Virion 4. Szermierz. Andrzej Ziemiański
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański страница 10
– Pielęgnuj pogodę ducha – powiedział – i manie wszystkiego w dupie.
– Co robienie?
– Miej wszystko w dupie. Niech ci na niczym nie zależy.
Virion potrząsnął głową.
– Powtórz mi to, kiedy Niki zarzuca mi ręce na szyję – powiedział spokojnie. – Powiedz mi wtedy, że mi na niej nie zależy.
Horech zaczął się śmiać, ale nie złośliwie, ani nawet nie z rezygnacją.
– Wiele przemyśleń więc przed tobą. Wiele nieprzespanych nocy.
– Dzięki za pocieszenie.
– No to na koniec powiem ci jeszcze jedno. – Mistrz nachylił się do swego ucznia. – Kiedy więc następnym razem wyciągniesz miecz, powiedz sobie jasno, że zginiesz w tym starciu. To cię uspokoi.
Bal przebierańców oczywiście nie był prawdziwym balem. Tu po prostu załatwiało się sprawy ze specjalnie ściągniętymi agentami. Sprawy, których nie dało się załatwić na odległość. Każdy mógł zgłosić zapotrzebowanie, dorzucić coś swojego i poprosić o pomoc we własnej sprawie, której nie można było rozwiązać w inny sposób. A ponieważ wokół kręciło się wielu pracowników Zamku, przyprowadzono wielu agentów, dowództwo po prostu zalecało wszystkim noszenie masek. Stąd i głównie nazwa: bal przebierańców.
Daazy pomstował, że tak łatwo dał się nabrać. Dobrze, że nie włożył obiecanego munduru wojsk Luan, ale i tak naburmuszył się na Taidę, że ta nie wyjawiła mu od początku, jak to wszystko będzie wyglądać. Na szczęście nie obrażał się na długo. Kiedy tylko weszli do komnaty, w której czekała czarownica z Nimmeth, i mogli zdjąć maski, stał się zaskakująco rzeczowy.
Sama czarownica, o imieniu Nabel, również sprawiała wrażenie osoby, która potrafi robić interesy. Rzeczowej, skupionej, niepodlegającej ani emocjom, ani przesądom. Znać było wielką damę obracającą się w najwyższych sferach swojego królestwa. A nawet więcej, kobietę światową, której współpraca z Zamkiem zapewniała oprócz bogactwa wielkie znaczenie i wpływy. Była już dość leciwa. Nie mogąc więc imponować urodą, wybrała władzę jako lekarstwo kojące własne „ja”.
– Nerva wprowadził mnie już w zagadnienie – po powitaniu od razu przeszła do rzeczy. – Czytałam też opinie medyków. Czy oni naprawdę naprawili dłonie Luny, jeśli chodzi o stronę fizyczną?
– Z tego, co wiem, to tak.
– W ten sposób ujęli to w dokumentach. Ale jakie są twoje osobiste odczucia, pani Taido?
– Wyleczyli ją – odparła prokurator bez wahania. – Jednak coś jest nie tak. Czują to, ale poruszają się po omacku, bo nie powiedzieliśmy im, że Luna to czarownica.
– Z oczywistych względów. – Nabel skinęła głową.
– Wtajemniczony czarownik, który dyskretnie nam pomaga, też jest dobrej myśli. Był. Bo teraz nie potrafi posunąć się dalej.
– Doskonale go rozumiem. I powiem ci, pani, że absolutnie miałaś rację.
– W jakiej kwestii?
– W kwestii różnic pomiędzy męską magią a kobiecą. Ja pomogę waszej podopiecznej, on nie potrafi.
– Jak zorganizować twoją, pani, wizytę u chorej? Masz jakieś preferencje?
Nabel lekceważąco machnęła ręką.
– Zostawmy to Nervie. On ma jakąś obsesję na punkcie tej sprawy. Zadba o wszystko i sprawi, że tajemnica będzie trudna do przeniknięcia.
W tym momencie Daazy postanowił wtrącić się do rozmowy.
– Jesteś zatem pewna, pani, że potrafisz nam pomóc?
– Tak. I nie chcę tu pusto zapewniać, że sprawa jest trudna, ale ja uczynię wszystko, co w mojej mocy, choć przecież nikt niczego nie może tu obiecać. Tak się mówi w sytuacji, kiedy chce się wywindować cenę za swoje usługi. A ja z Nervą jestem naprawdę blisko. Powiem więc prosto: zrobię to.
– Sprawisz, pani, że Luna…
– Że Luna będzie jak dawniej pełnosprawną czarownicą.
Taida westchnęła z ulgą. Nie umknęło to uwadze Nabel.
– Jeszcze bym się nie cieszyła.
– Proszę?
Czarownica wyjaśniła szybko:
– To, że wykonam, co potrzeba, i rzecz zakończy się sukcesem, bo wiem, co należy zrobić, nie oznacza jeszcze, że wszystko będzie w porządku.
Skomplikowana figura słowna wypowiedziana jednym tchem podziałała na słuchaczy.
– Coś może pójść nie tak?
Nabel zaprzeczyła ruchem głowy.
– Jeśli chodzi o stronę techniczną, wiem, jak należy działać – powtórzyła. – Umiem pomóc i rzecz doprowadzę do końca. Pani prokurator, musisz wziąć jednak pod uwagę jej duszę. To nie tylko czarownica, to kobieta.
– Rozumiem.
Niekoniecznie zabrzmiało to jak potwierdzenie.
– To spadek w hierarchii z samego szczytu na samo dno – podpowiadała czarownica. – Pytanie, kto normalny to zniesie. A jeszcze ważniejszym pytaniem jest, jak zniesie to wywyższana od najmłodszych lat czarownica. Narcystyczna, zakochana w sobie bez pamięci, pierwszy cud świata…
– Mówisz teraz o Lunie?
– Mówię teraz o wszystkich czarownicach, pani.
Daazy uśmiechnął się, podziwiając trochę szczerość rozmówczyni. A także jej trzeźwe spojrzenie na świat. Nabel nie zwracała na niego uwagi.
– Kiedyś, niedługo, leczenie się zakończy – powiedziała. – I wtedy wszystko zależeć będzie od pierwszego spotkania. Od ustawienia spraw na ich właściwych miejscach.
– Ja też się tego boję.
– Kupiłaś ją sobie na własność, pani?
– Tak. Za radą…
Nabel przerwała Taidzie ruchem ręki. Cała reszta szczegółów była nieistotna.
– To najlepsze wyjście – stwierdziła. – Ale pamiętaj. Nie próbuj się z nią zaprzyjaźnić. Nie podkreślaj, że ty tylko udajesz, bo sytuacja wymaga, bo nie było innego wyjścia. Nie mów, że prywatnie będą was łączyły inne relacje niż „pani – niewolnica”. Że to tylko na pokaz, ten akt kupna.
Taida