Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 29

Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Nigdy mi nie mów o szansach – przerwała mu Hakl. – Jakie były szanse tego, że natkniemy się na tę całą fregatę?

      – W obliczu naszych ostatnich doświadczeń? – spytał nieco ironicznie Tansky.

      – Dobrze – westchnęła Erin. – Oto dyspozycje. Spróbuję negocjacji z Anną. Delikatnych. Ale nastawiamy się na naruszenie środków przeznaczonych na i tak niepełną opłatę kredytową. W tym czasie Wise ustawia dane lokacyjne, jak najlepiej potrafi, a Hub próbuje zdjąć blokady handlowe Kontroli. Jared jest nadal w pełnej gotowości w zbrojeniówce, a Monsieur pracuje do końca, usiłując samodzielnie obejść uszkodzenia napędu. Jeśli musimy zapłacić „Karmazynowi”, to zróbmy to w ostateczności.

      – Tak czy owak, zostało nam jeszcze ponad pół godziny – zauważył Hub.

      – Niekoniecznie – doleciało ich od strony wejścia do stazo-nawigacji. Odwrócili się i dostrzegli mechanika w nie do końca jeszcze zdjętym kombinezonie próżniowym. – Panie i panowie, obawiam się, że jest nieco gorzej, niż było.

      – Zdefiniuj „gorzej” – zainteresował się Tansky. Monsieur wzruszył ramionami.

      – Mamy przeje...

      – Nie kończ – przerwała mu Erin, czując, że nagle opuszczają ją wszystkie siły. – Po prostu nie kończ.

      – Dymek na uspokojenie, królowo? – zainteresował się Tansky i ku swojemu zdumieniu zauważył, że Hakl wyciąga rękę, zabiera mu dymiącego peta i zaciąga się neonikotyną.

      – Dajcie mi tę Lill do mesy – powiedziała, oddając peta komputerowcowi. – I to w podskokach.

      – Cieknie – wyjaśniła łysa mechaniczka, z zadowoleniem popijając łyk z podanej przez Monsieura butelki. – Dlatego wam wywaliło. Chyba. Nie mówiliście, że ktoś w was strzelał.

      – Nie mówiliśmy – zgodziła się Erin. Kobieta wzruszyła ramionami.

      – Mnie to lata i powiewa, ale strzał usmażył wam dostęp na łączu korony napędu i rdzenia. Do pozostałych obwodów napędu rdzeń pcha wam energię, ale do tej konkretnej korony nie powinien jej tłoczyć, a wrzuca jej tam raz za mało, a raz za dużo. To tak, jakby ktoś w to miejsce stale dowalał. Jeśli nie zrobicie skrótu, to z czasem rozejdzie się fala energetyczna i przepali wam pół napędu głębinowego.

      – Dlaczego tego nie zauważyłeś? – spytała zimno Hakl. Hub wzruszył ramionami.

      – Serce przekazywało tylko raport o uszkodzonej koronie. Wiedzieliśmy, że nie ma dojścia energetycznego i że antygrawitony nie raportują, jak trzeba. Co do reszty: za dużo szumu. Gdybym miał więcej czasu...

      – To się rzadko zdarza. – Lill łyknęła raz jeszcze i beknęła, wywołując lekki uśmiech na twarzy Monsieura. – Gdyby zawsze taka pierdoła jak strzał w napęd wysadzała całość koron, to mało kto by latał. Napędy są świetnie opancerzone i same z siebie robią skróty energetyczne. Skok jest w końcu ważny jak pieprzona Plaga. Bez niego nie ma co się pchać w przestwór. – Mechaniczka wzruszyła ramionami. – Nawet jak wywali wam jedną trzecią napędu zewnętrznego, to i tak powinniście skoczyć. Jest jednak kilka newralalagii... no tych, no... newralgicznych punktów w napędzie i ktoś trafił wam w taki jeden. Pecha mieliście i dupa zbita.

      – Ile czasu zajmie zatem naprawa?

      – Kilka godzin – wtrącił się Monsieur. – Ale bez skrótów nic nie zdziałamy. Muszę je mieć, żebyśmy mogli się gdzieś doczłapać. O skoku bez łączy nie ma mowy.

