Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz. Nina Majewska-Brown
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Anioł życia z Auschwitz. Historia inspirowana życiem Położnej z Auschwitz - Nina Majewska-Brown страница 10
– Boję się.
– Kochanie, ja też, ale zobaczysz, jakoś to będzie.
– Nie jestem tego taka pewna.
– Pomyśl, że to tylko nowe miejsce, nowe okoliczności, a my po prostu musimy się w nie wpasować.
– Tak myślisz?
– Jestem pewna. Musimy płynąć z nurtem, żeby ocaleć, ale nie wolno nam porzucić naszego podejścia, zasad. Wiesz, o czym mówię? Nie możemy przestać być sobą.
– Łatwo powiedzieć. Nie widzisz, co tu się dzieje?
– Ależ widzę. Nie proszę, żebyś mi zaufała, zaufaj Jemu, to On kieruje naszym życiem.
– Sądzisz, że chciał, żebyśmy trafiły tutaj? – Sylwia z wyrzutem spojrzała na matkę.
– A nie pomyślałaś, że może On to wszystko zaplanował? Może mamy tu jakąś misję do wykonania? Może będziemy potrzebne, żeby dać świadectwo? Pomagać?
– Jakoś mi się nie wydaje. Ale podziwiam twój optymizm. – Zabrzmiało to nieco sarkastycznie, ale Stanisława tylko wzruszyła ramionami, ponownie zatapiając się w swoich myślach.
Sylwia nie mogła pojąć, skąd w matce tyle siły. Przekonania, że potrafi góry przenosić w najgorszych okolicznościach, wiary w to, że ktoś nad nią czuwa. Sama miała chwile takiego zwątpienia, że byłaby skłonna się poddać. Ale ze względu na matkę nie mogła tego zrobić. Musiały trzymać się razem, tylko to mogło je ocalić. W tym piekle były dla siebie jedynymi istotami, na które mogły liczyć.
To, co się działo, gdy wreszcie otwarto wagony, przechodziło ludzkie pojęcie. Rozpacz, krzyki, bicie, szczucie psami, bicie, lament, rozdzielanie rodzin i znowu bicie. I kolejny dramat, gdy kazano im zostawić bagaże, choć w zasadzie niewielu je posiadało. Po przejściu przez wcześniejsze więzienia i areszty większość ludzi była pozbawiona wszystkiego. Niektórzy walczyli o dobytek tak, jakby dzięki niemu mogli otrzymać bilet powrotny do domu. Nie rozumieli, że pieniądze i kosztowności w tym co prawda jeszcze nieznanym, ale budzącym grozę miejscu w niczym im nie pomogą, nie staną się przepustką do lepszego życia, że będą tylko zwyczajnym wojennym łupem.
Początkowo Stanisława kurczowo ściskała swoją skórzaną torbę, z którą przemierzała łódzkie chodniki o każdej porze dnia i nocy w drodze do rodzących kobiet. Potem zaczęła racjonalnie się zastanawiać, na ile może jej się tutaj przydać, i uznała, że w zasadzie jest bezużyteczna. Esesmanka wyszarpnęła torbę z jej dłoni i bezceremonialnie wysypała jej zawartość. Potoczyło się kilka monet, wysypały jakieś papiery, wypadły słoiczek z lekami i biała płócienna chusteczka obrobiona gęstą szydełkową koronką. Kierowana jakimś instynktem, przeczuciem, a może zwykłym sentymentem, Stanisława dyskretnie się schyliła i sięgnęła po zaświadczenie, że jest położną i może swobodnie poruszać się po mieście. Zwinęła kawałek papieru w rulonik i ukryła we wnętrzu dłoni.
Po raz pierwszy pozbawiona swojego atrybutu, który był nieoceniony przy niesieniu pomocy kobietom, stała się bezradna i zagubiona. Czy pomyślała, że to koniec?
Zastanawiała się, czy jest nadzieja i co dla niej przygotował Pan. W niepojętym optymizmie pomyślała, że będzie miała więcej czasu na modlitwę, nadrobi nieodmówione dziesiątki różańca, że jej zadaniem jest niesienie pocieszenia, i jakimś cudem zaczęła oddychać swobodniej. Uspokoiła się.
