Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 21

Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski

Скачать книгу

formalności.

      – Oczywiście – zgodziła się natychmiast Hakl. – Z kim zatem mamy przyjemność? – spytała. Kobieta po drugiej stronie głośnika zachichotała.

      – No, dobrze – powiedziała po chwili. – Tu fregata „Karmazyn” kapitan Anny, i to powinno wam na razie wystarczyć. A z drugiej strony?

      – Karmera Biedrok – odpowiedziała, krzywiąc się nieco, Erin. I ponownie zerkając na monitor, dodała z lekkim niedowierzaniem: – Kapitan skokowca „Czarna Wstęga”, numer rejestracyjny 1974S.

      – A to ci dopiero – w głosie dowódcy „Karmazyna” wyraźnie słychać było zaciekawienie. – Słynna „Czarna Wstęga”. Statek Widmo. Widziałaś kiedyś coś takiego, Dominik?

      – Nie, pani kapitan – usłyszeli przytłumiony nieco głos drugiej kobiety, stojącej zapewne nieopodal mikrofonu. – Ale na pani miejscu trzymałabym się z daleka od tego skokowca. Podobno przynosi pecha.

      – Zobaczymy komu – stwierdziła Anna. – A co do was, moi kochani, powiem jedno: na waszym miejscu już dawno zmieniłabym nazwę. Do zobaczenia. – Głośnik piknął sygnałem zamykanego połączenia.

      W ciszy, która zapadła, wszyscy usłyszeli tylko cichy chichot Huba.

      Ludzkość zawiodła. Ludzkość zwyciężyła. Istnieje porządek w sercu paradoksu i paradoks w sercu porządku. I tylko Potęga może go ujarzmić.

      Biblioteki Zbioru, autor nieznany

      

      AmbuMed „Krzywej Czekoladki” zaczął wzywać Tartusa krótko po jego przybyciu do sektora strażnica 33, znajdującego się kilkanaście lat świetlnych za Testerem w kierunku Granicy Galaktycznej.

      To miał być nudny lot. Okolica była pusta, nie licząc odległej mgławicy planetarnej IC 2003 – prostej, z jasnym centrum, odkrytej tysiące lat temu w czasach PEI. Jedynym stałym punktem była tu strażnica łącznikowa – czyli stacja należąca do Strażników Granicy – oznaczona dodatkowymi bojami lokacyjnymi i wyposażona w ładownice rdzenia. Tuż za nią znajdował się stary system Enoch, należący do księstwa Gatlark – przestrzeń, w którą wleciał Tartus, była nazywana także jego sektorem granicznym – oraz daleka mgławica IC 351, leżąca niemal na granicy Gwiazdozbioru Perseusza. Na jej tle – tak jak i wzdłuż widzianego tu fragmentu Granicy Galaktycznej – rozpościerał się Promień, będący wspomnieniem po Tych, Którzy Odeszli.

      Świetnie. Wystarczy zatem, że doleci do strażnicy...

      Tylko że coś było nie tak.

      Zanim jeszcze alarmowy sygnał AmbuMedu wezwał go do Tsary, Fim zauważył, że jest tu zupełnie sam. Na Granicy Galaktycznej – a już na pewno w pobliżu stacji Strażników – powinni znajdować się albo sami Strażnicy, albo Elohim. System nie wyświetlał mu jednak ani sygnatur czarnych statków, ani oznaczeń białych bąbli jednostek sekty. Jeśli jakiś statek był dopięty do doku stacji, to mógł się doczepić z jej drugiej strony albo wygaszono mu rdzeń dla skuteczniejszego ładowania. Tak czy owak, ta pustka nie wydawała się czymś zwyczajnym. Tu, gdzie Promień był tak intensywny? Powinien tu patrolować przynajmniej jeden Strażnik... nie licząc tych nawiedzonych wariatów po genotransformacji.

      Cóż, jeśli ich nie było – tym lepiej. Wtedy stację obsługiwała tylko wykastrowana SI, choć w to ostatnie mocno Fim wątpił. Lokalizacja była zbyt dogodna, by zrezygnować z umieszczenia tu stałego rezydenta zajmującego się skanowaniem Granicy. Co mnie to zresztą... nie muszę nawet wychodzić. Zaczepię się tylko, opłacę ładownice i już. O ile mają na tyle dobrą automatykę, że nie trzeba będzie podłączać osobiście kabli energetycznych pod rdzeń. To się niekiedy zdarzało.

