Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 22
Oznaczało to, że Tsara znalazła się w martwej strefie, która jednak nie mogła trwać wiecznie – odłączając wszystko, odciął jej także dopływ powietrza. Zostawił tylko łącze komunikacyjne.
– Słuchaj – odezwał się teraz, nachylając się nad mikrofonem i pozwalając, by jego głos dotarł w każdy zakamarek statku. – Nie wyjdziesz stamtąd. Jeśli nie zrobisz tego, co każę, udusisz się, prędzej czy później.
Nie odpowiedziała, ale miał pewność, że go słucha.
– Chcę, żebyś wróciła do AmbuMedu. Na razie nie będziesz się leczyć – zastrzegł. – Masz wprowadzić się w twardą stazę. Tylko w tym wypadku pozwolę... pozwolę ci żyć, rozumiesz?
– Pierdol się – usłyszał zimny, przesycony nienawiścią głos. Cóż, takiej reakcji mógł się spodziewać. Ponownie nachylił się nad mikrofonem.
– Odłączyłem połączenie komputerowe z twoją kajutą – wyjaśnił. – Powietrza zostało ci na jakieś kilka godzin. Drzwi już się uszczelniły. Nie sprawdzę jednak, kiedy zemdlejesz z braku tlenu. Nie mam jak. Umrzesz. Jeśli chcesz żyć, musisz wejść w twardą stazę.
– Pierdol się.
– Uratowałem ci życie – powiedział. Sam nie wiedział, po co mówi jej to wszystko, ale kiedy już zaczął, nie mógł się powstrzymać. – Zabrałem cię z tej asteroidy. Chociaż chciałaś mnie zabić. I to nie ja zabiłem... twojego męża. Zginął, kiedy mnie ścigał. Musiało coś w niego walnąć w Wypaleniu.
– Pierdol się.
– Jak sobie życzysz – odparł. – Jeśli jednak nie wepniesz się w stazę, to sama już sobie... nie popierdolisz – dodał i dopiero wtedy, kończąc połączenie, półżywy opadł na fotel kapitański.
Plaga z nimi wszystkimi!
Everett Stone spodziewał się wiele, ale nie tego. Wiedział, że zjawi się wysłannik, ale nie przypuszczał, że stanie przed nim wyciągnięty z najgłębszych piekielnych czeluści Walter Dinge. Znał go może niewiele, ale wystarczył jeden rzut oka, by zrozumieć, że to, co przed nim stoi, jest i zarazem nie jest byłym pracownikiem Kontroli.
Na przeklętą Plagę! Jak? Jakim cudem? Czy Dinge nie miał zginąć z innymi na pokładzie „Niani”?! Jak go dorwali? Sam im się sprzedał? Niemożliwe!
– Jest konieczne, abym przed rozpoczęciem oficjalnych rozmów na temat dalszych posunięć poinformował o możliwości zbawienia technicznego – odezwał się komputerowym głosem cyborg. – Zbawienie to czystość. Oferowane jest pełne osiągnięcie czystości. Wybrane jednostki mogą otrzymać zbawienie techniczne stopnia alfa, zachowując specyfikację nazwaniową i otrzymując funkcję w wyższym rejestrze Symulacyjnej Techniki Rozwoju Intelektu Postludzkiego. Tak jak obecny tu wysłannik.
Na Tych, Którzy Odeszli, jęknął w duchu Stone.
– Niestety, muszę odmówić – odezwała się Przedstawicielka Zbioru. – Niemniej jednak, korzystając z okazji, przedstawię kontrpropozycję. Z otwartymi ramionami jesteśmy skłonni przyjąć do Zbioru każdego z tu zebranych i każdego ze Stripsów, oferując nie tylko czystość, ale i drogę, która jest poznaniem.
– Osobiście także podziękuję. Chyba jedynym, który mógłby być zainteresowany którąś z propozycji, jest obecny tu z nami pan Hacks – zauważył, nie bez ironii, Yrt Sode. – Co pan na to, panie sekretarzu? Ma pan ochotę na zbawienie techniczne?
– Niestety, niestety. – Mały człowieczek zamachał rękami. – Z uwagi na moją pozycję, a także pracę, zbawienie nigdy nie będzie mi dane... Sekta tak prężna i mająca tak wielkie ambicje jak Stripsowie potrzebuje do reprezentowania jej interesów także i kogoś zwykłego, dla którego zbawienie techniczne nie jest na razie osiągalne... Rozumieją państwo.
– Aż za dobrze – zachichotał sekretarz Klanu Naukowego, patrząc na Hacksa zza swoich okularków. – Mówiąc krótko, nie śpieszy się panu?
– Na razie nie.
– Tak przypuszczałem.
– Konieczne jest ponowienie propozycji, by uzyskać odpowiedź od sekretarza Kontroli Everetta Stone’a. – Cyborg zwrócił swoją martwą twarz w kierunku Everetta, który szybko pokręcił głową.
– Nie – wydusił. – Nie jestem zainteresowany. Przepraszam – dodał, odwracając się od cyborga i zmierzając szybkim krokiem w stronę pokładu środkowego z segmentem gościnnych kajut.
Zobaczył cyborga raz i już miał go dość.
Jakiś czas po przybyciu Stripsa na „Divina Proportio” kapitan Anabelle Locartus zaprosiła wszystkich decydentów na zebranie do swojej kajuty, ulokowanej z prawej strony SN. Pomieszczenie było spore i niewiele przypominało te, do których Everett zdążył się już przyzwyczaić na zwykłych krążownikach Kontroli. Wydawało się przede wszystkim wyjątkowo sterylne. Prawie puste, nie licząc dużego stołu, drzwiczek do – zapewne niewielkiej – sypialni, ukrytej gdzieś ciśnieniówki, kapitańskiego małego kambuza ze stojącym obok nieco wystraszonym stewardem oraz neoszyby ze wsparciem komputerowym. Tę ostatnią pokrywały teraz linie i wyliczenia z Serca. Wyglądało na to, że kapitan rzadko tu bywała; większość czasu musiała przesiadywać w stazo-nawigacji lub krążyć po całym okręcie.
Można z tym było poczekać, pomyślał Stone. Jakkolwiek by na to patrzeć, wciąż brakowało wśród nich przedstawicielstwa Państwa i Ligi – i zebranie numer dwa, to po powitalnym, wydawało się nie do końca na miejscu. Nawet jeśli wziąć pod uwagę „obecność” wyświetlonych w tle przez holoemiter widm kapitana Bata Toccaty i zasępionego dzieciaka w mundurze, który musiał być nikim innym, jak słynnym Pieckym Tipem – dowódcą krążownika „Grzmot”. Dowódcy fregaty „Terra” nie było. Czyżby wyżsi stopniem kapitanowie mieli jej później zreferować spotkanie?
Wbrew przypuszczeniom Stone’a kapitan Locartus nie kazała na siebie długo czekać. Do swojej kajuty weszła szybkim, żołnierskim krokiem. Everett zauważył, że spod kapitańskiej czapki widać krótką, nieco niesforną czarną grzywkę. Tu jednak figlarny wygląd się kończył. Kapitan Anabelle była może przystojna, ale właśnie określenie przystojności, nie urody, pasowało do niej najbardziej, a jej czujne, niebieskie oczy zdawały się chłodno oceniać zebranych.
– Panie i panowie – zaczęła, stając za holostołem i natychmiast wprowadzając dane z wyjętej z kieszeni munduru Kontroli płytki personala – to będzie długi lot. Zmierzamy w kierunku NGC 6644, mgławicy planetarnej