Najważniejsze to dostosować się do okoliczności.
Był wieczór i pewnie dlatego nikt od razu się nimi nie zajął. Zagoniono je do przypominającego szopę budynku i pozostawiono same sobie. Czekanie było gorsze od najgorszej wiedzy, jakie Niemcy mają w stosunku do nich plany. Bały się, a złośliwy mózg podsuwał straszne wizje. Potem się przekonały, że miały bardzo ograniczoną wyobraźnię. Umęczona Sylwia, podobnie jak wiele innych osób, zasnęła oparta o matkę.
To, co miało je spotkać, nie dało się zakwalifikować do żadnego z dotychczasowych pojęć, doświadczeń i wyobrażeń. Ranek powitał je kolejną porcją wyzwisk i wrzasków.
Najpierw popchnięto je w kierunku ludzi siedzących przy stolikach, gdzie musiały podać swoje dane, a później, gdy myślały, że to już koniec formalności, wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał i co dla wszystkich było kompletnym szokiem. Stanisława stanęła przed córką, jakby chciała i mogła ochronić ją własnym ciałem i zapobiec jej krzywdzie.
Bijąc i grożąc rozstrzelaniem, kazano im stanąć w szeregu i podwinąć lewy rękaw. Zdawało się to zupełnie bezsensowne, a jednak tego od nich oczekiwano. Stanisława posłusznie poddała się rozkazowi i po chwili z przerażeniem spoglądała na scenę, której stała się niespodziewanie główną aktorką.
Kobieta w pasiastym stroju mocno chwyciła ją za rękę i przycisnęła do brudnego drewnianego blatu stolika, po czym w skupieniu zaczęła nakłuwać, wydrapywać igłą skórę na przedramieniu. Stanisława była tak oszołomiona, że w pierwszej chwili nie mogła pojąć, co tu się wyprawia. Jednak gdy krwawe ranki zaczęły się układać w zarys cyfr, zrozumiała, że właśnie jest znakowana jak hodowlane zwierzę. Cyfry wreszcie utworzyły numer 41335, który, przetarty czarnym atramentem, złowrogo zalśnił na zaczerwienionej skórze i miał towarzyszyć jej do końca życia[19].
Przerażona Sylwia zza pleców matki usiłowała się zorientować w sytuacji. Nim jej się to udało, na jej przedramieniu pojawił się numer o jeden wyższy od maminego – 41336.
Esesmani zdawali się bawić ich strachem, niepewnością, bólem. Teraz przeganiali ich niczym kowboje bydło. Co rusz nad głowami strzelał pejcz, który z całą siłą spadał na ciała nieszczęśników. Byli bici tak długo, aż Niemiec się spocił albo zmęczył. Wrzaski, kopanie, szczucie psami, strzelanie dla zabawy stanowiły najlepsze z rozrywek.
Zresztą większość strażników po miesiącach i latach służby naprawdę uwierzyła w to, że są bezkarni. Nazistowska machina skutecznie ich do tego przekonywała i przygotowywała. Znudzeni codzienną monotonią często pili, a kolejnego dnia, na męczącym kacu, wyżywali się na więźniach jeszcze bardziej.
Instrukcja do prasy o traktowaniu Polaków:
a) -Jako naród „bez kultury” – Untermenschentum,
b) -Jako podludzi – Untermensch, wykorzystywani do pracy niewolniczej w Niemczech,
c) -Jako robactwo – als Ungeziefer ansieht.
Kopia instrukcji Nr 1306 Ministerstwa Propagandy Niemieckiej Rzeszy wydana przez dr. Josepha Goebbelsa z dnia 24 października 1939 r. „O sposobie traktowania kwestii polskiej przez niemieckie mass-media” (kopia Bundesarchiv „Sammlung Grammer” – Mitschriften von „Bestellungen” und Vertraulichen Informationen” der Presskonferenz des Reich – Ministerium für Volksaufklarung und Propaganda. Zbiór 1–236 od dnia 7,8-30.12.1939r. ZSG 101/4[20].