Królestwo nędzników. Paullina Simons

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 21

Автор:
Серия:
Издательство:
Królestwo nędzników - Paullina Simons

Скачать книгу

rękawy, by powstrzymać wymioty. Julian otwiera okno, żeby wpuścić trochę powietrza. Choć słońce dopiero wstało, jest już okropnie gorąco.

      Lord Fabian jest szlachcicem, świeckim lordem, parem w parlamencie. Jest znaną postacią w Londynie i wybuchnie skandal, jeśli jego wykrwawione ciało zostanie znalezione w burdelu. Kogoś oskarżą o morderstwo. Nie że mogą oskarżyć. Oskarżą. Ktoś zostanie poćwiartowany. W 1666 roku najpierw pozbawiają cię kończyn, a potem zadają pytania.

      Kiedy Baronowa załamuje ręce, Julian rozgląda się po pokoju. Na stoliku obok wina Fabian trzymał zwykle małą czarną sakiewkę. Wyjmował z niej szylingi i półkoronówki i układał w fallicznych stosikach dla niego i Mallory. Julian szuka jej przez długą chwilę i w końcu znajduje pod łóżkiem. Przynajmniej Fabiana nie obrabowano, a to już coś.

      – Takie rzeczy się zdarzają – zwraca się do Baronowej. – Spadł i uderzył się w głowę. Jak pani mówiła, pewnie doznał ataku serca. Wezwijmy Parkera. To rozsądny gość. Odczyta to jak należy, jak straszny wypadek.

      – To City of Westminster! – syczy Baronowa. – Wielki Boże, człowieku, wy nic nie wiecie? Lordowie rządu jego królewskiej mości nie padają martwi w burdelach.

      – Ten padł.

      – Wiecie, z kim był? – Baronowa drży. – Proszę, powiedzcie, że nie z Mallory!

      – Nie, pani. Nie był z Mallory.

      – A skąd to wiecie? Skąd macie taką pewność?

      Julian wie, bo Mallory była z nim zeszłej nocy, ale nie może się do tego przyznać Baronowej. Postanawia odpowiedzieć atakiem.

      – Kogo przydzieliliście lordowi Fabianowi? – pyta, obracając słowa Tilly przeciwko niej, gdyż stale chełpi się tym, że nikt nie może wejść na górę bez jej wiedzy.

      Burdelmama robi się powściągliwa.

      – Może nie zapisałam jego nazwiska w księdze – wyznaje. – Tak naprawdę nie widziałam, jak wchodził. – Waha się. – To nic niezwykłego. Często wchodzi od tyłu, żeby nie być widzianym. Jest zbyt rozpoznawalny. Ale dość już tej gadaniny – rzuca zdecydowanie. – On się rozkłada, a my tu mielemy jęzorami po próżnicy. Jakie to ma znaczenie, kto z nim był i którędy wszedł?

      – Sama pani pytała.

      – Ten człowiek nie żyje! Czy nie to jest najważniejsze? Musimy go stąd zabrać, zanim wszyscy się obudzą. Czy nie to jest najważniejsze?

      Zadaniem Juliana jest usunąć ciało Fabiana z domu, wrzucić je do pobliskiego kanału i posprzątać pokój, jakby nikt tam nie umarł. Jest duszny poranek w Westminterze pod koniec lata i straszny upał potęguje najmniejszy choćby smród. A odór rozkładającego się ciała trudno uznać za delikatny. Baronowa nalega, by pomógł mu Ilbert. Nazywa zwinnego służącego garbatym uosobieniem dyskrecji.

      – Jeszcze jedno, Julianie – rzuca przed wyjściem. – Niech Carling i Ivy posprzątają pokój. Trzymaj moją siostrzenicę z daleka. Byli sobie z lordem bliscy. Nie chcę, żeby się zdenerwowała. Kiedy tylko pozbędziesz się ciała, daj mi znać, a zabiorę Mal na targ. Wtedy dziewczęta będą mogły posprzątać.

      Julian i Ilbert owijają ciało Fabiana w worek i przewiązują sznurkiem. Bystry Ilbert najpierw robi porządek wokół lorda, żeby się nie pobrudzili. Potem sugeruje, by włożyć do worka kawałki kamiennych płyt z piwnicy, żeby ciało szybciej opadło na dno kanału.

