Tajemnica z Auschwitz. Nina Majewska-Brown
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tajemnica z Auschwitz - Nina Majewska-Brown страница 9
Na końcu stodoły jest mały schowek na narzędzia zamykany na skobel, który teraz został zawalony sianem i nikt postronny, zaglądając do budynku, nie domyśliłby się jego istnienia. Byłam wściekła na męża, kiedy kilka tygodni temu beztrosko przyprowadził z lasu Saszę, jakby przyniósł koszyk z grzybami. Wysokiego, dobrze zbudowanego, choć wychudzonego ukraińskiego żołnierza, który nie wiadomo jakim cudem znalazł się w okolicy. Twierdził, że jest własowcem[5], że uciekł przed siebie po jakiejś bitwie, ale trudno było dać temu wiarę. Raczej podejrzewałam, że zwyczajnie zbiegł z wojska w obawie o własne życie. Byłoby mi to zupełnie obojętne, gdyby nie fakt, że teraz przebywa pod naszym dachem, a świadomość, że mógł wcześniej kolaborować z Niemcami, odbiera mi dech.
– Tyle razy prosiłam, żebyś nie robił z naszego domu ochronki! – Stoję wściekła w kuchni, oparta o blat stołu, pochylając się ku siedzącemu Florianowi, który z niezmąconym spokojem, łyżka za łyżką, z apetytem pałaszuje zupę szczawiową z dwoma ugotowanymi na twardo jajkami. Szczaw obrodził w tym roku wyjątkowo i co kilka dni zbieramy go z Adą na łące za domem. Od wybuchu wojny stał się mile widzianą pozycją w naszym ubogim jadłospisie, choć dziewczynki coraz częściej marudzą, widząc zieloną zupę w talerzu.
– Daj spokój, przecież nic się nie dzieje. – Florian nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem.
Od kiedy wstąpił do AK, stał mi się jeszcze bardziej obcy, obcesowy i odległy.
– Nie rozumiesz, że ukrywając zbiega, ściągasz na nasz dom niebezpieczeństwo? A co będzie, jak go złapią? Pomyślałeś o tym?
– Nie złapią.
– Skąd ta pewność?
– Sasza jest odpowiedzialny i też chce przeżyć.
– Akurat. Nawet go nie znasz. – Gotuję się ze złości, nie pojmując jego lekceważącego podejścia.
– Nie rozumiesz, że ludziom trzeba pomagać?
Do szału doprowadza mnie jego protekcjonalny ton i brak możliwości wymiany racjonalnych argumentów.
– Rozumiem, oczywiście, że rozumiem, ale nie w ten sposób!
– A niby jak twoim zdaniem?
– Nie wiem. Weź go z sobą do lasu i tam ukryj.
– Przecież wiesz, że to nierealne. Uspokój się i nie panikuj.
– Jestem spokojna, ale nie zmienia to faktu, że narażasz nas na niebezpieczeństwo.
– Jak zwykle przesadzasz.
– Nie, mój drogi – podnoszę głos, nie zważając na to, że ktoś może nas usłyszeć – jestem przewidująca. A co, jeśli po niego przyjdą? Pomyślałeś o tym? Co będzie z nami? Wiesz, co grozi za ukrywanie zbiega?
– Nikt nie przyjdzie. Mieszkamy na odludziu i wierz mi…
– Florian! Nie wierzę w żadne twoje słowo i zapewnienie, po prostu zaczynam się coraz bardziej obawiać tej wojny, którą prowadzisz. Nie masz świadomości, że ludzie szpiegują, są ciekawi, że każdy obserwuje drugiego? Myślisz, że nie wiedzą, że z tą swoją bandą łazisz po lasach?
– Nie bandą, tylko oddziałem. Trochę szacunku…
– Do diabła z szacunkiem! Zastanów się wreszcie, co robisz! Może w ogóle powinieneś siedzieć w lesie i się tu nie pokazywać, może tak byłoby bezpieczniej.
