Jajecznica Kolumba. Paweł Wakuła

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jajecznica Kolumba - Paweł Wakuła страница 7

Jajecznica Kolumba - Paweł Wakuła A to historia

Скачать книгу

toporem pionki – uśmiechnęła się mama.

      Tata udał, że jej nie słyszy.

      – Jedna sprawa nie daje mi spokoju. Jakim cudem oni dokonywali tych niezwykłych wypraw! W czym byli lepsi od Greków i Fenicjan? Mieli jakieś specjalne umiejętności albo sprzęt?

      – I jedno, i drugie – odparł dziadek. – Przede wszystkim opanowali nieznaną innym żeglarzom technikę pływania pod wiatr, czyli halsowanie23. Poza tym stworzyli specjalny instrument nawigacyjny, zwany kamieniem słonecznym24, dzięki któremu mogli określić położenie słońca na niebie nawet wtedy, gdy było ono niewidoczne spoza chmur.

      – Czyli mieli coś w rodzaju GPS-a! – zachwyciłem się.

      – A jak ten kamień słoneczny działał? – spytała mama.

      – Niestety nie zachował się żaden dokładny opis tego urządzenia. Był to rodzaj specjalnie obrobionego kryształu, który zmieniał barwę w zależności od kierunku, z którego padało światło. Naturalnie wikingowie korzystali także z innych metod określania pozycji geograficznej: obserwowali gwiazdy, trasy przelotu ptaków i wędrówek wielorybów, znali również zegary słoneczne podobne do tego, którego używał Pyteasz z Massalii.

      – Z tego wniosek, że wcale nie byli takimi strasznymi barbarzyńcami! – stwierdził z zadowoleniem tata.

      – W żadnym wypadku! Jedną z najwspanialszych umiejętności, jakimi dysponowali, była technika budowy łodzi. Wśród wikingów było wielu wybitnych szkutników25, a ich statki to prawdziwe arcydzieła inżynierii. Doskonale sprawowały się na wzburzonym morzu, a dzięki małemu zanurzeniu i składanemu masztowi można było nimi wpływać w głąb rzek…

      – Po to, żeby kogoś złupić, a potem zamordować – mruknęła ironicznie mama.

      Dziadek rozłożył ręce.

      – Najczęściej tak właśnie było, ale w ich przypadku trudno orzec, kiedy wyprawa rabunkowa zamieniała się w kupiecką i odwrotnie. Na przykład mieszkańcy Szwecji, czyli tak zwani Waregowie, działali we wschodniej Europie, wymieniając futra, niewolników i bursztyn na srebrne monety… Ale bywało, że wynajmowali komuś swoje miecze albo zamieniali się w zwyczajnych piratów. Swoimi długimi łodziami wyprawiali się z Bałtyku aż do krain położonych nad Morzem Czarnym i Kaspijskim…

      – O nie! Nie! – tata pogroził dziadkowi palcem. – Bujać to my, ale nie nas! Tyle jeszcze pamiętam z geografii, że między tymi akwenami nie ma bezpośredniego połączenia!

      – Jesteś pewien? Spójrz tylko! – dziadek rozłożył na stole mapę. – Waregowie wykorzystywali rzeki płynące na północ, podróżowali nimi tak długo, jak się dało, pod prąd, a w odpowiednim momencie po prostu przeciągali swoje łodzie po belkach (czasem nawet wiele kilometrów!) na te, które zmierzały na południe. Tę samą metodę stosowali podczas podróży powrotnej. W ten sposób mogli handlować nie tylko z Cesarstwem Bizantyjskim, ale nawet z Arabami z Kalifatu Bagdadzkiego!

      – Zaraz, zaraz… – tata zaczął nieufnie wodzić nosem po mapie – z Zatoki Fińskiej, Newą do jeziora Ładoga, potem rzeką Wołchow do jeziora Ilmień… A na południe Dnieprem albo Wołgą… To naprawdę było możliwe!

      – Pewnie, że tak. Najlepszy dowód, że przy okazji założyli na tych terenach swoje państwo, które nazwali Gardariki, czyli „Kraina Grodów”.

      – Nigdy o nim nie słyszałem. To musiało być jakieś małe państewko, po którym dawno ślad zaginął.

      Dziadek uśmiechnął się pod wąsem.

      – Ależ pozostał, i to niemały! Ponieważ wielu Waregów pochodziło ze szwedzkiego plemienia Rusów26, z czasem Gardariki zaczęto nazywać Rusią, a potem Rosją!

      Tata z wrażenia otworzył usta, a nie mniej zdziwiona mama powiedziała:

      – Coś podobnego! Zaraz się dowiemy, że wikingowie stworzyli nie tylko Rosję, ale także Stany Zjednoczone!

