiązali w lipcu 2017 roku opublikowaną w tygodniku „Nature Communications”31 analizą mitochondrialnego materiału genetycznego pobranego z neandertalskiej kości udowej znalezionej w jaskini Hohlenstein-Stadel, w Jurze Szwabskiej, w 1937 roku. Okazało się, że w linie mtDNA zarówno neandertalczyków, jak i ludzi współczesnych zaplątały się kobiety z innego, nieznanego jeszcze gatunku człowieka.
Otóż neandertalczycy z Jury Szwabskiej otrzymali obce mtDNA 470–220 tysięcy lat temu. Jego nosicielki musiały więc przybyć z Afryki sporo wcześniej niż kobiety Homo sapiens, już po tym, jak dołożyły swoje „trzy geny” także do genomu Afrykanów.
Zdaniem uczonych ówczesna fala migracji z Afryki do Europy była niewielka. Prawdopodobnie zaledwie falka, drobna zmarszczka w oceanie walczących o przeżycie genów. Wystarczająca,