Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 32
Istota zgięła się w jakimś dziwacznym ukłonie i skoczyła, zamachując bronią. Fim nacisnął spust. Tym razem miał więcej szczęścia – promień lasera, częściowo tylko rozproszony przez czarny kombinezon, trafił Elohim prosto w miejsce, gdzie przed genotransformacją znajdowało się serce. Teraz też w tym miejscu musiały znajdować się istotne organy, bo Elohim zwalił się bez życia. Niestety, pokonany przeciwnik samą siłą rozpędu uderzył w handlarza, który w końcu faktycznie grzmotnął na plecy, kurczowo ściskając pistolet.
Tartus spróbował zepchnąć z siebie ciało i wstać, rozumiejąc, że jest już niestety za późno. Pierwszy Elohim stał tuż nad nim: lufa drgawnika celowała w głowę handlarza.
Sztylet nadleciał znienacka, z cichym wizgiem, lewitując dzięki emitowanym dookoła błękitnym iskrom prześlizgującym się po ścianach korytarza. Elohim spojrzał w stronę ostrza, ale tylko po to, by ujrzeć swą zgubę – Jad Malkolma Janisa wbił mu się centralnie w czoło, spowijając całą głowę wyładowaniami elektroostrza.
Fim jęknął. Odruchowo odczołgując się do tyłu, zauważył jeszcze, jak Elohim upada pomiędzy leżące ciała Strażników Granicy.
– Nie ruszaj się – powiedziała Tsara Janis. – Albo będziesz następny. Rzuć broń. Nie zdążysz wystrzelić.
– Jak... – sapnął. – Wyłączyłem przecież...
– Zostawiłeś zasilanie w interkomie. Przeciągnęłam kabel do pulpitu drzwi. Wywołałam spięcie – głos dochodził z tyłu i brzmiał niepokojąco blisko. – Rzuć pistolet albo zginiesz.
– Nie zabijesz mnie – wychrypiał. – Wprowadziłem kody. Nie odlecisz beze mnie!
– Chcesz się założyć?
– Rzuciłaś sztylet...! Nie masz broni...
– Nie potrzebuję jej. Skręcę ci kark, zanim zdążysz wycelować. Rzuć broń, powiedziałam!
Plaga mać, pomyślał Tartus Fim. A potem, powoli i wciąż pełen lęku, odrzucił laserowy pistolet.
Everett Stone o trupie dowiedział się niemal od razu po wskrzeszeniu – w momencie, gdy „Divina Proportio” zawisła nad obracającym się w dole, żółtawym Habitatem.
Nawet z tej wysokości widać było, że planeta, unosząca się w chmurze gwiazd Strzelca, to skalisto-piaszczysta kula z atmosferyczną bańką. Anabelle Locartus mówiła chyba prawdę: najwidoczniej trudno tu było o jakieś wyrafinowane rozrywki. Siedzący w swojej kajucie Stone wyświetlił dane o systemie Brando z okrętowego Kryształu Galaktycznego. Usłużna SI poinformowała, że Habitat był tu jedynym zamieszkanym światem, pełnym passatów, uformowanych z wirów konstrukcji zwanych Piaskowymi Wieżami, i skalistych labiryntów zamieszkałych przez olbrzymie, owadopodobne xetre’xalhy, którym Klan Naukowy wieki temu nadał status „inteligentnych zwierząt”.
Naziemne projekty wojskowe, doszedł do wniosku Everett. Łatwo tu je zaplanować: duża, otwarta przestrzeń do manewrów i równie spora na placówki eksperymentalne czy laboratoria. Federacja zawsze była dobra w działaniach na powierzchni. Statków może miała niewiele – ale przebijała pozostałych członków Triumwiratu pod kątem technologicznym. Co innego piechota – tu, jeśli szło o wielkości, mogłoby ją przebić jedynie Państwo. Na tle tych danych aneksja całej planety do operacji wojskowych wydawała się więc całkiem logicznym rozwiązaniem.
