Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 18

Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski

Скачать книгу

Wygodne, ale sprawdzało się raczej w przypadku zatruć czy mniej poważnych zranień. Gdyby jednak poszperał trochę w oprogramowaniu, to może udałoby się włączyć jakieś bardziej zaawansowane funkcje medyczne? Trzeba by o tym porozmawiać z Hubem...

      Na razie przeprowadził standardową kontrolę i system nie wykrył u niego niczego poza sporym wyczerpaniem. Na ekraniku AnaMedu wyświetliły się zalecenia: skondensowana dawka fluidu, nieco probiotyków i witamin oraz konieczność przeprowadzenia badania w AmbuMedzie. Ha! Cudownie. Był zatem wyczerpany? I potrzebował aż AnaMedu, by się tego dowiedzieć?

      Nie potrzeba mi fluidu. Potrzebuję kognityku, stwierdził. I to sporo. Może coś się znajdzie, kiedy dotrą do tej stacji łącznikowej? O ile oczywiście tam dotrą.

      Nie wytrzymam tak długo, zrozumiał. Czas to przyznać, doktorze. Kilka kropelek w żyłkę zrobiło swoje. Uzależnił się pan. Kiedyś wyglądało to na świetny pomysł... ale teraz... Rączki się panu trzęsą. Nie mówiąc o tym, że robi się panu zimno. Tak jakby wszystko spowijał narastający chłód.

      Zabawne. To chyba Wise wspominała o chłodzie, szronie, lodzie czy innych pierdalamencjach. Nic dziwnego. Na pierwszy rzut oka było widać, że to ćpunka neurodopaminelu. Raz Harpago zauważył, jak go łyka – nie miał wtedy pewności, ale charakterystyczne pastylki stanęły mu teraz przed oczami jak żywe. Kognityk mógł wywoływać podobne objawy odstawienne – owo uczucie zimna było charakterystyczną cechą wielu popularnych leków... i narkotyków.

      Co będzie, jeśli w porę nie dostanie swojej dawki? Może się oczywiście ogłupić jakimś lekowym zastępstwem, choćby blokerami przekaźników, ale doktor wiedział świetnie, co z uzależnionymi robi brak kognityku. Opracowany przez Klan Naukowy preparat miał być magicznym panaceum – dawał organizmowi dokładnie to, czego potrzebował, bez żadnych efektów ubocznych – ale uzależnienie od środka miało swoje bolesne konsekwencje. Zacznę być coraz bardziej zmęczony, drażliwy, wyliczał Jones. Będę miał kłopoty z funkcjami poznawczymi. Psychika zacznie się lekko sypać, ostatecznie grożąc rozpadem osobowości. Bardzo podobne do objawów choroby pogłębinowej – choć u tych biedaków były one o wiele silniejsze. Jeśli dostanę kognityk, objawy ustąpią.

      Tylko czy tyle wytrzymam?

      Doktor Harpago Jones przetarł twarz i po chwili zastanowienia ruszył na spotkanie z Erin Hakl.

      Jared miał sporo do przemyślenia.

      Kiedy cała załoga poszła się przespać, dla pozoru także położył się w kajucie – gościnnej, którą wskazała mu Erin Hakl. Był nieco zdziwiony – „Wstążka” miała łącznie dziewięć kajut, w tym kajutę kapitańską i gabinet doktora, co oznaczało, że dwie kajuty powinny być wolne – jedna dla zbrojeniowca i ostatnia dla ewentualnego drugiego mechanika czy drugiego pilota – ale najwidoczniej nie zaufano mu na tyle, by przypisać go do regularnej załogi. Cóż, nie przejmował się tym zbytnio. Pojmował utratę, ale nie rozumiał jeszcze, co znaczy uczucie odtrącenia.

      Tak czy owak, udanie się na spoczynek było niczym innym, jak tylko odruchową strategią wpisaną w linijki jego programu. Nie potrzebował snu, choć mógł zapaść w coś podobnego do hibernacji czy stazy, pozostając w stanie uśpionego czuwania. Jeśli jednak jego „sen” miał zapewnić komfort załodze, to nic nie stało na przeszkodzie, by podtrzymać ową iluzję, tak jak wprogramowany odruch oddychania. Załoga skokowca i z tym patrzyła na niego nieufnie i nie widział powodu, by ową nieufność pogłębiać.