      – Mówiłam. – Mechaniczka kiwnęła głową. – Dupa zbita.

      Zapadła cisza, zakłócana jedynie pełnym zadowolenia gulgotaniem Lill, przerwanym dopiero szybkim ruchem mechanika, który bezceremonialnie zabrał jej butelkę.

      – Ej!

      – Przykro mi, siostro – chrząknął Monsieur. – Było miło, ale picie na kredyt właśnie się skończyło.

      – Przekaż Annie, że zapłacimy – dodała Erin. – O ile szybko dostaniemy części i pomożecie nam w naprawach. Oczekujemy potem eskorty do waszej boi i danych na temat kolejnych przystanków skokowych do najbliższej stoczni.

      – Dobra – prychnęła Lill. – Jak sobie chcecie. Ale takie rzeczy o mapach i pomocy to powiedzcie jej sami. Anna nie lubi, jak się jej rozkazuje.

      – Zaczynam rozumieć, co lubi, a czego nie lubi ta wasza kapitan – stwierdziła Hakl. – I niekoniecznie mam te same preferencje.

      – Preferencje-sreferencje – mruknęła mechaniczka, wstając od stołu i raz jeszcze tęsknie zerkając na Monsieura. A dokładniej, na trzymaną przez niego butelkę.

      Nie licząc Lill, do skokowca przybyły jeszcze dwie osoby: poznana już przez Erin Petrov, drobna komputerowiec w czarnych, nieprzenikliwych goglach, i niejaki Podgrudny – brodaty mężczyzna, który miał tyle wspólnego z mechaniką, co Hakl z kucharzeniem. Pierwsza pilot podejrzewała, że został wysłany po to, by dopilnować, aby nikomu z ich załogi nie przyszły do głowy głupie pomysły. Mechaniczka razem z Monsieurem udali się w próżnię z łączami, Petrov bezceremonialnie zasiadła przy jednym z komputerów konsoli nawigacyjnej, gdzie – żując gumę i puszczając wielkie balony – monitorowała ich działania, a Podgrudny chodził po całym statku i drapiąc się w zamyśleniu po pośladkach, nieudolnie maskował ukrytą pod kamizelką kombinezonu broń. Wyglądało też, że do kogoś gadał – Hakl zauważyła, że trzymał za pazuchą coś na kształt skórowego pająka z czwartej planety systemu Deneboli.

      Jedyny moment, w którym ludzie Anny stracili rezon, nastąpił w chwili, gdy ze zbrojeniówki na polecenie Erin wyszedł Jared, którego Hakl wyznaczyła do pilnowania Podgrudnego. Wybór wydawał się sensowny: Tansky siedział w Sercu, pilnując, by Petrov nie dostała się do wewnętrznych danych, Wise czuwała w fotelu astrolokatora, a Hakl koordynowała wszystkich ze stazo-nawigacji. Co do ataku, szczerze wątpiła, by Anna zechciała atakować skokowiec ze swoimi ludźmi na pokładzie.

      – Ja pierdzielę – strzeliła z gumy Petrov, gdy Jared wynurzył się ze zbrojeniówki odziany w swój czarny kombinezon sprzęgowy. Erin spojrzała na nią zaskoczona, ale szybko przypomniała sobie, jakie wrażenie wywierała Maszyna, do której wyglądu sama zdążyła się już jako tako przyzwyczaić.

      – Jared, zbrojeniowiec – przedstawiła i kiwnęła głową, pokazując mu spacerującego w pobliżu Podgrudnego.

      Kiedy Jared poszedł do mężczyzny, Petrov odwróciła się w stronę Hakl. W jej czarnych goglach odbijały się plamki świateł SN.

      – Zbrojeniowiec? – spytała. – Tak to się teraz nazywa? Kobieto, takiego towaru nie wypuszczałabym z łóżka! Genotransformacja?

      Erin uśmiechnęła się kwaśno.

      – Ja pierdzielę... – powtórzyła komputerowiec,

Скачать книгу