Królestwo nędzników. Paullina Simons
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 16
5
Lord Fabian
Pewnego późnego wieczoru służąca Ivy prosi Juliana, by zaniósł wino do pokoju numer dwa, jego ulubionego. To dziwna prośba, gdyż Julian zwykle nie zajmuje się noszeniem i podawaniem. Nie ma jednak nic przeciwko temu; wieczór mija spokojnie. Musiał wyrzucić na ulicę tylko jednego mężczyznę. Jak zwykle jest elegancko ubrany w czarne jedwabne rajtuzy i czarne lakierki ze spiczastymi czubkami. Stroju dopełnia niebieska aksamitna kamizelka z ciemnoczerwonymi guzikami. Długie czarne włosy lśnią, Julian zakłada je za uszy. Zgolił też imponującą brodę, bo – choć trudno w to uwierzyć – w 1666 roku nikt takich nie nosi! Jakoś nie może nadążyć za nakazami mody w męskim zaroście. Brody, uważane na początku wieku za bardzo męskie – im dłuższe, tym lepiej – teraz uznaje się za przejaw anarchii i siedlisko brudu.
Julian puka. Odpowiada męski głos. W pokoju panuje półmrok, rozproszony jedynie przez trzy świece i ogień na kominku. Na krześle przy niezaścielonym łóżku siedzi wielki, gruby mężczyzna w rozchylonym jedwabnym szlafroku. Po drugiej stronie pokoju, przy świecach, oświetlona z boku, stoi naga Mallory. Mężczyzna na krześle skinieniem daje Julianowi znak, by postawił wino na stole przy jego łokciu. Julian stawia karafkę, zabiera pustą i odwraca się, by wyjść. Stara się nie patrzeć na Mallory.
Mężczyzna chwyta go za rękę.
– Co myślicie o naszej piękności, panie? – pyta, prychając jak koń.
Julian nadal na nią nie patrzy. Naszej?
– Jest piękna. – Wyrywa rękę.
– Wiecie, kim jestem?
– Nie. – Julian nie zawraca sobie głowy udawaną grzecznością. Nie musi. To on tu rządzi. Jest czujny, martwi się o Mallory.
– To lord Fabian, panie – wyjaśnia cicho dziewczyna. – Jeden z naszych najmilszych i najbardziej hojnych klientów.
– Wiem, kim ty jesteś – mówi grubas do Juliana. Widoczną pod rozchełstaną białą koszulą pierś porastają czarne włosy. Mężczyzna poci się obficie, jest mocno wyperfumowany. – A ty wiesz doskonale, kim jest ta dziewczyna – szydzi, zdyszany samym mówieniem.
– Lord Fabian oglądał nas tamtej nocy, panie – wyjaśnia Mallory. Wskazuje zakrytą kobiercem ścianę. – Z ukrycia.
Nie przysparza to mężczyźnie sympatii Juliana. Julian cofa się, by stanąć między Mallory a lordem i osłonić ją przed pożądliwym spojrzeniem.
– Daliście niezłe przedstawienie, młody człowieku. Dobra robota. – Fabian ociera czoło wilgotną chusteczką. – Chciałbym, żebyście zrobili to jeszcze raz. – Zawiesza głos. – Ale tym razem będę patrzył wygodnie z fotela, a nie podglądał przez dziurkę w ścianie jak włamywacz.
– Nie – odpowiada Julian.
– Słucham?
– Słyszeliście. Mallory, ubieraj się i chodź ze mną. Baronowa chce cię widzieć na dole.
– Nie, panie – mówi ze spokojem Mallory. – Baronowa wie, gdzie jestem. Pozwala mi na tę przyjemność od czasu do czasu, bo to lord Fabian.
– I powinna pozwalać – rzuca najeżony Fabian. – Zważywszy na sumy, jakie na mnie zarobiła.
– Tak. Byliście dla mnie bardzo dobrzy, panie.
– Chodź, Mallory – powtarza Julian, wyciągając rękę.
Dziewczyna cofa się.
– Nie.
Cofasz się przede mną, chce powiedzieć Julian.
– Żądam, żebyś został – rzuca Fabian do Juliana. – Albo przejmę twoje stanowisko. I możliwe, że zatknę twoją głowę na włóczni.
Julian wychodzi, zostawiając otwarte drzwi.
Wraca do swojego pokoju i siada na łóżku, rozważając różne możliwości. Zanim zdąży się jeszcze bardziej zdenerwować, rozlega się pukanie do drzwi. To Mallory w pośpiesznie narzuconym ubraniu.
– Panie, mogę z wami porozmawiać? – Zamyka za sobą drzwi. – Czemu mi nie pomożecie? – Podchodzi bliżej. – Dlatego że nie chcę do was przyjść sama?
– Nie.
– Jeśli mi pomożecie, zgodzę się do was przychodzić od czasu do czasu.
– Nie. – Julian marszczy brwi. Próbuje go jeszcze bardziej zirytować? – Nie chcę, żebyś do mnie przychodziła, bo tak się umówiliśmy. Chcę, żebyś przyszła, bo tego chcesz.
– Jestem zbyt zajęta, panie, by czegokolwiek chcieć. Ale wy chyba nie macie dziś zbyt dużo pracy, a mimo to odmawiacie mi pomocy. Czemu?
– Odmawiam, bo nie chcę.
– Nie chcecie być ze mną? – Mówi miękkim, błagalnym głosem, a brązowe oczy są wielkie jak u łani.
– Nie tak.
– Wiem, uważacie, że jest wstrętny, ale jeśli wy mnie dotkniecie, on tego nie zrobi. Nie chcecie tego? W pewnym sensie ochronicie mnie.
– Musi być inny sposób.
– Nie ma. Nie w tej chwili. Lord chce to zrobić, ale nie może. To go wścieka. Złości się najpierw na siebie, a potem na mnie. Mówi, że osądzam go za jego słabość, i choć z całych sił staram się go przekonać, że to nieprawda, nie wierzy. Niestety, dotyk mojego chętnego ciała wywołuje u niego odwrotny skutek. Ale kiedy wy się zjawiliście, panie, u mnie i Margrave! Lord powiedział mi potem, że od wielu lat nie czuł się tak podniecony i szczęśliwy.
– No i dobrze. Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż świadomość, że uszczęśliwiłem i podnieciłem tego człowieka. Ale nie jesteś jedną z dziewcząt Tilly. Jesteś służącą. – Julian próbuje zamknąć przed nią swoje serce. – Wykonuj swoją pracę i trzymaj się od niego z daleka.
Mallory wykręca palce.
– Baronowa pozwala mi z nim być, bo obiecał, że mnie nie dotknie. Jest moim jedynym klientem. Głównie tylko patrzy, bo