Ktoś tu kłamie. Jenny Blackhurst
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ktoś tu kłamie - Jenny Blackhurst страница 12
– Ping-pong? Fikołek?
– Kładę właśnie Amalie do łóżka. Jest jak zła gąbka językowa. Kiedyś nauczycielka zwróciła jej uwagę, że porozrzucała zabawki, a Amalie zapytała ją, co, do jasnej cholery, ma w związku z tym zrobić. Wpadniesz? Nie wkurza cię to wszystko? – Felicity z komórką wklinowaną między policzek a ramię podnosiła misie, jednego po drugim, żeby Amalie mogła któregoś wybrać.
– Nie ten. – Jej córka pokręciła głową.
– Ale bierzesz go co noc, zobacz…
– Nie ten.
Felicity pokazała jej następnego misia, nazwanego Benji albo jakimś innym głupim imieniem. Doskonale pamiętała chwilę, kiedy kupowała miśki dla bliźniaczek, ponieważ wtedy po raz pierwszy prawie zaklęła „kurwa mać” w sklepie z pluszowymi zabawkami. Nie zdawała sobie sprawy, że trzeba wziąć kredyt hipoteczny, żeby kupić dwa misie, zwłaszcza że później trzeba je samodzielnie wypchać i ubrać.
– Nie. To głupek.
Głupek. Wart prawie pięćdziesiąt funtów, wypchany, w różowej spódniczce baletnicy, biedny transwestyta Benji został zdegradowany do głupka.
– Cóż, nie jest to najmilsza rzecz, jaka może się wydarzyć we wtorkowy wieczór, ale co mam zrobić? Jakiś dziennikarz zadzwonił do nas minutę po emisji podcastu, gdy jeszcze nawet sami go nie słyszeliśmy. Marcus pogada z prawnikiem i zobaczymy, co on powie. Jestem pewna, że do jutra uda nam się to usunąć, i mam nadzieję, że nikt nawet tego nie słuchał. Może nikt nie pomyśli, że chodzi o ciebie, jeśli kilka razy wykrzywisz twarz. Może zrobią ci się zmarszczki i będziesz wyglądać jak każda z nas.
– Zabawne! – Felicity podniosła sfatygowanego słonika, a Amalie pokręciła głową. – Nic na to nie poradzę, że mam naturalnie młodzieńczą cerę.
– Ten – oznajmiła Amalie, wskazując pierwszą przytulankę z tych, które proponowała jej matka.
Felicity westchnęła. Mollie zasnęła prawie dwadzieścia pięć minut temu, ledwie przyłożyła głowę do poduszki. Jak bliźniaczki mogą się tak różnić?
Nie wierzyła, że Karla nie denerwuje się tym, jak podcast może wpłynąć na jej karierę. Ona sama chyba też powinna się przejmować, bo przecież Karla była najlepszą klientką w jej PR-owym biznesie, ale w tej chwili martwiła się tylko o własną reputację.
– Naturalnie, fakt – ćwierknęła słodko Karla. – Tak właśnie powiedziałam Mirandzie. I dodałam, że powinna nastawić sobie minutnik, żeby co czterdzieści pięć minut pić algi i zanurzać twarz w lodowatej wodzie, i może wtedy ona też zostałaby opisana jako kobieta o młodzieńczej twarzy. Myślisz, że słuchała?
– Bardziej się martwię o Mary-Beth. Odezwała się? Dlaczego wczoraj zniknęła z pikniku? A teraz ten okropny facet w podcaście mówi, że najbliższa przyjaciółka Eriki coś wie. Jak myślisz, co ona wie?
– Nic nie wie – odparła Karla, ale głos jej się lekko załamał. – Naprawdę uważasz, że gdyby wiedziała coś o tym, co spotkało Ericę, nie poszłaby od razu na policję? Mary-Beth jest prosta jak linijka. Mogłaby wypchnąć Ericę z okna na pięćdziesiątym piętrze, a potem napisałaby swoje przyznanie się do winy jeszcze przed przybyciem policji.
