Wzlot Persopolis. James S.a. Corey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wzlot Persopolis - James S.a. Corey страница 15

Wzlot Persopolis - James S.a. Corey

Скачать книгу

przez co cienie były bardziej niebieskie i sprawiały wrażenie nieustannego zmierzchu. Albo świtu. W górze przeleciało stado miejscowych odpowiedników ptaków, leciały kluczem i harmonijnie brzęczały przezroczystymi skrzydłami. Na swój sposób planeta była piękna. Ciążenie wynosiło nieco mniej niż pół g – więcej niż na Marsie, mniej niż na Ziemi – a przechylenie osi planety i jej obroty składały się na zaledwie osiem godzin dnia i nieco ponad dziewięć nocy. Dwa pomniejsze księżyce były nieruchome względem dużego, o masie prawie jednej trzeciej planety. Duży księżyc miał nawet rzadką atmosferę, ale nic tam nie żyło. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Jeśli Freehold przetrwa kilka pokoleń, ktoś w końcu prawdopodobnie umieści i tam małe osiedle, choćby tylko po to, żeby uciec przed miejscowymi. Zdawało się to uniwersalnym schematem postępowania ludzkości – sięgnąć w nieznane, a potem zmienić je w to, od czego się uciekło. Zdaniem Holdena parcie ludzkości do gwiazd kierowane było może w jednej części głodem przygód i eksploracji, ale w dwóch częściach pragnieniem ucieczki od siebie nawzajem.

      Widok Rosynanta spoczywającego na brzuchu zawsze był dziwny. Statek zaprojektowano tak, by lądował w ten sposób w przypadku zejścia do studni grawitacyjnej. Nie szkodziło mu to, po prostu wyglądało niewłaściwie. Działka obrony punktowej sterczące z boków poruszyły się, gdy się zbliżył, niespokojne i aktywne. Śluza załogowa była otwarta, drabinka sięgała ziemi. Amos siedział na brzegu otwartych drzwi śluzy ze zwieszonymi nogami, na udach trzymał strzelbę. Holden zdziwił się nieco, że nie towarzyszy mu Clarissa. Bobbie zamachała, gdy się zbliżyli, a Amos uniósł dłoń w odpowiedzi, ani na chwilę nie spuszczając wzroku ze ścieżki za nimi.

      Holden wszedł do góry pierwszy, potem odwrócił się i stanął między drabiną a Amosem, gdy Bobbie wspinała się za nim. Dalej od strony miasta stała grupka czterech osób, nie zbliżali się, ale ewidentnie ich obserwowali. Z tej odległości Holden nie był pewien, czy brali udział w spotkaniu, czy byli kimś nowym. Bobbie wcisnęła coś na panelu i drabina złożyła się do wnętrza statku.

      – Jak poszło? – zapytał Amos, dźwigając się na nogi i cofając od zewnętrznych drzwi.

      Bobbie włączyła cykl, zamykając je, i podniosła głos, by być dobrze słyszaną w szumie silników.

      – Wróciliśmy bez wymiany ognia, co uznaję za wygraną.

      Otworzyły się wewnętrzne drzwi i Amos schował strzelbę w szafce, która przy ich nietypowej orientacji wyglądała bardziej na szufladę. Holden skierował się na pokład dowodzenia, maszerując po ścianie. Mostek powinien być w górze, ale chwilowo znajdował się po lewej.

      – Będę zadowolony, kiedy się stąd wyniesiemy – rzucił.

      Amos uśmiechnął się w sposób równie życzliwy i pusty jak zawsze, a potem powędrował za nim. Naomi i Aleks siedzieli w swoich pryczach przeciążeniowych, grając w złożoną grę symulacji wojennej, którą zajmowali się od ostatnich kilku lat. Holden poczuł się pewniej, widząc na obu ekranach okna z obrazem zewnętrznych kamer wyświetlających ścieżkę do miasteczka. Cokolwiek innego robili, by zabić czas, wszyscy czujnie przyglądali się miastu. Tak na wszelki wypadek.

      – Cześć, kapitanie – rzucił Aleks z akcentem nieco silniejszym niż zwykle. – Jesteśmy gotowi do pionizacji i zabrania się stąd w diabły?