      – Aż tacy przedsiębiorczy nie byli! – roześmiał się dziadek. – Ale to właśnie oni jako pierwsi Europejczycy dotarli do Ameryki Północnej. Eryk Rudy skolonizował Grenlandię, a jego syn Leif pożeglował jeszcze dalej na zachód i zbadał wybrzeże kontynentu!

      – Dziadku, opowiedz nam o tym! – poprosiłem.

      – Przy kolacji – zdecydowała mama. – Zrobię dla wszystkich kakao i kanapki. Kuba, pomożesz mi?

      – Jasne! – zawołałem.

      Po chwili obok map pojawił się parujący dzbanek i taca pełna kanapek z wędliną z indyka i plasterkami pomidora. Ja oczywiście pomagałem, ale tata nie ruszył się z fotela. Na co dzień nieźle kuśtyka po mieszkaniu wsparty o kulę, ale jak trzeba pomóc przy robieniu kolacji, to zaraz boli go noga. Koniecznie musi o tym wspomnieć lekarzowi!

      Dziadek z zadowoleniem popatrzył na zastawiony stół i spytał:

      – Czy wiecie, że kakao, indyki i pomidory pochodzą z Ameryki? Niestety wikingowie nie znali tych przysmaków, na ich sprowadzenie do Europy trzeba było poczekać jeszcze kilkaset lat.

      – Ale dobrze wiodło im się na Grenlandii? – zagadnęła mama.

      – Nieźle. Osadników wciąż przybywało, a Eryk Rudy obrastał w piórka. Już nie chciało mu się wyruszać w dalekie wyprawy, grzał stare kości przy ogniu buzującym na palenisku i wspominał czasy swojej burzliwej młodości. Na szczęście nie brakowało niespokojnych duchów, gotowych odpowiedzieć na zew przygody. Jednym z nich był Norweg Bjarni Herjólfsson, który co drugą zimę spędzał w domu swojego ojca na Islandii. Pewnego razu, gdy zawitał na wyspę, dowiedział się, że tatuś przeprowadził się na Grenlandię. Postanowił go tam odwiedzić, ale ponieważ nie znał dobrze tych wód, jego łódź zboczyła z kursu i przez trzy dni błąkała się w gęstej mgle. Gdy wreszcie ujrzał ląd, jednego był pewien – to nie była Grenlandia!

      – Skąd mógł to wiedzieć? – spytałem.

      – Ponieważ brzeg porastał gęsty iglasty las! Na Grenlandii było ich tyle, co kot napłakał, belki do budowy domów trzeba było sprowadzać aż z dalekiej Norwegii, więc były bardzo cenne (pamiętacie, jak awanturował się o nie Eryk Rudy?). Widok takiego bogactwa rozgrzał serca żeglarzy, ale mimo to Bjarni nie pozwolił swoim ludziom zejść na ląd. Uznał, że ziemia nie wygląda na gościnną, kazał postawić żagiel i udał się w drogę powrotną.

      – Tchórz! – prychnął z pogardą tata.

      – Raczej ostrożny człowiek – odparł dziadek. – O swoim odkryciu opowiedział wikingom na Grenlandii, dokąd wreszcie szczęśliwie dopłynął, a także w Norwegii, ale wszędzie wzruszano ramionami i wypominano mu, że niedostatecznie zbadał nową ziemię. Leifowi, synowi Eryka Rudego, myśl o nieznanym lądzie nie dawała spokoju. Odkupił od Bjarniego łódź i zaczął namawiać ojca do wspólnej podróży. Eryk Rudy wzbraniał się i narzekał na zaawansowany wiek, ale w końcu uległ, gdy syn przypomniał mu, że w całym rodzie to właśnie on

Скачать книгу


<p>23</p>

Halsowanie – płynięcie zakosami w stronę, z której wieje wiatr, umożliwia trójkątny żagiel łaciński. Wikingowie potrafili dokonać tej sztuki przy użyciu zwyczajnego żagla prostokątnego.

<p>24</p>

Kamień słoneczny (solarsteinn) – najprawdopodobniej szpat islandzki lub skaleń awenturynowy występujący między innymi w Norwegii (w Polsce – w Sudetach, w okolicach Cieplic).

<p>25</p>

Szkutnictwo – sztuka budowania statków.

<p>26</p>

Rusowie zamieszkiwali krainę zwaną Roslagen, położoną na wybrzeżu Szwecji w okolicach dzisiejszego Sztokholmu. Jednym z nich był wiking o imieniu Ruryk, który objął władzę w Nowogrodzie Wielkim, dając początek Rusi.