Królestwo nędzników. Paullina Simons
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 23
– Trzy dziesiątki, jeden banknot studolarowy i osiemdziesiąt siedem jednodolarówek – mruczy Julian w oszołomieniu. – To znaczy dziesięć gwinei, piętnaście koron i dwadzieścia pięć szylingów.
Trzymając pieniądze w dłoni i monety w kroczu, kłania się i wychodzi. Zagubiony i bez tchu stoi na Cheapside, próbując myśleć, myśleć! Po lewej stronie znajduje się Poultry, po prawej katedra Świętego Pawła. Przed sobą ma rzekę, otacza go Mur Londyński. Dokąd ma się udać? Jest osaczony.
Ukradł niewyobrażalną ilość złota. Jest pewny, że nie tylko on i zmarły lord wiedzieli o fortunie ukrytej pod podłogą. Mógł o niej wiedzieć także Ilbert. Jeśli Fabian nie padł martwy przypadkiem, co wydawało się coraz mniej prawdopodobne, pewnie został zabity z powodu tych pieniędzy. O wiele potężniejszych ludzi mordowano z powodu dużo mniejszych sum. Teraz zabójca przyjdzie po swoje i nie ustanie w wysiłkach, dopóki Julian nie zginie, nie zginą wszystkie dziewczęta, a Silver Cross nie spłonie do szczętu.
Czy Julian ma chronić Mallory?
Blisko pięćdziesiąt złotych monet po pięćdziesiąt funtów każda. To daje siedemset trzydzieści pięć funtów w 1666 roku. Julian stoi bez ruchu, obserwując wolno poruszające się powozy, spieszących ludzi, galopujące konie. Ogarnia go euforia, ale wie też, że ma kłopoty.
Jest niemożliwie gorąco, a on ma na sobie długi wełniany płaszcz skrywający dowody kradzieży. Wygląda jak przestępca, winę ma wypisaną na twarzy, jest czerwony i spocony. Spuściwszy głowę, oddala się szybko z Cheapside, idzie przez St. Martin’s Le Grand do Cripplegate, by dotrzeć do znanego, nawiedzanego duchami przeszłości Clerkenwell. To wszystko, co zna. W ogrodach kościoła St.Giles przy Cripplegate, tuż za murami miasta, Julian znajduje ławkę pomiędzy ścianą kościoła a rzymskimi murami i siada. Musi się pomodlić. Ale jaką modlitwę można zmówić w takiej sytuacji? Musi ukryć pieniądze, a potem przekonać Mallory, żeby z nim uciekła. Udało mu się namówić Josephine, żeby za niego wyszła, co było niemal wbrew jej woli, i przekonał Mary, kiedy było już za późno. Tym razem musi to zrobić lepiej, bardziej się postarać. Dlatego dostał drugą szansę. Jaka kryjówka będzie bezpieczna? Rozgląda się po pustym ogrodzie, cichym zaułku. Kamienny kościół wznosi się w ciszy, otaczający go teren zasłany jest brązowiejącymi w sierpniu liśćmi, Mur Londyński znajduje się kilka metrów dalej. Ostatnim razem chciał zabrać Mary do Włoch. Tym razem, mając siedemset funtów, mogą pojechać wszędzie. Dostali nowe życie. Mogą przepłynąć ocean jak pielgrzymi, którzy dotarli do Bay Colony w Massachussetts. Ale muszą uciekać, na pewno nie mogą tu zostać. Teraz wie, że zwiodło go poczucie nieśmiertelności, ciepła woda w kąpieli w burdelu, dziewczyna, od której się uzależnił. Przyszedł czas na działanie.
Wpatruje się w przestrzeń jeszcze przez kilka sekund, a potem zrywa się z brzękiem monet. Już wie, co ma zrobić. Musi znaleźć murarza; potrzebny mu jest młotek, dłuto, łopata, zaprawa. Wymyślił, gdzie ukryje pieniądze. Wszystko będzie dobrze. Zajmie się tym. Zajmie się wszystkim.
8
Bellafront
Brudny, spocony, zdyszany Julian wraca późno do Silver Cross.
Baronowa gotowa jest wtrącić go do Newgate za całodniową nieobecność w czasie, gdy najbardziej go potrzebowała. Nie tylko zniknął, ale wrócił bez kwiatów! A gdy go nie było, dziewczęta wdały się w paskudną bójkę, dwa razy zjawił się konstabl, dopytując o rzekomy zgon w domu, Ilbert wydawał z siebie dziwne odgłosy sugerujące szantaż, a Carling i Ivy tak niedbale posprzątały pokój, że pierwszy klient zbiegł po schodach, domagając się zwrotu pieniędzy.