      – Poczekamy dwanaście godzin – odpowiedział Holden, siadając na pryczy.

      Zawieszenie się nie poruszyło. Stałe ciążenie planety oznaczało, że wszystkie prycze zostały zablokowane w miejscu, a stacje robocze obrócone do właściwej orientacji. Naomi wykręciła się, by na niego spojrzeć.

      – Dwanaście godzin? Na co?

      – Może nieco zmieniłem warunki kontraktu – przyznał. – Powiedziałem, że jeśli oddadzą nam gubernatora do osądzenia, nie dojdzie do kwarantanny.

      Naomi uniosła brew.

      – Czy Związek o tym wie?

      – Uznałem, że prześlę im wiadomość, kiedy już tu wrócę.

      – Sądzisz, że Drummer się z tym pogodzi?

      – Z tym, że kapitan zmienia zasady? – Amos powiedział, wzruszając ramionami. – Jeśli o mnie chodzi, to nic nowego. Jeśli nie zostawiła mu trochę swobody, to jej błąd.

      – Nie zamierzam pozwolić, by cała kolonia cierpiała z powodu tego, co zrobiło kilku przywódców – rzucił Holden. – To kara zbiorowa, a dobrzy ludzie nie powinni się zajmować czymś takim.

      – A przynajmniej nie bez dwunastu godzin ostrzeżenia? – zapytała Naomi.

      Holden wzruszył ramionami.

      – Tyle mają czasu na dokonanie wyboru. Jeśli będą mieli szansę postąpienia inaczej i zrezygnują z tego, poczuję się trochę lepiej, odcinając ich od zaopatrzenia. Przynajmniej będę wiedział, że próbowaliśmy.

      – „Trochę lepiej” oznacza tu „nie całkiem przeżarty poczuciem winy”.

      – Nie całkiem – zgodził się Holden, kładąc się. Żel był przyjemnie chłodny pod głową i barkami. – Wciąż nie podoba mi się ta cała sprawa z odcinaniem ludzi od potrzebnego im zaopatrzenia.

      – Powinieneś był się zgodzić na kierowanie Związkiem, gdy miałeś taką możliwość – rzucił Aleks. – Wtedy mógłbyś tym pokierować, jak tylko byś chciał.

      – A przynajmniej miło byłoby tak myśleć – odparł Holden.

      * * *

      Dwanaście godzin. Na Freehold znaczyło to noc i część dnia. I nie dość czasu, by wiadomość wysłana z Rosa na Medynę do biura Związku Transportowego zdążyła doczekać się odpowiedzi. Jeśli Drummer się obrazi i zaprotestuje, będą już lecieć do Medyny, zanim poznają jej reakcję. Gdyby mógł, dałby mieszkańcom Freehold więcej czasu na przemyślenie sprawy, ale prędkość światła była niezmienna.

      Na tym polegała ironia gróźb przy posiadaniu masy. Wiadomości i głosy, kultura i konwersacje mogły rozprzestrzeniać się nieporównywalnie szybciej niż nawet najszybsze statki. W najlepszym przypadku nadawało to znacznie większej wagi perswazji i argumentacji. Przekazywanie idei między planetami było łatwe, przemieszczanie obiektów trudne. Ale oznaczało to także, że ktokolwiek znajdował się po drugiej stronie, musiał słuchać i być gotów dać się przekonać. We wszystkich innych przypadkach pozostawały okręty i groźby, jak zawsze.

      Holden spał, gdy w końcu dotarła odpowiedź.

      – Obudź się – rzuciła Naomi. – Mamy gości.

      Przetarł oczy, opuścił nogi na ścianę będącą teraz podłogą, przeczesał włosy dłonią i popatrzył rozespanym wzrokiem na ekran. Przed statkiem stała spora grupa ludzi. Rozpoznał kilka twarzy ze spotkania z radą. A pośrodku grupy stała ceramiczna taczka, na której leżał związany w baleron gubernator Houston. Ulga, która przelała się przez ciało Holdena, była tylko trochę ograniczona perspektywą spędzenia miesięcy z ciągiem ze zhańbionym gubernatorem na pokładzie.

      Otworzył połączenie.

      –

Скачать книгу