Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3 - Deborah Harkness страница 4
Fernando stał z rozdziawionymi ustami.
– Nie patrz tak na mnie. Podzielenie się nowiną o dziecku wydawało mi się niewłaściwe. Kobiety potrafią być dziwne w takich sprawach. A Philippe przed śmiercią powiedział cioteczce Vertin o przysiędze krwi i ona też nie pisnęła o tym słowa od tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego!
Powietrze rozdarł huk, jakby zdetonowano niewielką bombę. Coś zielonego i ognistorudego przemknęło za kuchennym oknem.
– Co to było, do diabła? – Fernando gwałtownie otworzył drzwi i osłonił oczy przed jasnym blaskiem słońca.
– Pewnie wkurzona wiedźma. – Ton Gallowglasa był posępny. – Sarah musiała powiedzieć Dianie i Matthew o Emily.
– Nie eksplozja, tylko to! – Fernando wskazał na dzwonnicę w Saint-Lucien.
Okrążała ją skrzydlata dwunożna istota ziejąca ogniem. Gallowglass wstał, żeby lepiej się przyjrzeć.
– To Corra – powiedział rzeczowym tonem. – Ona jest zawsze tam, gdzie cioteczka.
– Ale to przecież smok. – Fernando spojrzał na pasierba dzikim wzrokiem.
– To żaden smok. Nie widzisz, że ma tylko dwie nogi? Corra to smok ognisty. – Gallowglass wykręcił ramię, żeby zademonstrować tatuaż ze skrzydlatą istotą, która bardzo przypominała latającą bestię. – Właśnie taki. Mogłem pominąć ze dwa szczegóły, ale ostrzegałem wszystkich, że cioteczka Diana nie będzie taką samą czarownicą jak wcześniej.
* * *
– To prawda, skarbie. Em nie żyje.
Stres związany z wyznaniem prawdy Dianie i Matthew najwyraźniej okazał się dla niej zbyt silny. Sarah mogłaby przysiąc, że widzi smoka. Fernando miał rację. Powinna ograniczyć whiskey.
– Nie wierzę ci. – Głos Diany był piskliwy i ostry.
Przeszukała salon Ysabeau, jakby się spodziewała, że znajdzie Emily ukrytą za jedną z ozdobnych sof.
– Emily nie ma. – Ściszony głos Matthew był pełen żalu i czułości. – Odeszła.
– Nie. – Diana próbowała go ominąć, ale on chwycił ją w ramiona i przytulił.
– Tak mi przykro, Sarah – powiedział.
– Nie mów, że ci przykro! – krzyknęła Diana, próbując się uwolnić z silnego uścisku. Zabębniła pięścią w ramię męża. – Em żyje! To koszmar. Obudź mnie, Matthew, proszę! Chcę się obudzić w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym pierwszym.
– To nie jest koszmar – Długie, samotne tygodnie uświadomiły Sarah, że śmierć Em to straszna prawda.
– Więc wybrałam niewłaściwy zakręt… albo zawiązałam zły węzeł w zaklęciu. Nie tutaj mieliśmy trafić! – Diana cała się trzęsła z żalu i szoku. – Em obiecała, że nigdy nie odejdzie bez pożegnania.
– Em nie miała czasu się pożegnać… z nikim. Ale to nie znaczy, że cię nie kochała. – Sarah przypominała to sobie setki razy w ciągu dnia.
– Diana powinna usiąść – stwierdził Marcus, przyciągając krzesło.
Syn Matthew teraz też wyglądał jak dwudziestoparoletni surfer, który zeszłej jesieni w październiku zjawił się w domu Bishopów. Skórzany rzemyk z dziwną kolekcją przedmiotów zbieranych przez stulecia nadal wisiał na jego szyi wplątany w blond włosy. Na stopach Marcus miał ulubione converse’y. Nowy był jedynie smutny, pełen rezerwy wyraz jego oczu.
Sarah była wdzięczna za obecność Marcusa i Ysabeau, ale osobą, którą naprawdę pragnęła mieć w tej chwili przy sobie, był Fernando. W tym trudnym okresie okazał się dla niej opoką.
– Dziękuję, Marcusie – powiedział Matthew, sadzając żonę na krześle.
Phoebe próbowała wcisnąć jej do ręki szklankę wody. Kiedy Diana spojrzała na nią pustym wzrokiem, Matthew wziął naczynie i postawił je na stole.
Wszyscy patrzyli na wdowę.
Sarah nie czuła się pewnie w takich sytuacjach. To Diana była w rodzinie historyczką. Wiedziała, od czego zacząć i jak uporządkować ciąg zagmatwanych wydarzeń w spójną opowieść ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem, może nawet z wiarygodnym wytłumaczeniem, dlaczego Emily umarła.
– Nie ma łatwego sposobu, by to opowiedzieć – zaczęła Sarah.
– Nic nie musisz nam mówić – odezwał się Matthew z oczami pełnymi współczucia. – Wyjaśnienia mogą poczekać.
– Nie. Oboje musicie wiedzieć. – Sarah sięgnęła po szklaneczkę whiskey, którą zwykle miała pod ręką. Teraz jej nie znalazła. Z niemą prośbą spojrzała na Marcusa.
– Emily umarła w starej świątyni – powiedział Marcus, biorąc na siebie trudne zadanie.
– Tej poświęconej bogini? – zapytała szeptem Diana, marszcząc w skupieniu czoło.
– Tak. – Sarah zakaszlała, żeby usunąć gulę z gardła. – Emily spędzała tam ostatnio coraz więcej czasu.
– Była sama? – Wyraz twarzy Matthew już nie był ciepły i pełen zrozumienia. Jego głos stał się lodowaty.
W pokoju zapadła cisza, tym razem ciężka i niezręczna.
– Emily nie pozwalała nikomu ze sobą chodzić – wyjaśniła Sarah, stawiając na szczerość. Gdyby minęła się z prawdą, Diana od razu by się zorientowała. Też była czarownicą. – Marcus próbował ją przekonać, żeby kogoś ze sobą zabierała, ale Emily odmawiała.
– Dlaczego chciała być sama? – spytała Diana, widząc niepokój ciotki. – Co się działo, Sarah!
– Od stycznia Em zwracała się ku wyższej magii. – Sarah odwróciła wzrok od wstrząśniętej siostrzenicy. – Miała straszne przeczucia śmierci i nieszczęścia. Chciała je zrozumieć.
– Ale Em zawsze mówiła, że wyższa magia jest zbyt mroczna, żeby czarownice mogły bezpiecznie się nią posługiwać – powiedziała Diana silniejszym głosem. – Mówiła, że czarownica, która uważa, że jest odporna na zagrożenia, przekona się boleśnie, jak potężne są te moce.
– Mówiła z doświadczenia – potwierdziła Sarah. – Ta magia potrafi uzależniać. Ona poznała jej atrakcyjność, ale nie chciała, żebyś o tym wiedziała, skarbie. Od dziesięcioleci nie dotknęła kamienia do wróżb ani nie próbowała wzywać duchów.
– Wzywać duchów? – Matthew zmrużył oczy. Z ciemną brodą wyglądał naprawdę groźnie.
– Myślę, że próbowała wezwać Rebeccę. Gdybym zdawała sobie sprawę, jak daleko