Harmonia zbrodni. Aleksandra Marinina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Harmonia zbrodni - Aleksandra Marinina страница 13
Przez pewien czas siedzieli, nie odzywając się do siebie. Olga ze smutkiem myślała, że teraz wszystko będzie chyba inaczej, a niebawem w ogóle się skończy. Biegła na to spotkanie, wyobrażając sobie, że rzucą się sobie w objęcia, Gieorgij będzie ją całował i trzymał za ręce, jak po długiej rozłące. Ale wyszło inaczej. Jej ukochany siedzi obcy i daleki, rozmawia niechętnie, cedzi słowa, jakby miał do niej pretensje.
– Pewnie jesteś głodny? – zapytała nieśmiało.
– Niespecjalnie. Jest gorąco, nie chce mi się jeść.
– Ale przecież niedawno wyszedłeś z więzienia. Musisz coś zjeść. Chodźmy na obiad – zaproponowała.
Gieorgij wstał w milczeniu i ruszył w stronę wyjścia ze skweru. Olga pośpieszyła za nim, zastanawiając się gorączkowo, gdzie by tu pójść, żeby kuchnia była smaczna, a okolica go nie drażniła .
Szli w dół Twerskiej, nadal się do siebie nie odzywając. Gieorgij nie prowadził jej pod rękę, jak zwykle, więc Olga poczuła się jak przybłąkany pies, który przyczepił się do przechodnia i boi się, że tamten go zauważy i przepędzi.
Koło pomnika Jurija Dołgorukiego stały stoliki z parasolami. Olga wiedziała, że mimo niepozornego wyglądu lokalu można tu było dobrze zjeść, bo potrawy przywożono z restauracji Aragwi.
– Usiądźmy – powiedziała, dotykając dłoni towarzysza.
Gieorgij w milczeniu skręcił w stronę stolików. Gdy podszedł kelner, złożyli zamówienie, a potem znowu zapadła cisza.
– Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? – Olga w końcu nie wytrzymała. – Czyżbyś uważał, że to ja jestem winna tego, co cię spotkało?
– Nie jesteś niczemu winna – odparł z rozdrażnieniem. – Ale liczyłem na twoją pomoc. Jesteś jedyną osobą, na którą mogę liczyć. A raczej myślałem, że mogę. Tymczasem okazało się, że jesteś całkiem bezradna i nie chcesz nawet przez pięć minut ruszyć głową, żeby wymyślić sposób, jak znaleźć dobrego adwokata. Czy w takiej sytuacji mogę mieć do ciebie zaufanie?
– Znajdę ci adwokata – obiecała Olga stanowczo. – Najlepszego. Zrobię wszystko, żebyś nie trafił do więzienia. Przecież nie zabiłeś Eleny, prawda?
Gieorgij cisnął widelec i wypił duszkiem wino z plastikowego białego kubeczka.
– Wspaniale. Wygląda na to, że jednak masz wątpliwości. Jak więc mogę ci teraz ufać, skoro ty mi nie ufasz?
– Wybacz mi. – Olga wyciągnęła ku niemu rękę, ale Gieorgij gwałtownie się odsunął. – Wierzę ci, kocham cię, nie gniewaj się, że zapytałam. Zrobiłam to bezmyślnie. Nie chciałam cię obrazić. Jedz, proszę.
– Nie chcę. Najadłem się. Kończ i idziemy.
– Dokąd?
– Ja do domu, a ty – gdzie chcesz. Szukaj adwokata, jeśli naprawdę mi wierzysz i chcesz pomóc.
Olga zostawiła niedojedzoną potrawę i oboje ruszyli do metra. Gieorgij wciąż milczał, a ona miała ochotę się rozpłakać. Tak bardzo czekała na to spotkanie… Lepiej, żeby w ogóle do niego nie doszło.
Na peronie się rozstali. Gieorgij jechał na stację Krasnyje Worota, a Olga musiała przejść na Teatralną.
– Już mnie nie kochasz? – zapytała przybita na pożegnanie.
– Nie pleć głupstw – odparł szybko i wsiadł do wagonu.
Drzwi się zamknęły, Gieorgij odwrócił się i popatrzył na nią przez szybę. Olga ledwie zauważalnie pokiwała mu ręką i wykrzywiła usta w sztucznym uśmiechu.
W drodze do pracy z trudem powstrzymywała łzy. Pod koniec dnia podjęła jednak decyzję: zrobi wszystko, żeby pomóc Gieorgijowi, ale nie będzie się z nim więcej spotykać, tak jak spotykają się kochankowie. Z miłością koniec. Zostanie z Michaiłem. Nawet jeśli mąż jej nie wybaczy i zażąda rozwodu, ona i tak nie wróci do Gieorgija. Pomóc mu pomoże, stanie na uszach, żeby znaleźć dobrego adwokata, znajdzie też pieniądze na jego usługi. Jeśli będzie trzeba, da nawet łapówkę, żeby zapewnić Gieorgijowi spokój. Skoro jej zaufał, nie ma prawa go zawieść. Nie wolno odwracać się od tych, których dotknęło nieszczęście i którzy pokładają w tobie całą nadzieję. Tylko jak wyrzucić go z serca?
Denis często nocował u Kipianich, dzisiaj też został. Rodzice Artioma poczęstowali go kolacją i poszli gdzieś z wizytą, zapowiedziawszy chłopcom, że mają nie wychodzić na ulicę i zająć się czymś w domu. Denis lubił wieczory, gdy zostawali z Artiomem tylko we dwóch, a odchodzący dzień jakby osnuwał ich zasłoną prawdziwej i niedostępnej innym bliskości.
Pod wieczór upał prawie nie zelżał, nadal nie było czym oddychać. Artiom kręcił się nerwowo po mieszkaniu w poszukiwaniu miejsca, do którego docierałby chociaż słaby,, orzeźwiający podmuch powietrza.
– Chcesz, to poczytamy? – zaproponował Denis.
– Nie, dziękuję.
– W takim razie zajmijmy się muzyką.
– Nie mam ochoty.
– A na co masz ochotę?
Artiom milczał przez chwilę, potem nagle zapytał:
– Jaka ona jest?
– Kto? – Denis osłupiał.
– Ta kobieta z milicji.
– Kamieńska?
– Tak. Jak wygląda?
– Zwyczajnie. Czemu pytasz?
– Tak sobie. Chcę wiedzieć, jaką ma twarz. Nie wypadało mi stanąć tuż przed nią. Ile ma lat?
– Jest stara, mniej więcej w wieku twoich rodziców.
– Niemożliwe. Chyba źle się przyjrzałeś.
Denisa ogarnęła złość. Z jakiej racji Artiom interesuje się kobietą z milicji? Kim ona dla niego jest? Co niby znaczy? Jedyną osobą, którą jego przyjaciel ma prawo się interesować, jest on, Denis.
– Przyjrzałem się doskonale. To stara baba. Nie może być młoda, skoro ma stopień podpułkownika.
– Racja. Jest ładna?
– Zwariowałeś? – Denis roześmiał się z przymusem. – Raczej odrażająca. Brzydka jak noc.
Artiom znowu umilkł. Potem powiedział w zamyśleniu:
– Ma oryginalny głos. Niski, lekko ochrypły.
– Nic w nim oryginalnego – przerwał Denis przyjacielowi. –