      Gościnna kajuta, przeznaczona do transportu ewentualnych pasażerów, miała więcej udogodnień od zwykłych kwater załogi. Była po pierwsze nieco większa i wyposażona w zaawansowaną wersję holowgłębienia z zainstalowanym systemem rozrywkowym. Ciśnieniówka – czyli mikrołazienka natryskowo-parowa – także robiła o wiele lepsze wrażenie, tak jak wygodna, miękka leżanka przeznaczona dla maksimum trzech osób, stolik, ekspres czy niewielka, wkomponowana w meblościankę lodówka. W kajucie znajdowało się też małe okno z nanitową neoszybą, a na ścianach przesuwała się płaskorzeźba holo, przedstawiająca ujęcie jakiegoś zalesionego krajobrazu. Wszystko po to, by podróżującemu z Grunwaldem człowiekowi zapewnić odrobinę luksusu.

      Jared nie był jednak człowiekiem. Po zakwaterowaniu wyłączył płaskorzeźbę i większość funkcji holowgłębienia. W automatycznym odruchu energetycznej oszczędności wyłączył też ekspres. Nie potrzebował kawy ani żywności z kambuza – jego świeżo aktywowane baterie umożliwiały mu funkcjonowanie przez jakieś sto lat bez konieczności ładowania.

      Następnie zdjął kombinezon zbrojeniowca i stanął nagi, w bezruchu, testując samego siebie. Wciąż coś się nie zgadzało. Nie wiedział jeszcze co, ale...

      „Myrton jest Bytem”.

      ...coś nie było w porządku. Coś na poziomie logicznych drzewek czy implikacji nanopozytronów. Nie chodziło o samo funkcjonowanie, lecz o owo zachwianie, które pojawiło się już w momencie zapadnięcia Myrtona w stazę i później, przy jego wejściu w krio. Jakaś zmiana, która zdawała się delikatnie pogłębiać. Rozdźwięk pomiędzy funkcjami.

      Problemem Maszyn czwartej generacji, do których należał Jared, były komputery teseraktowe odpowiedzialne za istnienie własnego ja. Pod tym kątem Maszyny nie różniły się zbytnio od ludzi, którzy byli – jakkolwiek by na to patrzeć – świadomością obleczoną w ciało. Jednak gdy owa świadomość osiąga pewien sposób skomplikowania, nie potrafi już sprawdzić i w pełni ocenić wszystkich swoich funkcji. W ten sposób Jednostka Autonomiczno-Reprogramowa klasy D nie mogła dokonać naprawy swej świadomości, nie wyłączając jej. Chory psychicznie także nie wyleczy się sam – potrzeba do tego specjalisty z zewnątrz i zaordynowanych przez niego leków.

      Maszyna wciąż stała bez ruchu...

      „Byt jest Programem/Jaredem/Myrtonem”.

      ...pozwalając, by autonomiczne podprogramy testowe zlokalizowały problem. Nie było to jednak możliwe. Problem wydawał się tkwić tak głęboko, że stanowił już trzon maszynowej świadomości. Celem każdego Programu jest realizacja, a ucieleśnieniem Programu jest Maszyna. Szkopuł polegał na tym, że Jared nie wiedział do końca, co ma realizować poza służeniem Jedności. Czy Jedność nie jest jednak Bytem? Czy Myrton nie jest Bytem, a Byt jest Programem? Coś tu się nie zgadzało, bo Jedność istnieje przecież zawsze, ponieważ jest Bytem, a i Byt jest Programem, a ucieleśnieniem Programu jest Maszyna...

      Tyle że Jedność spoczywała teraz w krio i była niedostępna. Czy to oznaczało, że nie można realizować Programu, którego Jared był ucieleśnieniem? Czy to oznaczało, że on sam jest niedostępny? Czy jest? Powoli, chybocząc się na granicy przepaści wykluczających się nawzajem twierdzeń, Jared wszedł do ciśnieniówki i wdusił przycisk, pozwalając, by wyhodowaną tysiące lat temu, wzmocnioną skórę z biologicznym narzutem pokryła oczyszczająca para.

      – Chcę zapaść w stan stazy.

      – Co takiego? Nie rozumiem...

      – Co tu jest do rozumienia – obruszył się doktor Harpago. – Skoro nie jestem potrzebny, mogę chyba pozwolić sobie na... wyłączenie, nieprawdaż? To nie jest zapewne taki wielki problem?

      –

Скачать книгу