– Przypominam ci, że to moja leśniczówka.
– Moja też! – Mam nieodpartą ochotę zdzielić go ścierką przez łeb, potrząsnąć nim, żeby w końcu zaczął się zachowywać jak na ojca rodziny przystało.
– Naszym obowiązkiem jest walczyć za ojczyznę. – Florian przesuwa talerz w moim kierunku, zupełnie jakbyśmy prowadzili lekką wymianę zdań na temat artystycznych środków wyrazu w przeczytanej właśnie powieści. – Masz jeszcze zupę?
– Nie, nie mam, skończyła się! – Boże, jaki on jest głupi! – Jak się nie najadłeś, ukrój sobie chleba. A co do obowiązków, to przede wszystkim powinieneś chronić dzieci, mnie, rodzinę.
– Jak możesz być taką egoistką?
– Ja? Ja jestem egoistką? Oszalałeś! To ja robię wszystko, żeby chronić dziewczynki. Zabiegam o dom, jedzenie, a ty masz czelność zarzucać mi egoizm?
– Polska…
– Ty nic, tylko Polska i Polska! Jak możesz przedkładać ją nad życie własnych dzieci?
– Nic nie rozumiesz! – Florian niemal krzyczy. Wściekły zrywa się od stołu tak gwałtownie, że prawie przewraca krzesło.
– Najwyraźniej. Nie rozumiem, jak można tak zgłupieć. Rozumiem: walka i tak dalej, ale trzeba też zachować w tym wszystkim rozsądek!
– Obawiam się, że za bardzo się różnimy, żeby osiągnąć porozumienie.
– Rzeczywiście.
Łykam powietrze ze złości. Chce mi się ryczeć, mogłabym rzucić się na niego z pięściami albo paść na kolana, byleby tylko zmienił sposób myślenia. Jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że nic bym nie osiągnęła. Florian kocha swoją niezależność ponad wszystko. Możliwość wykazania się, przechytrzenia innych, dowodzenia i organizowania kolejnych akcji. Czasem mam wrażenie, że cieszy go ta zabawa w kotka i myszkę z Niemcami.
Oczywiście kocham mój kraj, moją ojczyznę, ale przede wszystkim kocham dziewczynki, moją rodzinę, to dla mnie rzecz najważniejsza i dlatego tak trudno mi pogodzić się z tym, że Florian ma inne priorytety. W dodatku stale się boję, że swoją działalnością ściągnie na nas nieszczęście.
Nie mając wyjścia i pod jego naciskiem, też zaczęłam się udzielać w tej całej walce. Choć kompletnie mnie to nie pociąga, nauczyłam się obsługiwać krótkofalówkę i teraz, robiąc różne rzeczy w domu, stale jestem na nasłuchu. Przekazuję później informacje Florianowi, który ekscytuje się tak, jakbym podarowała mu gruszki zerwane z wierzby.
Wszystko to sprawia, że straszliwie się boję. Wolałabym zwyczajnie przeczekać w jakimś ukryciu ten ciężki czas, pozostawiając ryzyko innym, ale tak się nie da. W dodatku zostałam wmanewrowana przez Floriana w druk i dystrybucję gazetki „Przegląd Polityczny”, później „Czyn Zbrojny”, Okręgu Radomsko. W przeciwieństwie do męża nie angażuję się, nie lubię swojego czytelnego pseudonimu „Stefa”, bo mam wrażenie, że tylko przybliża mnie do jakiegoś nieszczęścia.
Florian zaraz po naszej sprzeczce, nie żegnając się, wyrusza obrażony na mnie w las – z bochenkiem dopiero co wyjętego z pieca, jeszcze ciepłego chleba pod pachą. Na ile udało mi się zorientować, został dowódcą oddziału, który rozrósł się prawie do stu osób. Nie rozumiem, jak tak licznej