Felicity pochyliła się, żeby pocałować Amalie w czubek głowy, o mało nie upuszczając przy tym komórki. Córka obrzuciła ją spojrzeniem, które wyraźnie mówiło: jeśli myślisz, że pójdzie ci ze mną tak łatwo, to chyba zwariowałaś.
– Wiem, wiem. Masz rację.
– Wiem, że mam. Nie możemy wzajemnie w siebie wątpić. Wystarczy, że zacznie w nas wątpić mnóstwo innych ludzi.
– Czy nie mówiłaś, że nikt nie będzie tego słuchać? – Felicity zatrzymała się na szczycie schodów i jęknęła. – Jutro się to rozniesie po całym Severndale. Wiem, że tak będzie. Mojej firmy nie stać na skandal, Karlo. Jestem na takim etapie, że nie muszę się martwić, skąd wezmę następnego klienta. Ale jak będę mogła dalej zajmować się zarządzaniem marką, jeśli moje nazwisko zostanie powiązane z czyjąś śmiercią?
– Nie ma powodu do obaw. – Głos Karli brzmiał krzepiąco, lecz Felicity wykryła w nim coś, co jej powiedziało, że nawet ona nie wierzy w to, co mówi. – Nie będzie żadnych złych skutków. Daję ci słowo.
Amalie krzyknęła, wołając mamę, co ucięło dalszą rozmowę. Felicity westchnęła.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz. Muszę kończyć. Pogadamy jutro?
– Pewnie. Postaraj się nie zamartwiać, Fliss. Ja się nie martwię.
Karla odłożyła słuchawkę na widełki i wypuściła powietrze.
– Trzyma się? – zapytał Marcus, kładąc rękę na jej ramieniu.
– Mam nadzieję – odparła. – Zarządza moją marką. Jeśli się rozsypie, będę miała przepieprzone. Dzwoniłeś do prawnika?
– Nie, jeszcze nie. Od dwudziestu minut próbuję złapać Jacka. Nie odbiera. Przejdę się i zapukam do jego drzwi. Sprawdzę, czy u niego wszystko w porządku.
– Tak, masz rację. Biedaczysko. – Karla westchnęła, lekko zawstydzona. – Prawnicy i agenci mogą zaczekać do rana. Teraz ważniejszy jest Jack.
– Mamo – odezwał się Zach za jej plecami. – Myślałem o tym podcaście.
– Zach, na miłość boską – warknęła. – Dlaczego wszyscy dostali obsesji na punkcie tej głupoty? To tylko jakiś idiota, który nie ma nic lepszego do roboty, niż wywoływać sensację. Idź się pobaw w swoim pokoju, dobrze?
Zach dwa razy mrugnął swoimi niebieskimi oczami, zaskoczony ostrym tonem matki, i skinął głową.
– No dobra – wymamrotał, wciąż kiwając głową. – Super. Jak chcesz.
– Musisz się uspokoić – szepnął łagodnie Marcus, gdy Zach go minął, z markotnym wyrazem twarzy wlokąc się ku schodom.
– Wiem, pójdę i przeproszę Zacha. Nie powinnam się na nim wyżywać.
Marcus przyciągnął ją i objął.
– Jest tak, jak właśnie powiedziałaś Felicity. To tylko chory żart i sprawa ucichnie, gdy ludzie zrozumieją, że ten dupek nic nie wie.
– A jeśli nie ucichnie?
Karla spojrzała na męża, na człowieka, którego chroniła przez całe małżeństwo i którego sława i reputacja zapewniały im dostatnią egzystencję. Nie straci – nie może stracić – tego wszystkiego. Zbyt ciężko pracowała, żeby stworzyć ich wspólne życie, ich idealny dom, sławę, sukces. Karla Kaplan aż nazbyt dobrze wiedziała, jak to jest nigdy nie czuć się wystarczająco dobrym. Teraz dołoży wszelkich starań, żeby ocalić ich wspólne osiągnięcia.
Tak