Królestwo nędzników. Paullina Simons

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królestwo nędzników - Paullina Simons страница 25

Автор:
Серия:
Издательство:
Królestwo nędzników - Paullina Simons

Скачать книгу

z Mallory cały dzień, jeśli tylko zechce.

      – A być może czcigodny lord Fabian wróci do tego czasu i całe to zamieszanie będzie sprawą przeszłości.

      Kiedy tylko Parker wychodzi, Julian odwraca się do Baronowej.

      – Nie można ufać Ilbertowi.

      – Co Mallory mogła tłuc w tym moździerzu? Przeklęta dziewczyna!

      – Orzechy, Baronowo! Ale tu nie chodzi o Mallory, tylko o Ilberta. Pamięta pani, że dziś rano ciągnęliśmy z nim ciało lorda Fabiana po schodach?

      – Cii!

      – Na pani polecenie pomógł mi go związać – ciągnie Julian. – Wywiózł je na wózku. Ilbert wie na pewno, że jest jakieś ciało. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Co go powstrzyma przed doprowadzeniem do niego konstabla?

      – Czemu miałby to robić? – W głosie burdelmamy słychać oburzenie. – Kilka lat temu mieliśmy tu zgon. Ilbert zachował się wzorowo. Zajął się wszystkim. Pracuje dla mnie od dwunastu lat. Jest lojalny jak syn.

      – Jest pani tego pewna? Bo jeśli coś piśnie, wszystkich nas ugotują w oleju za morderstwo i spisek w celu ukrycia zbrodni. Panią, mnie, Mallory i połowę pani dziewcząt.

      – Morderstwo! Co wy wygadujecie? Lord umarł na atak serca! Sami tak mówiliście.

      – Kto pani uwierzy, kiedy znajdą w kanale jego związane ciało?

      *

      Sobotnia noc z pierwszego na drugi września 1666 roku jest jedną z najgorszych, jakie Julian spędził w Silver Cross. Jeden kryzys następuje po drugim. Julian ledwo ma czas, by się umyć i przebrać, gdy zastęp gości, którym nie przeszkadza odór, domaga się wejścia do pokoju numer dwa. Płacą hojnie za wino, mięsiwa i dziewczyny, które mają się pojawiać w regularnych odstępach czasu przez całą noc. Carling rozpala ogień, Mallory zapala świece, a Ivy przynosi piwo i kufle. Ale trzeba się też zająć pozostałymi dziewięcioma pokojami. W pewnej chwili Julian musi sam zmienić brudną pościel. Pomiędzy Brynhildą a klientem dochodzi do kłótni z powodu rozbieżności między ceną a jakością usług. Brynhilda, dwa razy większa od przypominającego łasicę mężczyzny, wymierza mu cios w twarz, po którym klient spada ze schodów. Julian musi negocjować warunki pokoju i zadośćuczynienie. Jedna z dziewcząt choruje w nocy, wymiotując gwałtownie podczas pracy, i sama Baronowa musi targować się o mniejszą zapłatę zamiast jej zwrotu. Noc zdaje się nie mieć końca.

      Dopiero po piątej rano nareszcie robi się spokojniej, klienci wychodzą, Baronowa kładzie się do łóżka, a wyczerpany Julian zamyka drzwi i wraca do siebie. Ciemnoniebieskie niebo za oknem zapowiada świt. Julian zdejmuje kurtkę i koszulę z falbankami, bierze pióro i macza je w atramencie. Ile kropek? Dziewięć rzędów po pięć. Przedramię piecze go, gdy pióro przebija skórę. Wyciera kropelkę krwi i zastanawia się, ile dni mu umknęło. Cztery, tydzień, więcej?

      Z kąta pokoju dobiega go głos.

      – Julianie.

      Upuszcza pióro, sam niemal spada z krzesła. Myślał, że jest sam.

      Skulona Mallory siedzi z podciągniętymi kolanami, wciśnięta między ścianę a bok komody. Jak mógł jej nie zauważyć?

      – Nie strasz mnie tak – mówi Julian. – Co ty wyprawiasz? – Rozgląda się po pokoju. Wydaje się, że ktoś przeszukał jego rzeczy. Dziennik nie leży tam, gdzie go zostawił, koszule są inaczej złożone. – Dlaczego siedzisz na podłodze?

      – Cii.

      – Co się dzieje?

      Mallory kołysze się w przód i w tył.

      – Chodzi o Margrave?

      Nie odpowiada.

      Julian przysiada na łóżku. Widok jej rozpaczy przygnębia go. Słońce jeszcze nie wstało, w szarobłękitnym powietrzu pojawiają się bursztynowe smugi. Ze wschodu wieje silny wiatr. Julian czuje zapach palącego się drewna. Co za idiota rozpala ogień w taki upał?

      – Musisz mi pomóc – mówi Mallory cichym, zimnym głosem. – To wszystko twoja wina.

      O co jej chodzi?

      – Marg mnie okradła – oznajmia Mallory z podłogi.

      – Skarbie, nie obrażaj się znowu, ale co ona mogła ci ukraść?

      Nie odpowiada.

      – Musisz uciszyć Ilberta – rzuca w końcu. – Znasz w mieście kogoś, kto może to zrobić? A może ty to zrobisz? – Ostatnie słowa wypowiada takim tonem, jakby nie wierzyła, że Julian może uciszyć komara.

      – Co to znaczy uciszyć? Kazać mu się zamknąć? To potrafię.

      – No to zanim poprosisz go grzecznie, żeby zamilkł, może zapytasz go, co zrobił z ciałem lorda?

      A więc wie. Baronowa próbowała ją przed tym ochronić, Julian nie chciał jej nic powiedzieć, ale sama się dowiedziała. W burdelu nie ma żadnych sekretów.

      – Mal, bardzo mi przykro…

      Przerywa mu.

      – Słyszałam, jak mówiłeś temu idiocie, żeby zabrał ciało gdzieś daleko, ale on wrzucił je kilka ulic stąd do kanału, w którym jest zaledwie dwadzieścia centymetrów wody. Można to nazwać ukrywaniem dowodów na widoku.

      Julian blednie.

      – Skąd o tym wiesz?

      – O, to zabawna historia. Ilbert sam mi powiedział.

      – Czemu miałby ci to mówić?

      – Mój drogi, źle mnie zrozumiałeś. Nie wyznał mi tego, bo chciał zrzucić ciężar z piersi. Powiedział mi, bo chciał, żebym mu zapłaciła za milczenie.

      – Zapłaciła? Czemu miałabyś mu płacić?

      Mallory nie odpowiada.

      – Ale nie mogę tego zrobić, bo Margrave ukradła mi pieniądze.

      – Jakie pieniądze? Te, które zarabiałaś na boku? Myślałem, że zawsze trzymasz je przy sobie? Nie tak mnie uczyłaś? Trzymaj cenne rzeczy przy sobie?

      – Opowiadając konstablowi o moździerzu i tłuczku – ciągnie Mallory, jakby Julian w ogóle się nie odezwał – Ilbert przekazał wiadomość Baronowej i mnie, że wszyscy zawiśniemy, jeśli on nie dostanie tego, czego chce.

      – A czego chce?

      – Połowę.

      Julian szuka w kieszeni kamizelki sakiewki z gwineami.

      – Połowę czego? – pyta tępo.

      – Nic nie rozumiesz? Jeśli Margrave mnie nie

Скачать книгу