Popijając fluid, oglądając holo i wciąż dochodząc do siebie po stazie, Stone z początku nie usłyszał brzęczyka. Kiedy jednak sygnał zrobił się denerwująco natarczywy, westchnął, wygasił holo i nacisnął przycisk otwarcia drzwi. Jak się okazało, stał za nimi wyprężony jak struna starszy oficer z niewielkim wąsikiem, który przedstawił się sekretarzowi jako Slav Norat.
– Sekretarz Kontroli Everett Stone? – spytał i nie czekając na odpowiedź, oznajmił: – Kapitan Anabelle Locartus prosi do swojej kajuty.
– Już, zaraz?
– Najlepiej jak najszybciej.
– Czy wezwano też pozostałych przedstawicieli?
– Wiem tylko o panu. Co mam przekazać?
– Proszę na mnie zaczekać – powiedział Everett. – Będę gotowy za pięć minut.
Kryzys, uznał, opłukując twarz pod natryskówką. Coś z Państwem? Z tego, co wiedział, na Flotę K oczekiwał już państwowy krążownik „Awatar”, niszczyciel „Świt” i fregata „Liść”. Czyżby w czasie jego przebywania w stazie pojawił się jakiś konflikt? Ale jeśli tak, czemu Locartus chce spotkać się tylko z nim? Jeśli się okaże, że Stone będzie musiał podjąć jakąś decyzję o znaczeniu militarnym...
Bitwa w kosmosie nie uśmiechała mu się, choć olbrzymia „Divina Proportio” przy wsparciu statków Federacji – i może jednostek Stripsów – powinna uporać się z agresją Hegemona Akihito z Państwa. O ile to o niego chodzi. Może sprawa tyczy się sekty? Stripsowie raz już pokazali, jak dbają o swoje interesy...
Nie potrzeba mi tu konfliktu dyplomatycznego, i to w połowie misji, westchnął. Do przeklętej Plagi, potrzebuję go dopiero wtedy, kiedy będziemy o krok od przejęcia „Wstążki”! To wtedy ma się zrobić zamieszanie, które doprowadzi do jej unicestwienia... i definitywnego wyciemnienia sprawy Tansky’ego i jego powiązań ze mną! Plaga by ich wszystkich wzięła! Także tę przeklętą Przedstawicielkę Zbioru, która namieszała mi w głowie durnymi przepowiedniami.
Wciąż nieco zdenerwowany, przebrał się w świeży kombinezon z wyszytymi dystynkcjami Kontroli i poszedł za prowadzącym go oficerem. Na „Divinie” panowała krzątanina – po wielu skokach, podczas których wskrzeszano tylko część personelu nawigacyjnego, ze stazy została wyciągnięta cała załoga i obecni na okręcie oficjele. Zrobił się tym samym niezły tłumek: ludzie manewrowali pomiędzy stanowiskami, korzystali z wind, dreptali w kierunku mesy czy zapisywali się na lot promem do stacji orbitalnej.
– To tu – oznajmił niepotrzebnie oficer Norat, wskazując Stone’owi wejście do kajuty kapitańskiej, w której odbyło się ostatnie spotkanie z panią kapitan.
Tym razem było inaczej: przestronne pomieszczenie wyglądało na opuszczone, nie licząc stewarda, który podszedł do sekretarza z pytaniem, czy ten nie zechce się napić kawy.
– Z przyjemnością – zgodził się Stone. Steward zniknął w kambuzie, a Slav Norat zamknął wejście i stanął przy nim w postawie zasadniczej. Z jakiejś przyczyny nie odszedł i nie zostawił Everetta, choć zdawał się już go nie zauważać.
– Sekretarzu Stone – odezwała się przybyła z niewielkiego pomieszczenia sypialnego kapitan Anabelle Locartus – cieszę się, że pana widzę.
– To odwzajemnione uczucie.
– Może od razu przejdę do rzeczy – powiedziała kapitan, zatrzymując się obok sporego stołu i opierając się na nim dłońmi. – Mamy problem, a w przypadku problemów na Jednostce Specjalnej Kontroli Zjednoczenia jestem zobowiązana zdawać panu