Wzlot Persopolis. James S.a. Corey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wzlot Persopolis - James S.a. Corey страница 19
Rosynant znajdował się godziny świetlne stąd – w drodze przez wrota. I wieki świetlne od tego miejsca, gdyby poruszał się bardziej tradycyjnymi drogami. Wyobraziła sobie Holdena, jakby siedział teraz po drugiej stronie stołu. Odetchnęła głęboko, powoli wypuściła powietrze i zaczęła nagrywanie.
– Kapitanie Holden. Otrzymałam pański raport dotyczący sytuacji na Freehold. Ujmując rzecz uprzejmie, proponowane przez pana rozwiązanie się nie sprawdzi...
Rozdział szósty
Holden
– Ujmując rzecz uprzejmie – powiedziała Drummer na ekranie – proponowane przez pana rozwiązanie się nie sprawdzi. To, co pan robi, w fundamentalny sposób zmieniłoby Związek. Naszym zadaniem nie jest wsadzanie kogoś do więzienia. Jesteśmy związkiem transportowym, nie policją. Nie mamy więzień, nie mamy więźniów ani sędziów. Mamy kontrakty. Gdy ktoś naruszy warunki kontraktu, protestujemy. A potem nakładamy kary umowne i podatki. A potem, jeśli wciąż nie chcą robić tego, co powinni, po prostu przestajemy robić z nimi interesy. To, czego nie robimy, to ich nie aresztujemy.
– Wydaje się wkurzona – skomentował Aleks.
Holden wstrzymał odtwarzanie wiadomości.
Mostek był ciemny, tak jak Aleks lubił. Wymiennik powietrza klikał, a silnik nucił przez szkielet statku odgłosy równie znajome, jak cisza.
– Owszem – potwierdził Holden. – To raczej nie brzmi jak pochwała, prawda?
Aleks podrapał się po brodzie i posłał Holdenowi współczujące wzruszenie ramion.
– Chcesz tego wysłuchać na osobności?
– Nie sądzę, żeby to w czymś pomogło. – Holden wznowił odtwarzanie i Drummer na ekranie ożyła.
– Drugą rzeczą, której nie robimy, to pozwolenie każdemu, kto jest kapitanem statku w naszym rejestrze, na podejmowanie decyzji w imieniu całego Związku. To, co zrobił pan na Freehold, nie ustanowi precedensu w zakresie tego, co będę musiała robić z każdym układem, który postanowi złamać zasady. Wysłałam pana z misją przekazania wiadomości, nie negocjowania ani zawierania umów. Poleciał pan tam, ponieważ bardzo zależało nam, by wszyscy obserwatorzy – a wszyscy to obserwowali – zobaczyli, co się stanie w przypadku złamania warunków kontraktu ze Związkiem Transportowym.
– Czyli najpierw to był teatr, a dopiero potem egzekucja – rzucił Holden w stronę ekranu.
Nie, żeby mogła go usłyszeć. Mimo tego urwała, spuściła wzrok i zebrała się w sobie, jakby faktycznie usłyszała jego słowa.
– Mój problem teraz – powiedziała – polega na znalezieniu sposobu naprawienia tego, co pan zepsuł, tak by maksymalnie ograniczyć straty. Skonsultuję się z radą i naszym radcą prawnym, a kiedy podejmiemy decyzję, poinformujemy pana. Pan zaś ją wykona. Naprawdę mam nadzieję, że jest to na tyle jednoznaczne, by zdołał pan to zrozumieć.
– Zaczynam nabierać podejrzeń, że ona mnie nie lubi – rzucił Holden.
– Trochę się nakręciła – skomentował Aleks. – Nie brałbym tego do siebie.
– Na razie – oświadczyła Drummer – nakazuję panu polecieć na Medynę z gubernatorem Houstonem. Ktoś będzie czekał na pański statek po zadokowaniu. Oczekuję, że odczyta pan wtedy przygotowane przeze mnie oświadczenie. Może zawierać przeprosiny. Może obejmować wyjaśnienie zasad Związku Transportowego. Cokolwiek to będzie, otrzyma je pan, zanim dotrze na miejsce. I wyrecytuje je pan słowo w słowo. Nie uczyni pan wszechświata takim, jakim pan chce go widzieć, tylko przez wypowiedzenie swoich życzeń. Żyją w nim też inni ludzie. Następnym razem proszę okazać trochę szacunku.
Nagranie się skończyło. Aleks powoli i długo wypuszczał powietrze z płuc.
– No cóż, może jednak weź to odrobinę do siebie – stwierdził, gdy Holden zamykał wiadomość.
Ekran powrócił do wyświetlania serii raportów systemowych. Moc silnika, stabilność warunków środowiskowych, zarządzanie resztkowym ciepłem. Rosynant robił to, w czym był najlepszy. To, co zawsze. Bryła lodu w żołądku nie chciała się rozpuścić. Nie potrafił stwierdzić, czy powstała w wyniku złości, rozczarowania, czy jeszcze czegoś innego.
Aleks strzelił kostkami palców.
– Masz ten wygląd – powiedział.
– Nie, wcale nie – zaprotestował Holden. – Wcale nijak nie wyglądam.
– Ona ma trochę racji. Tam jest całe mnóstwo kolonii. Jeśli zaczniemy ściągać przestępców z wszystkich tych miejsc... cóż, może się tu pojawić spore pole do interpretacji. Powiedzenie im, że jeśli nie będą przestrzegać reguł, nie będą mogli w ogóle się bawić, jest surowe, ale nie zmienia tego, czym jest Związek Transportowy, wiesz?
– Tak jest wygodniej. – Holden rzucił ostrzej, niż zamierzał. – Nie, rozumiem. Rozumiem, że łatwiej jest kierować Związkiem, jeśli wszystko odbywa się w kategoriach tego, kto naruszył kontrakt, wycofania się ze świadczenia usług i... jeśli poczeka się kilkadziesiąt lat, gdy wszystkie kolonie będą faktycznie samowystarczalne, to może odcięcie handlu będzie klapsem w tyłek. Ale w obecnych realiach? To wyrok śmierci.
– Może – przyznał Aleks. – Z tego, co słyszałem o kompleksie Bara Gaon i Auberonie, to już......
– Ale to nie jest kompleks Bara Gaon ani Auberon, tylko Freehold. Jeśli odetniemy ich na trzy lata, kolonia upadnie i wszyscy umrą z głodu. Więc w tej chwili owszem, ona twierdzi, że powinniśmy ich zabić. Tylko ujmuje to w takie słowa, że brzmi to jak naturalna konsekwencja ich wyborów, a nie także naszych.
– No tak – mruknął Aleks, ale Holden jeszcze nie skończył.
Słowa wylewały się z niego strumieniem.
– Nie głosowali na Drummer – powiedział, ostro uderzając w ekran. – Nie mogą się odwoływać od jej decyzji, a ona ma nad nimi władzę życia i śmierci. Musi się trzymać wyższych standardów, niż „to, co w danej chwili było najwygodniejsze”. A w każdej służbie wojskowej w historii, gdy dowódca wydał niemoralny rozkaz, powinnością żołnierzy było sprzeciwienie mu się.
– W każdej służbie wojskowej w historii?
– We wszystkich dobrych.
– No dobrze – zgodził się Aleks. A po chwili zauważył: – Nas też nie wybrali.
– Dokładnie! Właśnie o to mi chodzi.
– Słusznie – rzucił Aleks.