Partnerstwo bliskości. Amir Levine
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Partnerstwo bliskości - Amir Levine страница 6
Bowlby zawsze twierdził, że przywiązanie jest integralną częścią zachowania człowieka przez całe jego życie. Potem Mary Main odkryła, że również dorosłych da się przypisać do konkretnych kategorii w oparciu o to, jak wyglądały ich wczesne relacje z bliskimi osobami, co z kolei ma wpływ na ich własne rodzicielskie zachowania. Niezależnie od pracy tej badaczki, Cindy Hazan i Philip Shaver również odkryli, że dorośli posiadają konkretne style przywiązania, które ujawniają się w ich związkach uczuciowych. Po raz pierwszy odkryli to, publikując w dzienniku „Rocky Mountain News” tak zwany quiz miłosny, w którym poprosili ochotników o zaznaczenie jednego z trzech twierdzeń, które najlepiej opisuje ich uczucia i nastawienie do związku. Każde z nich korespondowało z jednym z trzech stylów przywiązania i brzmiało tak:
Stosunkowo łatwo przychodzi mi nawiązanie bliskich relacji z innymi, czuję się dobrze, mając poczucie, że mogę na kimś polegać i że ktoś polega na mnie. Raczej nie boję się porzucenia ani tego, że ktoś mógłby zbytnio się do mnie zbliżyć. (Miara bezpiecznego stylu przywiązania).
Bliskość z innymi jest dla mnie nieco kłopotliwa; trudno mi w pełni komuś zaufać i pozwolić sobie na zależność. Stresuje mnie, gdy ktoś przekracza mojej granice; osoby, z którymi do tej pory się spotykałem/spotykałam, często domagały się ode mnie większej bliskości niż ta, z którą czułem się/czułam się dobrze. (Miara unikającego stylu przywiązania).
Mam poczucie, że inni niechętnie nawiązują ze mną tak bliskie relacje, jak bym chciał/chciała. Będąc w związku, często martwię się, że nie jestem dostatecznie kochany/kochana i mogę zostać porzucony/porzucona. Chciałbym/chciałabym totalnej bliskości i to pragnienie czasem odstrasza ludzi. (Miara lękowego stylu przywiązania.)
Zaskakujące okazało się to, że wyniki pokazały podobną dystrybucję stylów przywiązania u dorosłych i u dzieci: większość dorosłych biorących udział w badaniu czuła, że należy do kategorii „bezpieczny”, podczas gdy pozostali dzielili się albo na „unikających”, albo na „lękowych”. Badacze odkryli także, że każdy ze stylów przywiązania wiązał się z wyznawaniem odmiennych, konkretnych przekonań i podejść do siebie samego, partnera, relacji i bliskości w ogóle.
Dalsze badania, przeprowadzone między innymi przez Hazan i Shavera, potwierdziły te odkrycia. Okazało się, że – tak jak przypuszczał Bowlby – przywiązanie odgrywa znaczącą rolę nie tylko w dzieciństwie, ale przez całe życie człowieka. Różnica polega jedynie na tym, że dorośli są zdolni do wyższego poziomu abstrakcji, więc nasza potrzeba stałej fizycznej obecności obiektu przywiązania może być czasami przejściowo zastąpiona świadomością, że ta osoba jest dla nas dostępna psychicznie i emocjonalnie. Koniec końców chodzi jednak cały czas o tę samą potrzebę bliskości z drugim człowiekiem i pewności, że jest on dla nas dostępny.
Niestety, tak samo jak w przeszłości ignorowana była waga relacji dziecko–rodzic, dzisiaj niedoceniane jest znaczenie przywiązania w dorosłości. Pośród dorosłych wciąż przeważa przekonanie, że „zbytnia” wzajemna zależność partnerów w związku jest czymś złym.
MIT WSPÓŁUZALEŻNIENIA
Teoria współuzależnienia i inne popularne współcześnie podejścia, na które możemy natknąć się w poradnikach psychologicznych, przedstawiają związki w sposób odzwierciedlający poglądy dotyczące relacji rodzic–dziecko, jakie przeważały w pierwszej połowie XX wieku (pamiętasz „szczęśliwe dziecko” wolne od „zbędnego” przywiązania?). Dzisiejsi eksperci oferują rady, które brzmią mniej więcej tak: „Twoje szczęście powinno pochodzić z twojego wnętrza i powinieneś go uzależniać od osoby, z którą jesteś. Twój partner nie ma obowiązku dbać o twoje dobre samopoczucie, a ty nie jesteś odpowiedzialny za jego nastroje. Każdy powinien sam dbać o siebie. Naucz się nie dopuszczać do tego, by ktokolwiek, nawet najbliższa ci osoba, był w stanie zakłócić twój wewnętrzny spokój. Jeśli ta osoba zachowuje się w sposób, który podważa twoje poczucie bezpieczeństwa, powinieneś być w stanie zdystansować się emocjonalnie od tej sytuacji, skupić się na sobie i nie dać się wytrącić z równowagi. Jeśli tego nie potrafisz, coś może być z tobą nie tak. Być może jesteś z tą osobą zbytnio związany – współuzależniony – i musisz się nauczyć stawiać granice”.
