Virion 4. Szermierz. Andrzej Ziemiański

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański страница 20

Virion 4. Szermierz - Andrzej Ziemiański

Скачать книгу

nie.

      – Marcja dosłownie dostała szału. Osobiście obeszła wszystkich sędziów i powołując się na miejscowe „prawo o przybłędach”, o mały włos nie doprowadziła do wydalenia Natrii z Miletty. Zorganizowała miejscowych, żeby wygwizdali Natriję i obrzucili nieczystościami…

      – Nie mogłeś jej wyprowadzić?

      – Kogo? Marcji?

      – Nie, Natrii.

      Kila zrobił zgryźliwą minę.

      – Tam już nikt nie panował nad rozwojem wypadków. A już nikt na pewno nie chciał słuchać służącego.

      – Niech zgadnę: skończyło się płaczem…

      – Nie zgadłeś. Żeby nie skończyło się wygnaniem z miasta, wyprowadziłem naszą dziewczynę z prób. W stanie… – Kila zawiesił głos. – No dobra, nie będę mówił o jej stanie.

      Niki prychnęła z oburzeniem. Postępowanie w tym stylu było jej tak obce, że właściwie nie mogła zrozumieć, o co tam tak naprawdę chodzi. Przeciągnęła się jak kotka i wstała z łóżka, żeby się ubrać.

      Kila okazał się człowiekiem taktownym. Odwrócił się plecami, by jej nie krępować.

      – Jak myślisz? – zastanawiał się Virion. – Iść tam teraz i spróbować dziewczynę pocieszać?

      – Ani się waż – odpowiedź była błyskawiczna i jednoznaczna. – Natrija jest w tej chwili chyba na dnie roztrzęsienia i jeśli ją zobaczysz w tym stanie, napytasz sobie biedy.

      – Żadna kobieta nie chce być widziana, jak jej bardzo źle – wtrąciła Niki.

      – A kiedy ci było bardzo źle? – zapytał Virion podchwytliwie.

      Jego żona, chcąc ułatwić sobie proces myślowy, włożyła palec do ust. Nie pomogło, bo mimo marszczenia brwi i mrużenia oczu nie umiała sobie przypomnieć.

      – Kiedy cię jeszcze nie znałam – wybrnęła po chwili zgrabnie, a na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.

      – Cóż za dyplomacja! – Kila uderzył kilka razy dłonią o dłoń.

      – W takim razie ja też się zabieram za dyplomację – powiedział Virion.

      – Co chcesz zrobić?

      – Natrija jest nam potrzebna, bo pacyfikuje tę podejrzliwą matriarchinię. I lepiej utrzymywać ją w dobrym nastroju.

      Niki, już ubrana, oparła się na ramieniu męża i gwałtownie przytaknęła.

      – Wy co? – Kila wyraźnie się przestraszył. – Chcecie głowę uciąć tej Marcji czy jak?

      – No coś ty. Idziemy na zwiad i przewąchamy, co i w jakiej kwestii można zrobić.

      Syrinx miała dwa olbrzymie zbiorniki zaopatrujące miasto. Jeden, położony wyżej, zbierał wodę z gór, dostarczaną tu akweduktami. Był jednocześnie miejscem wypoczynku dla lepiej urodzonych i bogatszych warstw społeczeństwa stolicy. Przy brzegach zasadzono palmy, które miały dawać choć iluzoryczny cień przed wejściem do term. Zawsze, bez względu na porę roku, kłębił się tu tłum ludzi.

      Drugi zbiornik, dużo większy i bardzo głęboki, zasilał miejskie kanały. Wokół praktycznie nie było żadnych zabudowań. Skaliste otoczenie nie przyciągało nikogo, a niezbędna obsługa techniczna za dnia kryła się pod wiatami, gdzie składowano sprzęt do konserwacji. Niespodziewanym trafem ktoś zdecydował się popełnić tam zbrodnię i Taida skwapliwie wykorzystała ten fakt, żeby zrobić sobie jednodniową wycieczkę do tamtejszej przystani barek pod pozorem prowadzenia śledztwa. Śledztwo prowadził młodszy oficer, a ona z Daazym mogli nareszcie swobodnie porozmawiać.

      Siedzieli właśnie w cieniu rozwieszonych do suszenia żagli, rozkoszując się wiejącym znad wody wiatrem. Na wyjeździe służbowym przysługiwał im „suchy prowiant”, więc nie musieli się nawet kryć z wielkim koszem piknikowym, który wzięła Taida. Takie południe poza miastem można byłoby nazwać przyjemnym wypoczynkiem, gdyby nie temat rozmowy.

      – Ależ wspominają cię w Mygarth – perorował Daazy. – Pani Taida to, pani Taida tamto. Zrobiłaś wtedy wielkie wrażenie swoją wizytą.

      – Cieszę się, że jest przynajmniej jedno miejsce na świecie, gdzie dobrze mnie wspominają.

      – Oj, przesadzasz.

      – A poza miłym wspominaniem zrobili coś jeszcze?

      – Oczywiście. Nie jestem w tym bardzo doświadczony, ale takiego tempa jeszcze nie widziałem. Błyskiem miałem przeszukane całe archiwum, jednocześnie załatwili dodatkowe zeznania wszystkich, którzy mogli coś pamiętać. Wszystkie materiały na stół, przed nos i żeby tylko panią Taidę pozdrowić.

      Uśmiechnęła się.

      – O, jak miło.

      – Taaak. I dlatego oszczędziłem im informacji, że choć słowa „prokuratura” i „prefektura” brzmią podobnie, to jednak nie są tym samym urzędem, a w związku z tym ich działania są właściwie nielegalne.

      Tym razem roześmiała się na głos.

      – Ty jesteś naprawdę wredny. Ale przypomnę, że mieliśmy pismo od Girona.

      – No przecież pismo było oficjalne. A oni zrobili naprawdę dużo więcej, niż wymagałoby oficjalne postępowanie. Dla ciebie, nie dla niego.

      Taida wyjęła z kosza owoce. Było za gorąco na cokolwiek innego. Nawet wino ziębione przy brzegu nie chciało się ochłodzić. Głębiej nie mogli go wcisnąć, bo amfora na sznurku nie tonęła, a przy brzegu woda miała temperaturę zupy. No trudno. Piwniczka była poza zasięgiem.

      – No to opowiadaj – westchnęła, żałując trochę atmosfery pikniku. A poza tym bardzo chciało jej się spać. – Jak to było z tymi chłopcami z Mygarth.

      – Wszystkie trzy przypadki miały miejsce przed aferą Viriona. Wszystkie zakończyły się źle.

      – Co?

      – To, co słyszysz. Ale nie uprzedzajmy faktów. – Daazy chwycił kiść winogron i zaczął skubać po jednym, żeby nie zatkać sobie ust. – Pierwszy był Nelfi. Właściwie kopia Viriona, jeśli chodzi o stosunki towarzyskie. Cichy, nieśmiały, niczym się niewyróżniający. Różnica między nimi taka, że nie uczęszczał do gimnazjonu. Od urodzenia miał problem z biodrem i kuśtykał lekko. Nie dopuszczono go do zajęć sportowych.

      – No zaraz. Gimnazjon to przecież nie tylko sport.

      – Owszem. Ale sprawę załatwiali sprowadzani do domu nauczyciele. Miał bardzo bogatych rodziców.

      – Ale to jeszcze bardziej izolowało chłopaka.

      – Niekoniecznie.

Скачать книгу