Demony zemsty. Beria. Adam Przechrzta

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Demony zemsty. Beria - Adam Przechrzta страница 17

Demony zemsty. Beria - Adam Przechrzta

Скачать книгу

zrobić, trudzą się nad tym całe życie i przekazują dwie, trzy pigułki swojemu następcy.

      – Jeśli to działa jak ten środek, który mi wtedy podałeś, to raczej nie skorzystam.

      – Nie, one nie powodują bólu, co najwyżej biegunkę i wymioty, bo ciało intensywnie się oczyszcza.

      – Rozumiem, że masz coś takiego?

      – Owszem. Mam dwie pigułki Skrzydlatego Tygrysa.

      – Słucham?!

      – Przepraszam – roześmiał się Sun. – To dosłowne tłumaczenie. W Chinach uważa się, że mistrz sztuk walki podobny jest do tygrysa, a kiedy przejdzie na jeszcze wyższy poziom, jest jak tygrys, któremu wyrosły skrzydła: potężny i niepokonany. Jeśli się dogadamy, dam ci jedną pigułkę, jej skutki odczujesz w ciągu kilku dni. Myślę, że staniesz się równie silny, a może i silniejszy niż przed otruciem. Drugą otrzymasz po akcji, oszczędzisz sobie w ten sposób kilkudziesięciu lat ćwiczeń.

      – A gdzie haczyk? Co będę musiał zrobić?

      – Zniszczyć jedno z tajnych laboratoriów Berii. Dawniej należało do Abakumowa, towarzysz Beria przejął je, kiedy tamten został aresztowany.

      – Zwariowałeś! Wiesz, jak ochrania się tego typu obiekty?! Nie dałbym rady nawet z kompanią czołgów!

      – Bez przesady, naliczyłem wszystkiego dziesięciu wartowników, mam wrażenie, że to bardziej prywatne niż resortowe przedsięwzięcie.

      – Niech zgadnę: to właśnie tam wytwarzają tę dziwną chińską truciznę?

      – Tak. I nie tylko. Także rozmaite mieszanki narkotyków.

      Zamarłem. Czyżby Sun wiedział, że na rozkaz Abakumowa zaatakował mnie nafaszerowany narkotykami urka? Tylko skąd? Cała sprawa nie wyszła poza ścisłe kierownictwo MUR-u. No, a przynajmniej tak mi się zdawało...

      – Abakumow, a teraz Beria wykorzystują to laboratorium do produkcji rzadkich preparatów na własny, nie resortowy użytek. Jak kiedyś Jagoda.

      Skinąłem głową: jeden z poprzedników Berii na stanowisku szefa bezpieki, Gienrich Jagoda, był z zawodu farmaceutą, a z zamiłowania trucicielem. Niewykluczone, że Abakumow, a może i Beria stosowali egzotyczne trucizny przeciwko ludziom, których nie mogli zabić otwarcie. Tylko co to obchodzi Suna?

      – Pewnie zastanawiasz się, co mi do tego? – kontynuował.

      – A jakże! Powiedziałeś, że nie masz żadnych związków z chińskim wywiadem, a teraz chcesz się mieszać w naszą politykę!

      – Nie mówiłem niczego o związkach – sprostował łagodnie. – Oświadczyłem jedynie, że nie wykonuję ich rozkazów. Bo nie wykonuję. A zniszczenie tego laboratorium nie ma nic wspólnego z polityką, chcę ich po prostu pozbawić dostępu do trucizny Dziesięciu Tysięcy Demonów. Tylko tyle. Są sekrety, które nie powinny wychodzić na jaw.

      – I za tę niemal samobójczą misję oferujesz mi pigułki, które mają oczyścić moje czakry? – rzuciłem z przekąsem.

      – Kanały energetyczne – poprawił spokojnie. – Dokładnie tak. Jeśli będę z ciebie zadowolony, dorzucę jeszcze naukę qinggong.

