Virion 4. Szermierz. Andrzej Ziemiański

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański страница 6

Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański

Скачать книгу

miała mnóstwo uroku. Nie była jakoś tam specjalnie piękna, ale jej oczy miały niesamowite właściwości przyciągania męskich spojrzeń. Właściwie kiedy ona patrzyła na kogoś, trudno było odwrócić wzrok. Lecz nie było to hipnotyczne spojrzenie paraliżujące ofiarę. Mężczyźni generalnie, kiedy już znaleźli się w towarzystwie Natrii, pragnęli jednej rzeczy. Otoczyć opieką tę niewinną istotę, zapewnić jej bezpieczeństwo oraz mówić słodkie rzeczy do końca świata.

      – Poderwij ją i będziemy mieli święty spokój – powiedziała Niki już po pierwszym spotkaniu. – Jak ona tak na mnie patrzy, to nawet ja mięknę, chociaż jestem kobietą.

      – Jak to poderwij? – obruszył się Virion.

      – No, rozkochaj w sobie czy co tam – odparła jego żona. – Weź do łóżka i może uspokój trochę. Bo żyć nam nie da.

      – No wiesz? Zwariowałaś?

      – Przecież mówiła ci stara, która nas skojarzyła, że nie będę mieć pretensji o ludzkie samice. Zazdrosna jestem tylko o nasze. – Niki wstrząsnęło wspomnienie chwili, kiedy dowiedziała się, że pani Nikt całowała jej narzeczonego. – Jeśli chodzi o ludzkie kobiety, to nawet pomogę ci zdobyć.

      – Pamiętam, pamiętam. – Kiwnął głową, myśląc, że to nie działa w drugą stronę. Jeśli ktoś choć tylko dotknąłby Niki, zginąłby szybką śmiercią. – A dlaczego mówisz, że żyć nam nie da?

      – Niepokoi mnie to świdrujące spojrzenie. Mówię ci, że ona coś wypatrzy.

      – Co niby?

      – Choćby to, że nie jesteśmy tymi, za których się podajemy. A znając takie łanie, to zaraz popędzi do mamusi z donosem.

      – Wątpię, żeby tylko to sprawiło, że zrezygnują z ludzi, którzy za nich płacą. Zaraz… A gdzieś ty łanie widziała?

      – A widziałam. Ta Winne dla honoru rodziny zrobi wszystko.

      – Tak mówi i takie wrażenie sprawia – przekomarzał się Virion. – Ale wiele już razy widziałem, że u nich wszystkich pieniądze są ważniejsze od tego, co mówią.

      Niki fuknęła jak wielka kocica.

      – Idź do niej, rozkochaj w sobie i się z nią prześpij. Wtedy się odczepi.

      – Nie chcę.

      – Akurat. Już ja widziałam, jak cię przyciągają te jej oczy.

      – Odruchowo patrzyłem.

      – To prześpij się z nią odruchowo. Trzask-prask i po krzyku. – Niki bawiła się Virionem, czerpiąc z tego coraz większą radość. Była pewna, że jej mąż nie zdoła się zakochać w żadnej innej. Cała ta rozmowa sprawiała jej naprawdę dużą uciechę. – Jak nie umiesz poderwać, to ja do niej pójdę i załatwię sprawę.

      – Prześpisz się z nią?!

      – No co ty? – Wzruszyła ramionami. – Powiem, że ty masz ochotę, ale jesteś zbyt nieśmiały, żeby zacząć nawet rozmawiać.

      – Zołza!

      – Idę… – Niki podniosła się i wyciągnęła ostrzegawczo do góry palec. – Idę…

      – Ja ci dam! Siadaj!

      – Na litość ją wezmę.

      – O ty zarazo jedna! – Virion skoczył do przodu, chwytając Niki wpół. Obrócił ją i przygiął na tyle, na ile mógł, a potem wymierzył w pupę kilka klapsów.

      – Och… – Niki, chichocząc, udawała, że omdlewa.

      I to właśnie obudziło drzemiącego obok Horecha.

      – Co się dzieje?

      – On nie chce iść i wywęszyć, co o nas myśli ta cała Natrija – naskarżyła Niki.

      – Dlaczego nie chce?

      – Boi się. Aż zaczął mnie bić.

      – No wiesz… – Horech przeniósł umęczony alkoholem wzrok na swego ucznia. – Idź natychmiast. Już!

      I zasnął z powrotem. Niki przyłożyła palec do ust.

      – No widzisz? – szepnęła z perfidną miną. – Idź szybko, a jak nie dasz rady, to zawołaj mnie na pomoc.

      Pogroził jej pięścią. Chciał coś powiedzieć, ale wszyscy wiedzieli, że starego szermierza lepiej nie budzić, kiedy śpi. To się zawsze mogło źle skończyć.

      Poszedł więc, złorzecząc w duchu.

      Jedyną córkę książęcej rodziny znalazł samą w głównej sali karczmy, gdzie nocowali. Najwyraźniej nie chciała uczestniczyć w przygotowaniach do wyjazdu i sączyła wino, które podano im do śniadania. Chrząknął dyskretnie, żeby jej nie przestraszyć. Zerknęła na niego.

      A Natrija miała naprawdę mnóstwo uroku. Nie była jakoś tam specjalnie piękna, ale jej oczy miały niesamowite właściwości przyciągania męskich spojrzeń… Tfu! – zganił się w myślach. Ale fakt, przyznał przed sobą po chwili: kiedy ich wzrok się spotkał, to już trudno było patrzeć gdzie indziej.

      – Wybacz, pani, moje natręctwo…

      – Błagam… – Natrija uśmiechnęła się z dużą dozą sympatii. – Proszę, bez tej „pani”.

      – Och, racz więc wybaczyć…

      – I możemy bez dwornego języka? – zapytała. – Jestem zupełnie normalną dziewczyną, choć wiem, że trudno w to uwierzyć.

      Zaskoczyła go ewidentnie.

      – Dlaczego trudno?

      – Każdy, kto choć raz rozmawiał z moją matką, natychmiast wyobraża sobie, że każde słowo wypowiedziane do mnie wymaga co najmniej specjalnego ukłonu ważonego na trzy takty z dwoma przydechami.

      Virion odpowiedział rozbrajająco:

      – Chyba nie potrafiłbym wykonać ukłonu na trzy takty i dwa przydechy przy jednym tylko słowie.

      – No właśnie. Więc mówmy normalnie.

      Zaczęli się śmiać.

      – Nie no… – Virion po prawdzie nie wiedział, jak zacząć. Komplementy o „wielkich oczach” były w tym przypadku chyba zbyt nachalne. – Tak przyszedłem pogadać. Zaprzyjaźnić się.

      – Siostra cię przysłała?

      Viriona zamurowało.

      – J… jak? Skąd…?

      – Zawsze muszę to tłumaczyć. Ja mam taki wyraz twarzy po prostu. No taka się urodziłam. Kiedy spojrzę na mężczyznę, ten od razu

Скачать книгу