Wzlot Persopolis. James S.a. Corey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wzlot Persopolis - James S.a. Corey страница 28
Admirał milczał przez chwilę, przyglądając mu się. Jego jasnozielone oczy zdawały się wwiercać mu się pod skórę. Singh nie potrafił stwierdzić, czy jest zadowolony, czy rozczarowany. Kiedy się uśmiechnął, wydawał się to zrobić szczerze.
– Masz rację, będą mieli po swojej stronie doświadczenie i przewagę znanego terenu, ale uważam, że nie powinieneś się tym zbytnio martwić – powiedział w końcu admirał. – Nawałnicę zbudowano w jednym, i tylko jednym celu: żeby każda inna potęga w znanej galaktyce straciła jakiekolwiek znaczenie.
Rozdział dziewiąty
Bobbie
Siedzieli w kambuzie, jak zawsze. Amos i Clarissa obok siebie, Aleks na końcu stołu, naprzeciw niej. Holden trochę z boku, a Naomi bliżej niego niż pozostałych. Bobbie czuła emocje pulsujące w gardle i nogach, jakby szykowała się do walki. Gorzej, bo z przemocą nadchodziła chwila spokoju, której tutaj raczej nie będzie.
Na kolację jedli makaron z grzybami w czarnym sosie, ale wszyscy przestali jeść, gdy Holden odchrząknął i powiedział, że ma coś do ogłoszenia. Wydawało się, że przekazując wiadomość, czuje żal, ale ukrył to, mówiąc o liczbach i interesach. Omawiał ostatnie lata i przewidywania na kilka następnych. Powiedział o swojej decyzji o rezygnacji, jego i Naomi. Wyznaczył Bobbie na swoje miejsce i podał wszystkie przemawiające za tym argumenty. Pozostali słuchali w milczeniu, gdy przeszedł do szczegółów sprzedaży. Makaron w miskach wystygł i zrobił się lepki.
– My z Naomi zamieniamy na gotówkę jedną czwartą udziałów w statku – powiedział – z płatnością za pozostałe rozłożoną na dziesięć kolejnych lat. To pozwoli zostawić całkiem przyzwoity stan konta operacyjnego. Plan płatności ratalnych ma elastyczną strukturę, więc gdyby sytuacja zrobiła się z jakichś powodów ciężka, nie pogrążymy was, a jeśli będzie wam szło naprawdę dobrze, możecie też spłacić nas wcześniej. Jak mówiłem, elastyczność.
Uważał, że jest dla nich dobry. Że formalizując to wszystko, sprawi im mniejsze cierpienie. Może miał rację. Bobbie wciąż rozglądała się po jadalni, próbując się zorientować, jak to przyjmują. Czy Aleks nachylał się nad stołem na łokciach, bo się złościł czy po prostu trochę bolały go plecy? Czy łagodny uśmiech Amosa coś znaczył? Czy kiedykolwiek coś znaczył? Czy zgodzą się na ten pomysł? Jeśli nie, to co wtedy? Niepokój dźgał ją w trzewia.
– No dobrze – powiedział Holden. – Przynajmniej tak wygląda nasza propozycja. Wiem, że zawsze głosowaliśmy nad tego typu decyzjami i jeśli jest w tym coś, czemu ktoś chciałby się jeszcze przyjrzeć, lub gdyby ktoś chciał złożyć kontrpropozycję...
Cisza brzmiała głośniej od dzwonu. Bobbie zacisnęła dłonie w pięści i rozluźniła je. Zacisnęła i rozluźniła. Może to wszystko od samego początku było złym pomysłem. Może powinna była...
Aleks westchnął.
– No cóż. Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałem, ale i tak mi smutno, że w końcu do tego doszło.
Na ustach Naomi pojawił się cień uśmiechu, ledwie widoczny, ale obecny. Bobbie poczuła coś jak początek ulgi rozluźniającej węzeł ściskający jej żołądek.
– Jeśli chodzi o posadzenie Bobbie w fotelu kapitana – mówił dalej Aleks – praktycznie niczego to nie zmieni. I tak zawsze mi rozkazuje. Więc jasne, ja się zgadzam.
Holden przekrzywił głowę w sposób typowy dla niego, gdy był zaskoczony i nieco zawstydzony, a Naomi położyła mu dłoń na ramieniu. Podświadomy fizyczny język długich lat wspólnego życia.
– Spodziewałeś się tego? – zapytał Holden.
Aleks wzruszył ramionami.
– Przecież nie jesteś wcale taki subtelny. Już od jakiegoś czasu byłeś coraz bardziej zestresowany.
– Byłem dupkiem i po prostu tego nie zauważyłem? – Holden spróbował zrobić z tego pytania żart.
– Powiedzielibyśmy ci – zapewnił Amos. – Ale chyba już od kilku lat coraz częściej wyglądałeś, jakby cię coś swędziało i nie chciałeś, żeby ktoś widział, że się drapiesz.
– To była cholernie długa tura – rzucił Aleks. – Gdybym w dawnych czasach zgłosił się na kolejne dwadzieścia lat, byłbym już wolny.
– Tylko że twoja flota nie przetrwała tak długo – zauważył Amos.
– Po prostu mówię, że dobry lot to dobry lot. Kocham was dwoje i będzie mi was cholernie brakowało, ale jeśli przyszedł czas na coś nowego, to trudno.
Uśmiech Naomi zrobił się mniej wieloznaczny. Holden odchylił się kilka centymetrów na ławce. Najlepsze scenariusze wyobrażane sobie przez Bobbie obejmowały płacz i obejmowanie się, najgorsze złość i wzajemne oskarżenia. Rzeczywistość zdawała się tylko lekko zabarwiona smutkiem. Wydawała się... właściwa.
Odchrząknęła.
– Kiedy wrócimy na Medynę, będę musiała poszukać kilku nowych członków załogi, więc nie ma pośpiechu, ale muszę wiedzieć, czy mam zapełnić więcej niż dwie prycze.
Aleks się roześmiał.
– Nie moją. Jedno, czego chyba jednoznacznie nauczyło mnie życie, to fakt, czy nadaję się do czegoś poza stanowiskiem pilota. Zostaję tu tak długo, jak długo będziesz mnie chcieć.
Bobbie rozluźniła się odrobinę.
– Dobrze. – Zwróciła się w stronę Amosa.
Ten wzruszył ramionami.
– Mam tu wszystkie swoje rzeczy.
– W porządku. Clarissa?
Claire spuściła wzrok. Twarz miała pustą i bledszą niż zwykle. Położyła dłonie na stole wnętrzem w dół, jakby próbowała docisnąć go z powrotem na miejsce. Jakby było coś, co można było tam wcisnąć. Jej uśmiech był wymuszony, ale kiwnęła głową. Zostanie.
– No cóż – odezwał się Holden. – No to dobrze. To... znaczy, chyba to wszystko. O ile ktoś chciałby poruszyć jeszcze jakiś temat?
– Trochę trudno to przebić – rzuciła Naomi.
– No tak – zgodził się Holden – ale chodziło mi...
– To może tak – odezwał się Aleks, wstając. – Idę do mojej kabiny i przyniosę butelkę szkockiej, którą trzymałem na specjalną okazję. Wypijmy za Holdena i Nagatę. Najlepszą cholerną kadrę dowódczą, jaką można mieć.