      Odchrząknąłem niepewnie, manuskrypt Doskonałych wspominał jedynie o „sztuce lekkości”, nie szczędząc zachwytów tajemnym technikom qinggong. Jej adepci mogli podobno „spocząć na cienkiej gałęzi drzewa lekko jak motyl”, wyskoczyć w górę na wysokość kilku metrów lub nawet „wzlecieć jak jaskółka”, wreszcie chodzić po trawie i śniegu, nie pozostawiając śladów.

      – Po czorta mi to? – spytałem, wzruszając ramionami.

      – Razumowski, Razumowski... – westchnął Sun.

      – A można bardziej szczegółowo?

      – To umiejętność czynienia ciała lekkim – odpowiedział. – Wyobraź sobie, że twoja ręka, noga czy całe ciało ważą o połowę mniej niż w rzeczywistości. Jak myślisz, jakie będą tego skutki? Dodam, że siła mięśni pozostanie bez zmian.

      – Zwiększona szybkość?

      – Tak. Będziesz szybszy niż większość ludzi. Co więcej, twoje ciosy będą potężniejsze, pamiętasz jeszcze podstawy fizyki? Siła zależy od masy i prędkości. A ty będziesz bardzo szybki. Żaden piesek Berii nie będzie w stanie rzucić ci wyzwania.

      – Dlaczego sam nie zniszczysz tego laboratorium?

      – Nie mogę. To część umowy, która cię nie dotyczy. Wreszcie nie znam odpowiednich procedur i zabezpieczeń, no i trudno by mi było podawać się za inspektora czy innego urzędasa uprawnionego do wizyty w laboratorium. Jeśli wartownicy zobaczą Chińczyka, od razu otworzą ogień.

      – Czyżby ktoś ich poinstruował, że mają szczególnie uważać na Chińczyków?

      – Być może – przyznał. – Lecz to nie twój problem, tobie pozwolą podejść, przedstawić dokumenty.

      – Jakie, kurwa, dokumenty?! Choćbym stanął na głowie, w pięć minut stwierdzą, że to lipa!

      – Więcej ci nie trzeba, nie masz infiltrować tego laboratorium, tylko rozwalić je w diabły. No i koniecznie zabić cały personel.

      – Może jeszcze namalować na ścianie: „Śmierć komunistom!”?

      – To nie taki głupi pomysł, dobrze by było podsunąć bezpiece jakiś mylny trop, bo przecież będą szukali sprawców, już Beria się o to zatroszczy – odparł niefrasobliwie Sun.

      Spojrzałem na niego ze złością, ale Chińczyk odpowiedział łagodnym, lekko kpiącym uśmiechem.

      – Możesz odmówić, a ja i tak zniszczę laboratorium, nawet bez ciebie, tyle że ominie cię nagroda – powiedział.

      – To nie herbatka u cioci! – warknąłem. – Żeby to zrobić, trzeba by zdobyć lewe dokumenty, plan budynku, broń, być może znaleźć godnych zaufania pomocników – wyliczałem.

      – I żadna z tych rzeczy nie przekracza twoich możliwości. Dlatego ci to zaproponowałem.

      Wyciągnąłem srebrną papierośnicę po ojcu, zapaliłem, nie częstując rozmówcy, zaciągnąłem się głęboko. Nie miałem specjalnej ochoty na papierosa, musiałem się jednak zastanowić. Najłatwiej byłoby odrzucić propozycję Chińczyka, ale Sun już nie raz pokazał, że nie rzuca słów na wiatr. Może rzeczywiście potrafi mnie wyleczyć? W dodatku ta druga pigułka, no i nauka qinggong... Z drugiej strony było oczywiste, że Beria zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby złapać sprawcę napadu na laboratorium. Przejął je po Abakumowie i miał daleko idące plany odnośnie do wytwarzanych tam trucizn. Mimo że udało mu się stworzyć superresort, wiadomo było, że konkurenci nie oddadzą mu dobrowolnie władzy, ale gdyby któryś zmarł albo choćby ciężko zachorował, akcje Ławrentija Pawłowicza poszłyby w górę. Nie ma mowy, żeby darował zniszczenie prywatnej fabryki trucizn. Po cholerę

Скачать книгу