W kącie gospody stoi ojciec Anselmo i głośno zwraca się do wszystkich zebranych.
– Moje upadłe anioły, zapomnieliście już, że zaraza była karą za wasze niegodziwości?! – wykrzykuje na cały głos. – To kara za grzechy. Błagam was, czcigodni panowie i panie, porzućcie straszliwy grzech lubieżności! On kwitnie tu co dnia, podlewany zatrudnianiem ladacznic, kobiet, które zeszły na złą drogę. Jak długo tak jeszcze będzie? Aż wszyscy pomrzecie na syfilis lub zarazę? Pożoga nie wystarczy, by ukarać was za grzechy. Jak długo zamierzacie trwać w waszej niegodziwości? Aż nie będzie już śmierci? Nie wiecie, że sprośność i lubieżność prowadzą do błędów w osądach, zbrukanego honoru, szantażu, morderstwa! Wszystkie grzechy główne gotują się pod waszym dachem, a wy nazywacie siebie godnymi szacunku ludźmi. Żałujcie za grzechy. Odbywajcie pokutę, zanim będzie za późno.
Baronowa, z nieumalowaną twarzą, spocona, podenerwowana, składa błagalnie dłonie i zwraca się do Juliana. Wygląda tak, jak Julian się czuje.
– Rzucę się do Tamizy, jeśli ta żałosna kreatura natychmiast nie zamknie gęby! – wykrzykuje. – Gdzieście się podziewali cały dzień? Dlaczego wyglądacie, jakbyście taplali się w błocie? Czemu nie przebraliście się na wieczór? Jest sobota. Wiecie, jaki jest ruch. Nie mamy kwiatów, a w pokoju numer dwa nadal śmierdzi rozkładem. Dziewczęta wyrywają sobie nawzajem włosy, dosłownie. Ilbert jest jeszcze bardziej bezczelny, was nie można nigdzie znaleźć, a teraz wyglądacie jak trędowaty. Proszę, idźcie się przebrać w wieczorny strój. Cholera, jeden umrzyk i wszystko się sypie! – Wachluje się zawzięcie, unosząc oczy do sufitu. – Do diabła, ależ jest gorąco! Modlę się o deszcz i o to, żeby ta bestia wreszcie się zamknęła. Panie Boże, czy proszę o zbyt wiele?
Julian klepie ją po ramieniu. Przynajmniej na zewnątrz pozostaje opanowany.
– Chyba część pani modlitw została wysłuchana – mówi. – Kiedy wracałem, wiał silny wiatr ze wschodu. Deszcz wisi w powietrzu. A co do reszty, proszę się nie martwić. Zajmę się konstablem, dziewczętami i odorem. Proszę dać mi godzinę. Zajmę się wszystkim. – Powoli wchodzi na schody. – Które dziewczęta się biją?
– Wszystkie. Ale głównie Margrave i Mallory. Każcie się im uspokoić albo mogą się stąd wynosić i szukać pracy na Haymarket. Tam biją dziewczyny i to mocno.
– Mallory wdała się w bójkę? – Julian rusza szybko na górę.
Na piętrze trzynaście dziewcząt krzyczy w korytarzu. Margrave jest mokra od czubka głowy do piersi i wrzeszczą na siebie z Mallory. W pierwszym odruchu Julian chce bronić Mallory, lecz gdy przysłuchuje się uważniej, okazuje się, że to Mallory jest stroną atakującą. Najwyraźniej chlusnęła Margrave w twarz wiadrem brudnej wody, która szczypie dziewczynę w nos i usta. Zamiast przepraszać, Mallory stoi i wrzeszczy. Julian nigdy nie widział jej tak rozgniewanej.
Staje między dwiema kobietami, rozdziela je i odciąga Mallory. Ona nie chce słuchać, nawet jego. Ale Julian ma już dość. Podnosi głos, by pokazać dziewczętom, że sprawa jest poważna.
– Uspokójcie się. Margrave, idź się umyć. Mallory, ty też zejdź na dół. Wyglądasz okropnie. Wystraszysz klientów. – Marszczy brwi. – Co się z tobą dzieje? – pyta cicho. – Idź. – I głośniej: – Carling, Ivy, chodźcie ze mną. Reszta wracać do pracy. Przedstawienie skończone.
Baronowa ma rację. W pokoju Fabiana nadal okropnie cuchnie. Odór śmierci musiał wniknąć w deski podłogi.
– Próbowałyśmy, panie! – wykrzykują Carling i Ivy. – Zużyłyśmy