      Zabiera im to parę godzin, ale na szczęście dziewczęta pracują do późna i śpią do południa, więc w domu panuje cisza. Na wszelki wypadek Baronowa staje na straży na strychu z tacą biszkoptów i marmoladą, by powstrzymać dziewczęta przed zejściem na dół.

      Julian i Ilbert ciągną ciężki worek po wąskich schodach na tyłach do zaułka, gdzie wrzucają go na wózek, ten sam, który Julian i Mallory co rano zapełniają kwiatami. Julian nakazuje Ilbertowi, by pojechał wózkiem do kanału jak najdalej od Silver Cross i Whitehall. Gdzie tylko zechce, byle daleko stąd. Ilbert kiwa głową, jakby wszystko rozumiał.

      – Jak myślisz, co mu się przydarzyło? – pyta Julian.

      – Nic o niczym nie wiem – odpowiada uosobienie dyskrecji. – Mógł umrzeć od wielu rzeczy.

      – Jakich na przykład?

      – Mam jedno oko, a przez garb mogę patrzeć tylko w dół. – Przebiegły wyraz twarzy Ilberta zdradza, że wszystko, co istotne, dzieje się na dole. Przypomina to Julianowi słowa Mallory, gdy zapytał ją, czemu zawsze chodzi ze spuszczonymi oczami. Bo tam są pensy i jagody, panie, powiedziała.

      Kiedy Ilbert znika, Julian wymiotuje w zaułku, który kilka stuleci później będzie znany jako Craig’s Court.

      Myje się w zlewie na dole i niosąc wiadra z octem i ługiem, idzie na górę, by zabrać do spalenia resztę rzeczy lorda, zanim zjawią się Carling i Ivy. W pokoju śmierdzi. Pozbycie się odoru rozkładu i śmierci zajmie dziewczynom wiele godzin. Ale muszą to zrobić, pokój ma być gotowy przed zmrokiem. Taki piękny pokój, rozpacza Julian, a tak zniszczony.

      Zbiera ubranie Fabiana i stawia stolik, po czym rozgląda się po podłodze w poszukiwaniu czegoś podejrzanego, co mogłoby zwrócić uwagę konstabla Parkera. Przy otwartym oknie, w miejscu, gdzie Fabian upadł, dostrzega, że jedna z desek w podłodze trochę wystaje nad inne. Najwyraźniej się obluzowała. Poprawia ją i już ma w nią uderzyć pięścią, by na dobre wróciła na miejsce, gdy dostrzega ciemnobrązową sakiewkę.

      Ogarnia go niepokój.

      Sakiewka zrobiona jest z brązowej skóry z czerwonymi aksamitnymi tasiemkami, wyszywana srebrną i złotą nicią. Kiedy bierze ją do ręki, ze środka dobywa się brzęczący dźwięk jakby przesypujących się kulek. Julian rozciąga tasiemki i znajduje w środku nie kulki, lecz złote monety.

      Na korytarzu rozlegają się kobiece głosy. Niezgrabnym ruchem Julian wsuwa sakiewkę za spodnie, niczym worek kangura ze złotym kangurzątkiem w środku. Musi się uspokoić albo sam padnie na atak serca z sakiewką ze złotem w spodniach. Poprawia deskę, uderza w nią pięścią i ostatni raz rozgląda się po pokoju, by się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu.

      Drzwi do jego pokoju nie mają zamka, jak większość pomieszczeń w burdelach. Przyciąga więc dębowy stół, by je zabarykadować, i siada na łóżku, na wszelki wypadek tyłem do wejścia.

      Jak najciszej wysypuje dźwięczące złoto na łóżko. Każda moneta ma wielkość półdolarówki, jest ciężka, lśni nowością. Nigdy czegoś takiego nie widział.

      A jednak…

      Widział kiedyś coś podobnego. Na awersie widnieje imponująca postać królowej w bogatych szatach. Rozpoznaje ją, bo w 1603 roku jej twarz widniała na wszystkich srebrnych szylingach, ćwierćpensówkach i pensach, które zabierał na targ Smythe Field, by kupować kwiaty na ślub Mary. To Elżbieta I. Pod jej wizerunkiem znajduje się napis Elizabeth Regina, na rewersie zaś królewski herb.

      Julian jest zdumiony i zaniepokojony. Skąd się tu wzięła sakiewka świeżo wybitych historycznych monet? Czemu ukryto ją

Скачать книгу