      Zastanawiając się nad implikacjami ewentualnego wyjścia z „Krzywej Czekoladki”, Tartus ustawił automatyczną prośbę o zadokowanie wraz z sygnaturą skokowca i właśnie wtedy usłyszał pisk.

      AmbuMed, zrozumiał, wstając szybko od konsoli nawigacyjnej. Przecież jej nie obudził... specjalnie ustawiłem... Bijąc się z myślami, przebiegł truchcikiem do niewielkiej kajutki, w której leżała najemniczka. A raczej, w której powinna leżeć.

      Wskrzesiło ją, pomyślał, patrząc z przerażeniem na uchyloną czaszę AmbuMedu. Jak to możliwe? Ustawiałem przecież, żeby jej nie wybudzało...

      Nie wybudzało. Ale nie zablokował wskrzeszenia.

      Kiedy umieścił Tsarę Janis w urządzeniu, istotnie zablokował wybudzenie po wyleczeniu jej ze wstrząsu. Potem miał jednak sporo zajęć. Wydostał się – z trudem – z Wypalenia i klucząc, doleciał do boi lokacyjnych Testera. Następnie ustawił skok głębinowy do strażnicy 33 i system wprowadził Tsarę, a potem Fima, w stan stazy. A zatem AmbuMed zgodnie z poleceniem nie wybudził jej w trakcie operacji, ale po wprowadzeniu w stan stazy dokonał późniejszego wskrzeszenia. Wszystko przez pieprzoną automatyzację!

      Już po mnie, zrozumiał.

      AmbuMed wciąż piszczał – jednostajny, denerwujący odgłos sprawił, że Fim zaczął się pocić. Nie miał przy sobie żadnej broni. To było jakieś szaleństwo. Wycofać się po nią? Oblizał nerwowo wargi. Jeśli da radę dobiec do zbrojeniówki... nie, tam Janis poszła w pierwszej kolejności. Czeka już na mnie, uzbrojona po zęby. Jedyna broń, do jakiej on miał dostęp, została w stazo-nawigacji. Elektrosztylet Malkolma i pistolet laserowy – oba zabrane najemniczce, kiedy znalazł ją leżącą na asteroidzie.

      Cofnął się jeden krok i właśnie wtedy usłyszał kaszel. Dźwięk niemal poderwał go do góry; tłumiąc w sobie jęk strachu, wyciągnął szyję i dojrzał najemniczkę leżącą po drugiej stronie AmbuMedu.

      Wyglądała na półprzytomną. Jej ciałem wstrząsały drgawki, efekt uboczny trudnego wskrzeszenia, będącego zapewne skutkiem wcześniejszego urazu głowy. AmbuMed do końca jej nie wyleczył? Niemożliwe... a jednak, jeśli Fim nie poczekał na jej wyzdrowienie, a narzucił stazę przed skokiem.

      Jest bezbronna, uznał. Ale podchodzenie do niej bez broni wydawało mu się szaleństwem. Widział już, jak Tsara wstaje, ciągle kaszląc, i jak spojrzenie jej pięknych, zielonych oczu staje się prawie przytomne. Uwaga – w tym samym momencie dojrzał napis AmbuMedu, błyskający ku niemu tuż obok czerwonej lampki panelu. Podejrzenie efektów ubocznych. Niżej płynęły mniejsze, gęsto upakowane literki, ale Fim nie miał czasu ich czytać. Wyskoczył z kajuty i nacisnął przycisk zamykania drzwi, które cicho wsunęły się na miejsce.

      – Tartus! – usłyszał jeszcze krzyk, na wpół wymieszany z kaszlem. – Tartus!

      – Zamknij się! – jęknął, otwierając płytkę przy drzwiach, za którą znajdował się panel kontroli.

      Słyszał, jak najemniczka wstaje: szybko, szybciej, niż mógłby się spodziewać, i podbiega do wejścia. Drżącą ręką wybrał opcję blokady i potwierdził. Po drugiej stronie usłyszał coś jak głuchy odgłos i ponowny krzyk. Dopiero wtedy poczuł, że uginają się pod nim nogi.

      Powoli osunął się na podłogę, wciąż słysząc przytłumione

Скачать книгу