Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina страница 18
– Nie, chłopaki, to nie przejdzie – oznajmił Siełujanow z uporem. – Skoro będziecie sterczeć do późna na stypie, kto zjawi się na moim ślubie? Aśka, jesteś tutaj najstarsza stopniem, chociaż raz w życiu wykorzystaj władzę dla dobra ogółu.
Nastia uśmiechnęła się, wyciągnęła rękę i zmierzwiła włosy Nikołaja.
– Mamy podbramkową sytuację, Koleńka, nie da się niczego zmienić. Nie możemy zażądać, żeby Dudariew odwołał pogrzeb własnej żony, prawda? Nie możemy też zaproponować ci, żebyś zmienił termin ślubu. Jedyne wyjście, istniejące wszakże tylko teoretycznie, jest takie, żeby znaleźć jeszcze dwóch wywiadowców, którzy będą jutro przez cały dzień pomagać Sierioży obserwować Dudariewa. Dzięki temu ty i Jurik zabawicie się na weselu.
– A ty? – Nikołaj zapytał z niepokojem.
– Ja też, rzecz jasna. Tak więc pytanie musisz skierować nie do mnie, ale do naszego szefa, Korotkowa. Czy ma w wydziale dwóch wywiadowców, których można zwolnić z obowiązków i wysłać jutro na cmentarz oraz do restauracji?
– Marzenie ściętej głowy. – Jura się uśmiechnął. – Skąd ich wziąć? Nasza pani podpułkownik ma rację, wyjście jest wyłącznie teoretyczne. Ale z doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli pogrzeb zaczyna się o jedenastej i nie poprzedza go ceremonia pożegnania przy trumnie, to zazwyczaj koło pierwszej procedura pochówku się kończy, po czym wszyscy zgodnie ruszają na stypę, która trwa mniej więcej do siódmej. Maksymalnie. To znaczy, że ty, Nikołasza, zdążysz na ślub o trzeciej, a ja zjawię się na weselnym przyjęciu najpóźniej o ósmej.
– Przecież masz być moim świadkiem! – zawołał Siełujanow z rozpaczą. – Ależ z was… brak mi słów… sadyści! Człowiek żeni się w końcu po latach męczarni, a wy chcecie wszystko zepsuć.
– Może ja będę twoim świadkiem, Koleńka? – zaproponowała Nastia. – Co to za różnica?
– Zwariowałaś? Nie wypada! Świadkiem panny młodej musi być kobieta, a pana młodego – mężczyzna.
– Kto tak powiedział? – zapytała. – Gdzie to jest napisane?
– Taki panuje zwyczaj – oznajmił Kola bezapelacyjnie. – Wszyscy tak robią.
– No to ty zrobisz inaczej. Nie regulują tego żadne przepisy.
– Wala się zdenerwuje. – Siełujanow machnął ręką ze smutkiem. – Lubi, żeby wszystko było zgodnie z obowiązującymi zasadami.
– Nie oszukuj się, Kola – powiedział Korotkow. – Twoja Walentina pracuje przecież w milicji, więc doskonale rozumie nasze problemy. W końcu młoda dziewczyna, która nauczyła się prowadzić samochód, zanim zaczęła chodzić i mówić, i która jeździ jak wytrawny kierowca rajdowy, też odbiega od normy. Nawiasem mówiąc, przyjacielu, dlaczego Wala nie przeniesie się do GAI[5]? Dogonić i zatrzymać gościa naruszającego przepisy to dla niej pestka. Marnuje się w biurze paszportowym.
– Jeszcze czego! – zawołał Siełujanow z oburzeniem. – Nie dość, że pozwoliłem jej tam pracować? Niech lepiej siedzi w biurze, wtedy jestem spokojniejszy. Nie muszę się martwić, czy coś jej się stało. No dobrze, dranie, urobiliście mnie. Ale jeśli pogrzeb nie skończy się przed drugą, zmyję się stamtąd, bo muszę się jeszcze przebrać przed uroczystością.
– Skończy się, nie ma obawy – uspokoił go Korotkow.
Nastia Kamieńska wzięła listę firm oraz instytucji, które odwiedził wypuszczony z aresztu Gieorgij Dudariew, po czym sporządziła harmonogram pracy. Najpierw obdzwoniła wszystkie firmy i dowiedziała się, które pracują w soboty i w niedziele, które tylko w soboty, a które otwarte są wyłącznie w dni powszednie. Okazało się, że w weekendy nieczynne są przedsiębiorstwa państwowe, więc musiała się z nimi uporać jeszcze dzisiaj, w piątek. Zerknąwszy na zegarek, doszła do wniosku, że nie pojedzie do domu, by się przebrać i zrobić makijaż, bo straci mnóstwo czasu i nie wykona planu. Nie wypadało jednak odwiedzać biur w stroju, w którym chodziła do pracy. Nie ten wizerunek. Nastia ponownie przejrzała adresy, pod które musiała się udać koniecznie dziś, i uznała, że najrozsądniej będzie skorzystać z pomocy Daszeńki. Gdyby się u niej przebrała i pomalowała, zaoszczędziłaby co najmniej godzinę, a to już coś.
– Znajdziesz dla mnie jakieś ciuchy? – zapytała bratową przez telefon.
– To zależy, gdzie się wybierasz.
Dasza była osobą niezwykle solidną i bardzo poważnie traktowała kwestię ubioru. Z wykształcenia stylistka, świetnie znała się na sprawach mody, makijażu i dress code’u, w dodatku przed zamążpójściem była ekspedientką w drogim butiku z damską odzieżą.
– Muszę wyglądać na kobietę, która szuka pracy jako sekretarka albo asystentka.
– A co masz teraz na sobie?
– Jak zwykle: dżinsy, koszulkę i tenisówki.
– Jakie dżinsy?
– Grekoff.
– Czarne?
– Nie, granatowe.
– Nie pasują – oznajmiła Dasza stanowczo. – Pytam, bo pomyślałam, że włożyłaś coś przyzwoitego i wystarczy zadbać o dodatki. Ale w tej sytuacji trzeba skompletować cały strój. Kiedy przyjedziesz?
– Za jakieś czterdzieści, góra czterdzieści pięć minut.
– No to czekam – odparła krótko i rzeczowo.
Czterdzieści pięć minut później Nastia stała przed szerokim łożem małżeńskim w mieszkaniu przyrodniego brata i podziwiała starannie rozłożone topy, lekkie żakiety i wąskie spódnice. Dasza biegała jak szalona po ogromnym mieszkaniu, pilnując jednocześnie obiadu, trzyletniego syna Saszeńki, który swoją energią i dociekliwością prześcignął oboje rodziców razem wziętych, oraz Nastii. Była bowiem przekonana, że Nastia na pewno ubierze się niewłaściwie, jeśli zostawić ją samą sobie.
– Zdejmij ten top – dyrygowała, wymachując chochlą, którą przed chwilą próbowała barszcz. – Za bardzo odsłania biust. Lepiej przymierz tamten.
– Tamten mi się nie podoba – zaoponowała Nastia.
– Nikt cię nie pyta o zdanie. Chodzi o to, żebyś ty spodobała się pracodawcy, a nie bluzka tobie, jasne? Sasza! Odejdź od kuchenki, niczego tam nie ruszaj!
Dasza pomknęła jak strzała do kuchni, ale chwilę później stała już koło Nastii.
– Do tego topu pasuje bordowa spódnica.
– Wolę czarną – zaprotestowała Nastia.