Królestwo nędzników. Paullina Simons

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 27

Автор:
Серия:
Издательство:
Królestwo nędzników - Paullina Simons

Скачать книгу

to Julian kryje twarz w dłoniach. Mallory ma rację. To jego wina. Jak źle osądził innego mężczyznę. Jak źle osądził swoją kobietę. Kolejny raz.

      – Fabian miał rację, że ci nie ufał – mówi. – Zabiłaś go dla pięćdziesięciu sztuk złota.

      – Czterdziestu dziewięciu! – wykrzykuje. – Masz pojęcie, ile są warte?

      Okazuje się, że ma.

      – Ale byłaś ze mną całą noc. Nie mogłaś go zabić – szepcze. Nadal nie może uwierzyć, że to prawda. „Nie wyjdziesz za innego mężczyznę, kiedy obiecałaś, że wyjdziesz za mnie, Josephine”.

      – Nie byłam z tobą całą noc.

      – Jak to zrobiłaś? – Nie chce wiedzieć.

      – Z twoją pomocą. – Mallory ociera twarz. – Człowieka można zabić na tysiąc sposobów. Tego mnie nauczyłeś. Oleander, dzikie wiśnie, modligroszek różańcowy. Bardzo mi to ułatwiłeś. Jesteś dobrym nauczycielem, Julianie. Świetnie to wszystko wytłumaczyłeś. Tyle się dowiedziałam o wszystkich cudownych roślinach, które rosną w londyńskich parkach. Zerwałam modligroszek z krzaka, kiedy w zeszłym tygodniu spacerowaliśmy po pałacowych ogrodach. Pod twoim nosem wrzuciłam go do kieszeni fartucha. Potem potrzebny był tylko moździerz i trochę wina z miodem. Wypił je koło jedenastej. Błagałam, by nie odchodził, dopóki się z nim nie pożegnam. Potem byłam z tobą. O czwartej rano, kiedy spałeś, poszłam do niego. – Potrząsa głową. – Biedny lord. Tak bardzo się rozgniewał, kiedy uświadomił sobie, że został otruty. Wpadł w szał. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się aż takich konwulsji. Wymachiwał rękami, piana ciekła mu z ust, walił głową. Padł dokładnie w miejscu, w którym trzymaliśmy złoto. Nie chciałam, żeby umierał sam. Siedziałam z nim aż do końca. Trzymałam go za rękę. Pomyślałam, że kiedy tylko jego ciało zostanie usunięte, wezmę pieniądze. Nikt oprócz mnie nie wiedział, że tam są. Albo tak mi się wydawało. Ale potem Baronowa zabrała mnie na cały dzień, Carling i Ivy sprzątały, a kiedy wróciłam, złota już nie było.

      Modligroszek różańcowy! Kiedy spacerowali po parku w niedzielę, pod rękę, jak zakochani, ona knuła, jak zdradzić mężczyznę, który ją kochał, jak go zabić, okraść i uciec – sama – bez innego mężczyzny, który ją kochał.

      Wstrząsają nią odruchy wymiotne.

      Nie, to Julian. To nim wstrząsają.

      Mallory zaczyna przesuwać się ku niemu, ale dostrzega wyraz jego twarzy i zatrzymuje się.

      – Julianie – mówi ze swojej kryjówki. – W całym moim trudnym życiu nikt mnie nigdy nie dotykał ani nie przytulał tak jak ty. Dałeś mi coś, czego nawet nie wiedziałam, że pragnę, nie wiedziałam, że jest prawdziwe. I dziękuję ci za to. Ale miłość nie jest dla mnie najważniejsza, nawet twoja. Najważniejsze to ocalić życie. Mam tylko jedno i matka powtarzała mi, że tylko tego dla mnie chce. Robię to po części dla niej.

      – Otrułaś człowieka, by uczcić pamięć matki – mówi powoli Julian.

      – To, co nas łączy, nie przetrwałoby – mówi Mallory. – Wyglądasz na wstrząśniętego.

      – Nie wyglądam. Jestem wstrząśnięty. Dostrzegasz w ogóle różnicę?