Podstawowe założenie, które kryje się za tym sposobem myślenia, brzmi: idealny związek to relacja dwojga samowystarczalnych ludzi, którzy łączą się w dojrzały, pełen szacunku sposób, jednocześnie utrzymując jasne granice. Jeśli rozwijasz w sobie silną zależność od partnera, oznacza to, że jesteś w jakiś sposób wybrakowany i powinieneś pracować nad wyznaczaniem własnych granic i „lepszą świadomością samego siebie”. Przy takim podejściu wizja, że ktoś może potrzebować swojego partnera, to najgorszy możliwy scenariusz; potrzeba ta jest porównywana z uzależnieniem, a wszyscy wiemy, jak niebezpiecznie jest się od czegoś uzależniać.
Wiedza na temat współuzależnienia okazała się niesamowicie pomocna, gdy chodzi o członków rodzin osób cierpiących na uzależnienie od narkotyków czy alkoholu (ponieważ to w tym obszarze teoria współuzależnienia miała początkowo swoje zastosowanie), gdy jednak próbujemy bezkrytycznie zastosować ją do wszystkich relacji, może nas prowadzić na manowce, a nawet okazać się potencjalnie szkodliwa. Karen, uczestniczka telewizyjnego show, o której wcześniej wspomnieliśmy, była zapewne pod wpływem tej właśnie szkoły myślenia, gdy krytykowała się za swoją „przesadną” potrzebę bliskości. Zupełnie co innego na temat związków mówi nam biologia.
PRAWDA BIOLOGICZNA
Liczne badania pokazują, że przywiązanie prowadzi do fizjologicznej jedności z daną osobą. Obecność partnera reguluje nasze ciśnienie krwi, tętno, oddech i poziom hormonów we krwi. Wiążąc się z kimś, przestajemy być osobnymi bytami. Podkreślanie tej osobności w związkach pomiędzy dorosłymi przez większość współczesnych popularnych szkół psychologicznych nie wytrzymuje krytyki z perspektywy biologii. Zależność jest faktem, a nie wyborem czy skłonnością.
Szczególnie dużo światła rzuca na to badanie przeprowadzone przez doktora Jamesa Coana, dyrektora ośrodka badawczego Affective Neuroscience Laboratory przy University of Virginia. Zajmuje się on badaniami mechanizmów, poprzez które bliskie społeczne związki i szersze sieci regulują nasze reakcje emocjonalne. W tym konkretnym badaniu, które Coan przeprowadził we współpracy z Richardem Davidsonem i Hilary Schaefer, wykorzystano rezonans magnetyczny MRI do przeskanowania mózgów zamężnych kobiet w sztucznie wywołanej stresującej sytuacji (kobiety biorące udział w badaniu były informowane o tym, że za chwilę zostaną lekko porażone prądem).
W stresujących sytuacjach aktywuje się część mózgu zwana podwzgórzem. Gdy kobiety czekały na zapowiedziane rażenie prądem w samotności, na rezonansie widać było w tym obszarze podwyższoną aktywność. Następnie jednak sprawdzano reakcje uczestniczek eksperymentu na tę samą sytuację, gdy podczas oczekiwania na rażenie prądem mogły trzymać za rękę obcą osobę. Tym razem badanie wykazało nieco niższą niż poprzednio aktywność podwzgórza. Natomiast, gdy dłoń, którą kobieta mogła ściskać, należała do jej męża, wówczas reakcja jej mózgu okazywała się jeszcze mniej zauważalna – na tym etapie eksperymentu stres ledwie dawał się zarejestrować. Co więcej, te kobiety, które wcześniej najlepiej oceniły jakość swoich małżeństw, również najwięcej zyskiwały na możliwości trzymania małżonka za rękę podczas badania. Do tego jednak jeszcze wrócimy.
Eksperyment ten pokazuje, że gdy dwoje ludzi tworzy związek uczuciowy,