Demony zemsty. Beria. Adam Przechrzta

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Demony zemsty. Beria - Adam Przechrzta страница 16

Demony zemsty. Beria - Adam Przechrzta

Скачать книгу

alt=""/>

      Nadieżda zamruczała rozkosznie i położyła na moim udzie drugą stopę. Nacisnąłem kilka punktów na pięcie, rozmasowałem podbicie.

      – I łydkę – poprosiła. – Masz cudowne dłonie.

      Odchrząknąłem z rozbawieniem, przypuszczałem, że całkiem sporo osób byłoby innego zdania, ale nie było sensu rozmawiać o tym z Nadią. Sam zresztą wolałbym masować zgrabne damskie stopy, niż łamać kręgosłupy lub ręce, jednak nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.

      – Nie miałeś wcześniej tych blizn – zauważyła, dotykając mojego przedramienia.

      – Przeszkadzają ci?

      Zamiast odpowiedzieć, pocałowała wyjątkowo paskudną szramę.

      – To musiało boleć? – rzuciła pytająco.

      – Było, minęło – stwierdziłem obojętnie.

      – Co zrobisz z tym waszym szpitalem?

      – Na razie nic. Za wysokie progi. Wiesz, że poprzednią ekipę wysłali do łagru?

      Przytaknęła z ponurą miną.

      – Zadecydował o tym jeden z ludzi Berii – kontynuowałem. – Jeśli spróbuję protestować albo nie daj Boże zarzucić coś konowałom z resortowego, bezpieka zje mnie żywcem. A i tak nie jestem ich ulubieńcem.

      – Na razie? – zaakcentowała.

      – To tylko element układanki, są dużo ważniejsze sprawy. Ale jeśli kostki zaczną się przewracać, pomyślę i o naszym resortowym szpitalu. Kto wie? Może nawet dam radę wyciągnąć z łagru prawdziwych lekarzy?

      Nadia popatrzyła na mnie z troską i usiadła. Kiedy sięgnąłem do jej piersi, trzepnęła mnie po palcach.

      – Więc liczysz na efekt domina? I kto ma zapoczątkować tę reakcję?

      – Czy to ważne?

      – Rozumiem, że odpowiedź by mi się nie spodobała?

      – Raczej nie.

      Nadieżda zagryzła wargi, lecz nie kontynuowała tematu. Mądra dziewczyna! Bo i co mógłbym jej powiedzieć? Że kiedy zabiję Berię, będziemy żyli długo i szczęśliwie? Niejeden chciałby widzieć Ławrentija Pawłowicza w mogile, tylko że jak na razie Beria ma się świetnie jak nigdy, a jego wrogowie wręcz przeciwnie.

      – Co zrobimy? – spytała.

      – Nic specjalnego, zaraz coś zjemy i pójdziemy spać, a rano wyrzucę cię z łóżka o szóstej, bo mam sprawy do załatwienia.

      – I nie zobaczymy się wcześniej niż za pół roku? – dokończyła z goryczą.

      Pogłaskałem ją, tym razem pozwoliła mi się dotknąć.

      – Przecież wiesz, dlaczego nie mogę się z tobą za często spotykać.

      – Wiem – przytaknęła. – Ale nie jest mi z tego powodu ani trochę lżej.

      Swego czasu opowiedziałem jej o Lizie i o tym, co spotyka kobiety, na których mi zależy. Z nich wszystkich żyły tylko Natasza i Inga von Bredow, choć tej drugiej pewnie niewiele już zostało. Jeśli Beria przejmie władzę w państwie, prędzej czy później wyrówna rachunki...

      – Dosyć tych smętnych myśli! – skarciłem Nadię stanowczo. – Lepiej powiedz, co chcesz na kolację?

      – A co mam do wyboru?

      – Nie doceniasz mnie – stwierdziłem z wyrzutem. – Masz do czynienia z najlepszym kucharzem Dziesiątej Kompanii Desantowej, wybitnym specjalistą w zakresie przyrządzania gulaszu z kociego mięsa.

      – Wolałabym coś mniej wyrafinowanego, jestem prostą dziewczyną. Może jajecznica?

      – Cóż, to oczywiste marnowanie mojego talentu, ale jeśli dama sobie życzy, zniżę się do poziomu zakładowej stołówki – oznajmiłem wyniośle.

      – Dama sobie życzy, wolałabym się nie porzygać w czasie operacji. – Szturchnęła mnie bosą stopą.

      Złapałem Nadię za kark, przełożyłem przez kolano i wlepiłem kilka żartobliwych klapsów. Pisnęła zaskoczona, ale zaraz potem zepchnęła mnie na podłogę. Potoczyliśmy się po dywanie, ostatecznie zadziałało mordercze szkolenie żołnierza wojennoj razwiedki i znalazłem się na górze. Później zrobiłem nam jajecznicę. Prawdę mówiąc, dużo później.

      Dzwonek usłyszałem dokładnie o szóstej trzydzieści, pogratulowałem sobie w duchu, że kwadrans wcześniej zdążyłem wyprawić Nadię do pracy. Wolałem, żeby Sun nie wiedział o mojej zażyłości z lekarką.

      Chińczyk wyglądał na wypoczętego, zapewne w odróżnieniu ode mnie spędził noc samotnie.

      Poczęstowałem gościa herbatą i cierpliwie czekałem, aż powie mi, o co chodzi. Zdawałem sobie sprawę, że poganianie go nie ma najmniejszego sensu.

      – Jak się czujesz? – spytał niespodziewanie.

      – Nieźle – odparłem, starając się nie okazać zdziwienia.

      Wątpiłem, żeby stan mojego zdrowia interesował Chińczyka, skąd więc ta ciekawość?

      – W porównaniu ze stanem sprzed otrucia – doprecyzował.

      – Nie najlepiej – przyznałem. – Jestem słabszy, wolniejszy, mniej odporny.

      Sun pokiwał głową, jakbym właśnie potwierdził jego domysły.

      – Dlaczego pytasz?

      – Zastanawiałem się, ile czasu zajmie ci powrót do sił.

      – I jak uważasz?

      – W takim tempie jakieś dziesięć, może piętnaście lat. O ile doczekasz, bo w twojej branży trzeba być twardym.

      Zmierzyłem go niechętnym spojrzeniem, nie lubiłem, kiedy ktoś mówił mi, jakie mam szanse na przeżycie. Sam wiedziałem, że nie za wielkie.

      – Ale można to zmienić – kontynuował.

      – Niby jak?! – parsknąłem ze złością. – Wykonuję wszystkie ćwiczenia, jakie mi zaleciłeś!

      – I dobrze, jednak jest też droga na skróty...

      Zacisnąłem zęby, teraz już wiadomo, dlaczego Sun chciał się ze mną spotkać.

      – Po pierwsze, nie bardzo wierzę w te hokus-pokus. Po drugie, musiałbym wiedzieć, czego chcesz w zamian? Są rzeczy, których nie zrobię

Скачать книгу