      – Tak. Ale nie bądź. Jesteś młody, namiętny, piękny. Dziewczęta będą tracić dla ciebie głowę. Nie zwracaj na mnie uwagi. Znajdziesz inną.

      – Nie kochasz mnie?

      – Kocham. Ale nie mogę ci ufać.

      – Ty nie możesz ufać mnie?

      – Zgadza się. Sprzedałeś mnie lordowi. Twoje potrzeby były najważniejsze.

      – Nie sprzedałem cię! – wykrzykuje Julian. – Dałem ci, co chciałaś. Nigdy bym tego nie zrobił. Błagałaś mnie, żebym ci pomógł! Chciałaś zarabiać. Dałem ci to.

      – I chciałeś mieć mnie, za wszelką cenę. To właśnie jest ta cena.

      – Mallory! Zabiłaś człowieka, który się tobą opiekował, żeby się dobrać do jego pieniędzy, i mówisz mi o zaufaniu?

      – A co ty zrobiłeś dla jego złota?

      – Nie zabiłem go. Nie zdradziłem mojego dobroczyńcy. – Julian drży. Nie miał pojęcia, że ona tkwi na samym dnie dziewiątego kręgu piekła. A on obok niej. – Och, Mallory. – Kurczy się i zgina wpół.

      – Handlowałeś moim ciałem i swoim. Nie sądzisz, że to coś gorszego?

      – Nie.

      – Zrobiłeś dziwkę ze mnie i z siebie.

      – Przestań być okrutna. Zrobiłem to dla ciebie.

      – Ty tak twierdzisz. Ja twierdzę, że dla siebie. Żebyś mógł mieć to, czego pragnąłeś. Robiłam to, co robiłam, żeby dostać to, czego ja pragnę. – Mallory mówi szeptem, ale jej słowa są tak zabójcze, że równie dobrze mogłaby krzyczeć.

      Julian nie wie, co począć. Powiedzieć jej czy nie? Kto wie, czy jego los nie będzie się różnił od losu świeckiego lorda? Pozbyła się już jednego mężczyzny. Jeden mniej, jeden więcej.

      – Oszczędziłem trochę pieniędzy. Możesz je mieć. Ucieknijmy razem.

      Mallory kręci głową.

      – Powiedziałaś, że chcesz ocalić życie. Ja też tego chcę. Przysięgam. – Julian uderza pięścią w serce. – Chcę tylko cię ocalić. Jesteś w straszliwym niebezpieczeństwie. Nawet nie wiesz. Parker podejrzewa cię o przestępstwo. A wiesz, jaka czeka cię kara. Proszę, pozwól, żebym cię chronił. Sama nie dasz rady – dodaje, gdy nie słyszy żadnej odpowiedzi.

      – Czy to groźba, Julianie? Wydasz mnie konstablowi? – W wyrazie jej twarzy kryje się coś bezlitosnego i przerażającego.

      Julian zyskuje pewność, że jeśli powie jej o złocie, ona go zabije. Tak samo zatruje jego wino, zawrze szatański układ z Ilbertem i Julian wyląduje w płytkim kanale przy pałacu Savoy jak Fabian.

      – Nie zrezygnuję z ciebie – mówi, podnosząc się z trudem z podłogi. Chwieje się, pomaga jej wstać. – Jesteś moją ojczyzną. Tobie jestem wierny. – Stara się nie podkreślać słowa „moja”. Ale nie jest też w stanie myśleć rozsądnie. Będzie się musiał zająć tym jutro. A jutro już niebawem nadejdzie.

      Kładzie ją obok siebie na łóżku i zimnymi, przerażonymi ramionami obejmuje jej zimne, przerażone ciało, ukrywając za nią wystraszoną twarz. Cyril Connolly mylił się. Można się czuć parszywie w burdelu.

      Na wpół ubrani zapadają w niespokojny sen, sen winnych kochanków, którzy cierpią, bo muszą postawić coś innego ponad tym, co do siebie czują.

      9

      

Скачать книгу