Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 3
* * *
Fernando Gonçalves wylał ubite jajka na gorącą patelnię, pokrywając nimi smażone ziemniaki. Jego tortilla espańola była jedną z niewielu potraw, którą jadała Sarah Bishop, a akurat dzisiaj wdowa potrzebowała sił.
Gallowglass siedział przy kuchennym stole i wydłubywał krople wosku z pęknięć w starych deskach. Z blond włosami sięgającymi do kołnierza i muskularną budową wyglądał jak ponury niedźwiedź. Jego przedramiona i bicepsy pokrywały kolorowe zawijasy tatuaży. Ich tematyka stanowiła odbicie tego, co Gallowglass myślał w momencie ich robienia, ponieważ na wampirze tatuaże utrzymywały się przez zaledwie kilka miesięcy. Teraz wielkolud najwyraźniej myślał o swoich korzeniach, bo jego ręce były pokryte celtyckimi węzłami, runami i baśniowymi stworzeniami z norweskich i gaelickich mitów i legend.
– Przestań się martwić. – Głos Fernanda był ciepły i dojrzały jak sherry starzone w dębowych beczkach.
Gallowglass podniósł na chwilę wzrok i wrócił do swojego zajęcia.
– Nikt nie przeszkodzi Matthew w tym, co on musi zrobić. Pomszczenie śmierci Emily to sprawa honoru.
Fernando wyłączył kuchenkę i podszedł do stołu, sunąc bezszelestnie bosymi stopami po kamiennej podłodze. Idąc, odwinął rękawy białej koszuli, nieskazitelnie czystej mimo godzin spędzonych tego dnia w kuchni. Wepchnął koszulę za pasek dżinsów i przeczesał palcami ciemne falujące włosy.
– Marcus spróbuje wziąć na siebie winę, przecież wiesz – stwierdził Gallowglass. – Ale śmierć Emily to nie wina chłopaka.
Scena, którą ujrzał na górze, była dziwnie spokojna, zważywszy na okoliczności. Gallowglass przybył do świątyni chwilę po Marcusie. Zastał tam tylko ciszę i Emily Mather klęczącą w kręgu wytyczonym przez jasne kamienie. Za nią stał czarownik Peter Knox z rękami na jej głowie i wyrazem oczekiwania – nawet głodu – na twarzy. Gerbert z Aurillac, wampir i najbliższy sąsiad de Clermontów, przyglądał się im z zainteresowaniem.
– Emily! – Udręczony krzyk Sarah przeszył powietrze z taką siłą, że nawet Gerbert cofnął się o krok.
Zaskoczony czarownik puścił Emily Mather, a ona osunęła się na ziemię nieprzytomna. Sarah zaatakowała Knoksa tak potężnym zaklęciem, że ten przeleciał przez całą polanę.
– Nie, Marcus jej nie zabił – powiedział Fernando. – Ale jego zaniedbanie…
– Brak doświadczenia – przerwał mu Gallowglass.
– Zaniedbanie – powtórzył Gonçalves – odegrało rolę w tej tragedii. Marcus o tym wie i bierze na siebie odpowiedzialność.
– Marcus nie prosił o przywództwo – zagrzmiał Gallowglass.
– Nie. Ja wyznaczyłem go na to stanowisko, a Matthew zgodził się, że to słuszna decyzja. – Fernando krótko uścisnął ramię olbrzyma i wrócił do kuchenki.
– To dlatego przyjechałeś? Bo czułeś się winny, że odmówiłeś kierowania zakonem, kiedy Matthew poprosił cię o pomoc?
Nikt bardziej od Gallowglassa nie był zaskoczony, kiedy Fernando zjawił się w Sept-Tours. Gonçalves unikał tego miejsca, odkąd ojciec Gallowglassa Hugh de Clermont umarł w czternastym wieku.
– Jestem tutaj, bo Matthew był przy mnie, kiedy francuski król kazał stracić Hugh. – Zostałem wtedy sam na całym świecie, nie licząc mojej żałoby. – Głos Fernanda był szorstki. – A odmówiłem dowodzenia Rycerzami Świętego Łazarza, bo nie jestem de Clermontem.
– Byłeś partnerem mojego ojca! – zaprotestował Gallowglass. – Jesteś tak samo de Clermontem jak Ysabeau albo jej dzieci!
Fernando starannie zamknął drzwi piekarnika.
– Jestem partnerem Hugh – oświadczył nadal odwrócony plecami do stołu. – Twój ojciec nigdy nie będzie dla mnie przeszłością.
– Przepraszam – powiedział ze smutkiem Gallowglass. Choć Hugh nie żył od prawie siedmiu wieków, Fernando nigdy nie przebolał straty. A on wątpił, czy to kiedykolwiek się stanie.
– A jeśli chodzi o to, czy jestem de Clermontem – ciągnął Fernando, wpatrując się w ścianę nad kuchenką – Philippe się na to nie zgadzał.
Gallowglass znowu zaczął nerwowo wyskubywać wosk ze szpar. Fernando nalał dwa kieliszki czerwonego wina i zaniósł je do stołu.
– Proszę. – Wręczył jeden pasierbowi. – Ty też będziesz dzisiaj potrzebował sił.
W tym momencie do kuchni wpadła Marthe. Gospodyni Ysabeau rządziła tą częścią château i nie była zadowolona, że widzi w niej intruzów. Posławszy Fernandowi i Galloglassowi kwaśne spojrzenie, pociągnęła nosem i otworzyła piekarnik.
– To moja najlepsza brytfanna! – rzuciła oskarżycielskim tonem.
– Wiem – powiedział Fernando i napił się wina. – Dlatego jej używam.
– Pańskie miejsce nie jest w kuchni, dom Fernando. Proszę iść na górę i zabrać ze sobą Gallowglassa.
Marthe sięgnęła do półki nad zlewem po paczkę herbaty. I wtedy zobaczyła imbryk owinięty w ścierkę, stojący na tacy obok filiżanek, spodków, mleka i cukru. Mars na jej twarzy się pogłębił.
– Co jest nie w porządku w mojej obecności tutaj? – zapytał Fernando.
– Nie jest pan służącym – odparła Marthe. Zdjęła pokrywkę z imbryka i podejrzliwie powąchała zawartość.
– Ulubiona Diany. Mówiłaś mi, co ona lubi, pamiętasz? – Fernando uśmiechnął się ze smutkiem. – I wszyscy w tym domu służą de Clermontom, Marthe. Jedyna różnica polega na tym, że ty, Alain i Victoire dostajecie za to sowitą zapłatę. Reszta z nas ma być wdzięczna za ten przywilej.
– I nie bez powodu. Inni manjasang marzą o tym, żeby być częścią tej rodziny. Proszę pamiętać o tym na przyszłość, dom Fernando. – Marthe położyła nacisk na jego wielkopański tytuł. Wzięła tacę. – I o cytrynie. A przy okazji, jajka się palą.
Gonçalves skoczył im na ratunek.
– Jeśli chodzi o ciebie – Marthe wbiła wzrok w Gallowglassa – nie powiedziałeś nam o Matthew i jego żonie tego, co powinieneś.
Gallowglass wpatrywał się ze skruszoną miną w swoje wino.
– Twoja babka później się z tobą policzy. – Po tej mrożącej krew w żyłach zapowiedzi Marthe wymaszerowała z kuchni.
– Co znowu zrobiłeś? – zapytał Fernando, stawiając na kuchence tortillę, jeszcze nie spaloną, Alhamdullillah. Doświadczenie nauczyło go, że cokolwiek nabroił Gallowglass, miał