Królestwo nędzników. Paullina Simons
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 17
– A co mam gadać! – Dziewczyna bierze głęboki oddech, a potem zniża głos. – Posłuchajcie mnie, panie, proszę.
Julian zamyka oczy, by na nią nie patrzeć. Chce zasłonić uszy dłońmi, by jej nie słyszeć.
– Jesteście leniwym satyrem – mruczy Mallory, wyciągając rękę, pieszcząc go przez jedwabne rajtuzy. – Czemu marnować wasz słup ze złota? Wykorzystajcie go, panie. W dobrym celu.
– Nie urabiaj mnie, nie jestem ciastem. Wiesz, że nie chcę być leniwy – odpowiada Julian po chwili. – Tylko nie wyjdę na jego scenę.
– To wasze życie i wasza scena. I moja. Zdecydujcie, czy chcecie stać na środku, czy w kulisach. – Ujmuje go za rękę. – Na środku, ze mną.
– Nie. – Odwraca się do okna. Co ona z nim wyprawia?
– Proszę, Julianie.
Nazwała go po imieniu. To kusi, podobnie jak to, co mu robiła, gdy byli razem. Czy tej lisicy nic nie powstrzyma?
– Lord powiedział, że da mi koronę, jeśli położycie się ze mną – mówi Mallory. – Koronę, panie! Ćwierć funta. Koronę za kilka minut waszego czasu. Płacą mi szylinga na tydzień. Muszę harować przez pięć tygodni, żeby zarobić koronę. Inne dziewuchy, przy całym swoim doświadczeniu, dostają trzy pensy od klienta. Nawet cycki Brynhildy przynoszą jej ledwo sześć. A lord daje nam koronę! Czemu nie możecie mi pomóc? Zrobiliście to tamtej nocy.
– Tamtej nocy zrobiłem to za darmo. – Wyrywa rękę z jej uścisku.
– Wy może zrobiliście to za darmo – rzuca okrutnie Mallory. – Ale my z Marg wiedziałyśmy, że on nas obserwuje. Płaci nam za dotykanie się nawzajem, a ja dostałam premię za dotykanie was. Dwa dodatkowe szylingi, gdy się zjawiliście.
– Podzieliłaś się z Margrave?
Twarz Mallory jest lodowata.
– I tak dość zarabia.
Julian się zdumiał.
– Tamtej nocy… robiłaś to dla niego?
– Wybaczcie, panie, nie chcę być impertynencka, ale… wiecie, gdzie jesteśmy? Gdzie oboje pracujemy?
– Wiem doskonale. Myślałem, że robisz to dla mnie. Mój błąd. – Julian wbija wzrok w dłonie. Tak wygląda aktorska kariera Josephine. Mary Collins powiedziała matce, że chce tylko stać na scenie. Josephine wyznała, że wszędzie znajdowała dla siebie scenę. Tak wygląda ta scena w 1666 roku.
Mijają minuty. Julian podciąga aksamitny rękaw, liczy kropki z atramentu. Siedem. Minął tydzień od ich pierwszej nocy.
– W porządku – mówi. – Zrobię to. Ale powiedz lordowi, że kosztuje to koronę tylko wtedy, gdy wyjdzie z pokoju i będzie obserwował przez dziurkę. – Zawiesza głos. – Jeśli zostanie w fotelu, zapłaci dwie korony.
Mallory się rozpromienia. Julian wręcz przeciwnie.
Fabian bez wahania przystaje na dwie korony. Powinni zażądać więcej, myśli Julian, gdy odsuwa ciężkie łoże dalej od obrzydliwych stóp grubasa. Rozbierają się. Julian żałuje, że nie ma pieniędzy, by jej dać, a nie pozwalać, by ten ropuch obserwował ich z odległości metra.
Nadzy stają z Mallory naprzeciwko siebie.
Julian naprawdę chce jej dotknąć.
Czy w ogóle uda mu się to zrobić na oczach Lorda Ohydy?
Tak, uda się.
Udaje się, bo stara się zapomnieć, że Fabian w ogóle istnieje, choć nie jest to tak łatwe, jak by się wydawało, gdy stale towarzyszy im akompaniament świszczących rozkazów padających z obślinionych ust mężczyzny, który siedzi obok na krześle i komenderuje Julianem – jakby ten nie wiedział, co ma robić.
Czemu tak stoisz? Pocałuj ją. Udajesz miłość, mówi. Więc udawaj.
Klękają na łożu. Julian ujmuje twarz Mallory w dłonie. To nie jest udawanie, szepcze do swojej służącej i księżniczki, gdy ją całuje, aż twardnieją jej sutki, twardnieje też on, a cała reszta jej ciała robi się mięciutka.
Pieść ją.
Ciągnij ją za sutki, aż zacznie się wić.
Połóż ją, wylej na nią trochę wina.
Otwórz ją, jedz jej piczkę.
Nie kazałem ci z nią rozmawiać, co jej powiedziałeś?
Podoba ci się, Mallory?
Tak, panie.
Nie pytaj jej, czego chce ani czy jej się to podoba, robisz to, co ja chcę, co mi się podoba. Odwróć ją. Przejdź za nią. Chwyć ją, żeby nie mogła się ruszać. Wyciągnij go całego, żebym mógł zobaczyć. A teraz wbij go mocno. Każ jej przytrzymać się zagłówka, jeśli musi.
Przytrzymaj się zagłówka, Mallory.
Rozkazy jak warknięcia padają tylko pod adresem Juliana. Ale on wie, że Fabian nie warczy. On błaga. Błaga Juliana, by zastąpił go w łożu z dziewczyną. Wszystko, czego nie może zrobić sam, robi przez Juliana. Jednak jego sapanie tak bardzo przeszkadza, że w pewnym momencie Julian kładzie się płasko na Mallory, mimo że otrzymał wyraźne instrukcje, by tego nie robić. Nieruchomieje i zakrywa jej ciało swoim, by uchronić ją przed zazdrosnym spojrzeniem tłustego lorda. Wsuwa rękę pod nią, kładzie się między jej udami i przytula twarz do policzka, by zakryć jej ucho. Wszystko będzie dobrze. W porządku?
Tak, panie. Klepie go po plecach. On nie pożąda mnie, panie, lecz was i waszej jurnej młodości. Nie patrzy na mnie. Obserwuje was. Pragnie waszych mocnych nóg, ramion, które podtrzymują nasz ciężar. Waszego twardego brzucha. Waszego twardego wszystkiego.
Całują się z przeciągłym jękiem, jakby byli prawdziwymi kochankami.
Chciałbym go zabić, mówi Julian.
Nie, nie, najpierw musimy go oskubać z pieniędzy, odpowiada Mallory.
Julian wybucha śmiechem, Fabian krzyczy, Julian traci rytm, a rytm jest przecież tak ważny w miłości.
Stań na podłodze, niech ona uklęknie przed tobą. Każ jej ssać swojego kutasa, ale nie spuść się jej w usta. Co z tego, że podłoga jest twarda. Chcę ją zobaczyć na twardej podłodze. Dostanie ode mnie dwie korony. Może trochę pocierpieć. Bo przez ciebie będzie jej jeszcze bardziej niewygodnie. Każ jej stanąć na czworakach. Tak, na podłodze.
*
Julian leży we własnym łożu, gdy słyszy ciche pukanie do drzwi. Do pokoju wchodzi Mallory w porannym ubraniu: szarym fartuchu, czarnej spódnicy.
– Przeszkadzam